Konrad Jałocha - fot. Woytek / Legionisci.com
REKLAMA

W rozjazdach: Konrad Jałocha

Jeleń, źródło: Legionisci.com - Wiadomość archiwalna

Karuzela transferowa rozkręciła się na dobre. Prezes Leśnodorski wymienił w telefonie już pewnie ze trzy baterie, media prześcigają się w wyszukiwaniu kolejnych sensacji, bo ku zaskoczeniu wszystkich, znana nam doskonale fraza „nie dla Legii” zamieniła się w sformułowanie „podpisał kontrakt”. Ochłońmy jednak od wrażeń i popatrzmy na to co nasze. Sprawdziliśmy co słychać w Gdyni u Konrada Jałochy.

Zeszły rok Arka skończyła na 10 miejscu, teraz znajduje się na 2 pozycji. Sytuacja jest niezła, dobra, czy znakomita?
Konrad Jałocha: - Powiedziałbym, że bardzo dobra. Mamy tylko punkt straty do lidera i z pewnością do końca będziemy walczyć o to, żeby ta różnica się nie powiększyła. Kto wie, być może uda nam się nawet wskoczyć na samą górę tabeli? Uważam, że Arka zasługuje na to, aby znów zagrać w Ekstraklasie. Gdynia to naprawdę fajne miasto, w którym dobrze się żyje, kibice są tutaj znakomici, więc będziemy robić wszystko, żeby klub mógł zaprezentować wszystkie swoje walory na najwyższym poziomie rozgrywkowym.

fot. Woytek / Legionisci.com

Bardzo dobra dla klubu, ale jaka ta runda była dla Ciebie?
- Myślę, że niezła. Przytrafiały mi się spotkania, w których grałem tak jak bym chciał, były też jednak i takie, w jakich nie udało mi się ustrzec błędów. Mogłem potem sobie na spokojnie usiąść i przeanalizować wszystko z trenerem. Mogłem, bo grałem – to w tym wszystkim było najistotniejsze. Każdy mecz to bardzo cenna lekcja. Kiedy jesteś bramkarzem, musisz wymagać od siebie bardzo dużo, a ja cały czas staram się to robić. Zawsze jest nad czym popracować, a dzięki temu wypożyczeniu pracowałem naprawdę dużo, zarówno na boisku, jak i poza nim.

Wspominasz jakieś mecze szczególnie źle, lub szczególnie dobrze?
- Najbardziej w pamięci zapadł mi chyba mecz z MKS-em Kluczbork. Co prawda nie wygraliśmy, bo padł remis 1-1, ale wtedy broniło mi się doskonale. Zatrzymałem kilka trudnych piłek, wyciągnąłem parę akcji sam na sam, także z tego spotkania byłem zadowolony. Trochę się tak uczepiłem tych remisów, bo z pamięci najchętniej wykasowałbym 2-2 z Pogonią Siedlce, kiedy graliśmy w Pruszkowie. Jak ja tam wpuściłem te dwie bramki, to do dzisiaj nie potrafię tego wytłumaczyć. Nie chcę jednak grzebać w trupach, bo takie wspominki nigdy niczego dobrego mi nie przyniosły (śmiech).

fot. Małgorzata Chłopaś / Legionisci.com

Presję w Legii na stulecie każdy widzi, a czy w Gdyni też kibice naciskają na awans?
- Myślę, że ich oczekiwania są całkiem zrozumiałe. Arka od prawie pięciu lat tuła się na zapleczu Ekstraklasy, a w tym sezonie ta tułaczka nareszcie może zamienić się w awans. Wszyscy chcą tutaj powrócić do najwyższej klasy rozgrywkowej, ludzie są po prostu głodni tego awansu, piłkarze chcą wreszcie pojawić się na boiskach innych niż te pierwszoligowe. Na początku rundy nikt o tym nie mówił, ale apetyt rośnie w miarę jedzenia i skoro zobaczyliśmy, na jaki poziom udało nam się dostać, to raczej nie zamierzamy z niego zjechać. Oczywiście nie ma jakiegoś wysokiego ciśnienia, rozmów motywacyjnych z wielkimi słowami, ale atmosferę rosnących oczekiwań dało się naturalnie odczuć. Na wiosnę oczekiwania wzrosną jeszcze bardziej, a my będziemy chcieli zrobić wszystko, żeby ich nie zawieść.

Droga na szczyt tabeli była wyboista, potknęliście się między innymi na Zagłębiu Sosnowiec. Jak czułeś się, kiedy bramkę strzelił Ci Twój kolega, Kuba Arak?
- Nie ma różnicy kto strzela, różnica byłaby gdybym obronił (śmiech). Czy strzelił to Kuba, czy strzeliłby ktoś inny, nie miało najmniejszego znaczenia. Każdy puszczony gol mnie wkurza tak samo, niezależnie od tego, komu uda się mnie pokonać. Mam nadzieję, że na wiosnę będę się wkurzał jeszcze mniej (śmiech).

Nie pierwszy raz znalazłeś się na Pomorzu, trzy lata temu występowałeś w Chojniczance. Jak porównałbyś te dwa wypożyczenia?
- Przede wszystkim Chojniczanka grała wtedy w drugiej lidze i nam udało się wywalczyć awans do pierwszej. To były początki tego klubu na tym poziomie, moje zresztą też, więc po dziś dzień Chojniczance jestem wdzięczny za możliwość gry w jej barwach, bo dzięki temu do Warszawy wróciłem jako lepszy zawodnik. Pierwszy raz występowałem w seniorach, zasmakowałem nieco gry pod większą presją, bo w Warszawie grałem wyłącznie jako junior, więc to na pewno było bardzo fajne. Obecne wypożyczenie zupełnie różni się od tamtego, można by powiedzieć, że jest trochę dojrzalsze. Cele są zupełnie inne - choć tak jak mówiłem zrobiły się same i same się nakręcają, więc i grać musimy zupełnie inaczej. Z każdym wygranym meczem jesteśmy bliżsi ich realizacji, także mam nadzieję, że ostatecznie uda nam się je wypełnić.

fot. Mishka / Legionisci.com

Wypożyczenia wypożyczeniami, ale Ciebie czas już mocno nagli. W tym roku skończysz 25 lat.
- Zgadza się, więc tym bardziej nie mogę siedzieć w Warszawie, grzać ciepłe miejsce na ławce i patrzeć co koledzy robią na boisku. To był dla mnie ostatni moment, żeby gdzieś się ruszyć i zacząć regularnie grać. Nie mogę przesiedzieć dłużej ani chwili, bo jeśli teraz nie złapię minut, to nic dobrego z tego nie wyniknie. Żeby była jasność, nie żałuję czasu spędzonego w Warszawie. Zagrałem w Legii cztery mecze, a występ z „elką” na piersi zawsze był moim marzeniem. Nie dostawałem jednak więcej szans, więc musiałem zrobić krok, który pozwoliłby mi ruszyć z miejsca. Wcześniej trener potrzebował mnie na rezerwie, po przyjściu Arka Malarza nawet jako trzeciego bramkarza. Teraz jednak dostałem zgodę na wypożyczenie i bez wahania z niej skorzystