Henning Berg musi wyciągnąć wnioski z błędów - fot. Mishka / Legionisci.com
REKLAMA

Siedem kroków od mistrzostwa

Wiśnia, źródło: Legionisci.com - Wiadomość archiwalna

Przedstawiamy kolejne podsumowanie minionego sezonu, kto wie czy nie najważniejsze. Przez ostatni rok byliśmy świadkami gry Legii Warszawa na wielu frontach. Dlaczego w ekstraklasie poszło najgorzej i ostatecznie nie udało się obronić mistrzostwa? Powodów na pewno jest wiele, ale staraliśmy się wyróżnić te najważniejsze. Zapraszamy do lektury!

1. Nadmierna rotacja

Pierwszy i chyba główny problem Legii w zakończonym sezonie. Wydaje się, że Henning Berg zbyt mocno uwierzył w wyimaginowany status dominatora jego drużyny w ekstraklasie. W pierwszych ligowych kolejkach kibice mogli łapać się za głowy, kiedy widzieli graczy, których Norweg posłał do boju. Fani, siedzący wygodnie na stadionie przy ulicy Łazienkowskiej oraz dzieci, czekające na autograf od swoich idoli, mogły niemało się rozczarować, kiedy kilka minut przed rozpoczęciem pojedynku Młode Wilki prezentowały wyjściową jedenastkę ówczesnych mistrzów Polski. Weźmy dla przykładu pierwszy domowy ekstraklasowy mecz Legii w sezonie 2014/15. Początek rozgrywek, rywalem GKS-Bełchatów, czyli beniaminek w najwyższej klasie rozgrywkowej, który na pojedynek z mistrzem na pewno wyjdzie niesamowicie umotywowany. Kibice wyczekują wbiegnięcia na boisko Miroslava Radovicia czy Michała Żyry, którzy zaaplikowaliby bramkarzowi rywali kilka goli. W środku pola miał rozstawiać przeciwników Tomasz Jodłowiec, ale... niestety. Na próżno było szukać ich wtedy na boisku. W ataku biegali Arkadiusz Piech oraz Wladimer Dwaliszwili. Na jednym skrzydle Adam Ryczkowski, na drugim Jakub Kosecki, a w środka pola rozbijać ataki oponenta miał Helio Pinto. Zlekceważenie rywala? Być może. Oszczędzanie najlepszych graczy na rewanżowe starcie z Saint's Patrick? Pewnie tak. Chęć udowodnienia, że nawet taki skład wystarczy na tegorocznego beniaminka? Na pewno. To była pierwsza bolesna lekcja dla Henninga Berga, z której nie wyciągnął jednak żadnych wniosków. Nieciekawą rzeczywistość zaburzała wizja podziału punktów, przez co wydawało się, że nawet takie wstydliwe porażki nie przeszkodzą w obronie mistrzostwa. Okazało się jednak, iż właśnie gubienie oczek w takich starciach finalnie umiejscowiło Legię na drugiej lokacie.

2. Brak porozumienia z Sa

O relacjach na linii Berg - Sa napisano już chyba wszystko. Opinie na temat wystawiania lub niewystawiania Portugalczyka od pierwszych minut są podzielone. Jedni mówią wprost - pomijanie takiego snajpera przy ustalaniu wyjściowej jedenastki to grzech. Drudzy bronią szkoleniowca i stawiają regulamin szatni i wzajemny szacunek ponad wszystko. Sa wielokrotnie podpadł trenerowi w trakcie sezonu. Nie przykładał się do treningów, nie przestrzegał zaleceń taktycznych i wymyślał sobie kontuzje. Norweg, znany ze swojej konsekwencji, nie zważał nawet na to, że kiedy Orlando był na boisku, Legia zazwyczaj wygrywała. Konsekwentnie sadzał go na ławce rezerwowych, a do boju posyłał niemłodego już jak na piłkarza Marka Saganowskiego, czym wywoływał szał u większości kibiców. Kiedy okazało się, że tylko z Sa na szpicy Legia może obronić mistrzostwo, było już za późno. Portugalczyk pod koniec sezonu zaczął dostawać więcej szans, odwdzięczał się zdobytymi bramkami, ale to nie wystarczyło. W tym konflikcie zamiast sportowej rywalizacji wygrały regulaminy i zasady, którymi kieruje się Norweg. Szkoda, że obydwaj nie potrafili znaleźć porozumienia, obronić mistrzostwo, a potem rozstać się i przynajmniej na koniec podać sobie rękę. Tego zabrakło, a o relacjach pomiędzy panami najlepiej świadczą obrazki z ostatniego ligowego starcia z Górnikiem Zabrze, kiedy Sa samowolnie zszedł z boiska, nie reagując na apele Henninga Berga, aby pozostał jeszcze na placu gry i poczekał na zmianę.

3. Brak dominacji, przewidywalność

Monotonia, schematyczność, zero zaskoczenia. Tymi słowami można opisać styl gry Legii w zakończonym sezonie. Niezależnie od przeciwnika, schematy rozgrywania piłki w ataku były takie same. Najbliższemu przeciwnikowi Legii wystarczyło obejrzenie ostatniego spotkania "Wojskowych", aby widzieć, na jakie elementy powinni zwrócić uwagę. Plan był jasny - dalekie krzyżowe podanie do będącego na skrzydłach Michała Żyry lub Michała Kucharczyka, zejście do środka i strzał. O tym, jak zostanie przeprowadzony atak legionistów wiedzieli ich rywale zanim jeszcze wybiegli na boisko. Zabrakło elementu zaskoczenia i dostosowania taktyki ofensywnej do przeciwnika, chociaż właśnie na to Henning Berg miał zwracać największą uwagę. Co więcej, irytowało zachowanie Legii po strzelonym golu. Norweg, sprawdzającą się taktykę w Lidze Europy, przeniósł na polskie boiska. Po objęciu prowadzenia "Wojskowi" cofali się na swoją połowę i wyczekiwali ataków rywala. Nie zamierzali atakować i dobić przeciwnika, niezależnie od tego czy naprzeciwko stali zawodnicy Podbeskidzia Bielsko-Biała, Śląska Wrocław czy jakiejkolwiek innej drużyny.

4. Przegrane mecze z Lechem

Bardzo ważne w kwestii przegrania mistrzowskiego tytułu były również dwa przegrane mecze z Lechem Poznań. Legia uległa poznaniakom dwukrotnie - raz u siebie, a raz na wyjeździe. Łącznie w tych starciach stołeczny zespół stracił sześć punktów, ale co istotniejsze, 9 maja 2015 roku pożegnał się z pozycją lidera tabeli, której już nie odzyskał. Boleć mogą również okoliczności, w których Legia doznała tych dwóch porażek. Za pierwszym razem wszystko układało się dobrze, aż do czasu otrzymania czerwonej kartki przez Arkadiusza Malarza. Kiedy legioniści grali w osłabieniu, nic już nie wyglądało dobrze i Lech siłą rzeczy musiał zdobyć dwie bramki. W Warszawie gospodarze także musieli uznawać wyższości poznaniaków. Gdyby Guilherme trafił w ostatniej akcji do bramki, a nie w śpiewające na trybunie dzieciaki, Legia prawdopodobnie zremisowałaby i kto wie czy, nie czekałaby teraz na swojego rywala w eliminacjach do Ligi Mistrzów.

5. Bagatelizowanie meczów o "1,5 pkt"

Niestety, niemal po każdym przegranym lub zremisowanym ligowym meczu przed podziałem oczek, można było usłyszeć stałą śpiewkę o tym, że stracone zostało tylko 1,5 punktu. Wówczas mówiono, iż do końca sezonu jest jeszcze dużo czasu i wszystko można odrobić, a przeciwnicy też na pewno będą gubić punkty. Jaką wartość miały porażki z takimi rywalami jak Podbeskidzie Bielsko-Biała, GKS-Bełchatów, Lechia Gdańsk czy Górnik Łęczna, mogliśmy przekonać się na początku czerwca. Znamienne w tej sytuacji są także słowa legionistów, którzy po przegranej na własnym stadionie z Lechem Poznań ochoczo mówili, że teraz do końca ligi wygrają wszystko i zdobędą mistrza. Nie, nie wygrali wszystkiego. Wyrżnęli się już na pierwszym płotku z napisem Śląsk Wrocław, kiedy zaledwie zremisowali 1-1. To właśnie był kulminacyjny moment, kiedy wszystkie słabości Legii zostały obnażone. Gracze Henninga Berga nie potrafili pokonać rywala. Oczywiście, Legia grała w dziesiątkę po drugiej żółtej kartce dla Tomasza Brzyskiego, ale co to za usprawiedliwienie? Gdyby nie jego bezsensowne dyskusje z arbitrem i w konsekwencji pierwsza żółta kartka, dograłby za pewno tamto starcie do samego końca.

6. Brak następcy Radovicia

Legia wyglądała na wiosnę słabo pod względem ofensywnym, ponieważ tak pracuje maszyna, z której wyjmie się najważniejsze koło zębate. Miroslav Radović w zimowym oknie transferowym odszedł do drugiej ligi chińskiej, a zarząd nie postarał się o solidne zastępstwo za niego. Taki rozwój wypadków może tym bardziej szokować, że o możliwej sprzedaży swojego najlepszego zawodnika właściciele wiedzieli już dużo wcześniej. To właśnie z powodu pojawiających się ofert z ligi chińskiej, "Rado" podpisał z klubem "dożywotni" kontrakt. Tylko w ten sposób można było znieść w jego umowie klauzulę odstępnego, która do tej pory wynosiła zaledwie kilkaset tysięcy euro. Takie zabiegi na niewiele się jednak zdały. Chińczycy napierali, aż dopięli swego. Zarząd twierdził, że nie mógł w tej sytuacji nic zrobić - Radović chciał odejść, a Legia nie może nie skorzystać z zarobku 2 mln euro za 31-letniego zawodnika. Gdyby jednak wtedy ktoś pomyślałby, jakie taki transfer będzie miał konsekwencje, raczej nie pozbyłby się swojego piłkarza za żadne pieniądze. Teoretycznie następcą Radovicia miał być Michał Masłowski. Henning Berg w nim upatrzył sobie kandydata do współpracy z Ondrejem Dudą. Były pomocnik Zawiszy Bydgoszcz, przynajmniej na razie, nie radzi sobie z presją gry w takim klubie jak Legia Warszawa. Ma inne zadania niż u swojego poprzedniego pracodawcy. Nie ma na boisku tyle swobody i zamiast kreować akcje w ataku, musi przestrzegać ściśle nakreślonego planu taktycznego. Brak odpowiedniego zastępcy dla Radovicia, a raczej w ogóle się jego pozbycie, to chyba był gwóźdź do trumny Legii w poprzednim sezonie. Dopiero po jego sprzedaży można było się przekonać, jak wiele znaczył dla klubu. Nie chodzi nawet tutaj tylko o umiejętności boiskowe, ale również o bycie liderem w szatni.

7. Nieumiejętne korzystanie z młodzieży

Owszem, Henning Berg na początku sezonu konsekwentnie stawiał na młodzież, ale chyba nie o takie wprowadzenie młodych piłkarzy do składu chodziło. Wystawianie w wyjściowej jedenastce kilku piłkarzy, którzy dotychczas niemal nie powąchali murawy w ekstraklasie, mijało się z celem. Na potwierdzenie tego wystarczy przypomnieć wyniki Legii, kiedy skład wystawiony przez Norwega można uznać za eksperymentalny. Przegrany Superpuchar z Zawiszą Bydgoszcz, remis z Górnikiem Zabrze i porażka z GKS-em Bełchatów to konsekwencja złego doboru składu. Zamiast od pierwszej minuty wpuszczać na boisko kilku młodych zawodników, lepszym rozwiązaniem byłoby robić to stopniowo, dawać im najpierw grać kilkanaście końcowych minut, kiedy nie ma już dużej presji wyniku. Z biegiem czasu Norweg zmienił się z kolei o 180 stopni. Przestał już stawiać na młodych piłkarzy, co w pewnym sensie zabiło ich możliwość rozwoju. Doszło nawet do paradoksalnej sytuacji, kiedy powołany do kadry U-19 Adam Ryczkowski nie mógł stawić się na zgrupowaniu reprezentacji Polski, ponieważ Henning Berg chciał go mieć w składzie na mecze w grupie mistrzowskiej. Szkoda tylko, że wszystkie starcia młody piłkarz obejrzał z trybun albo z ławki rezerwowych...

REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.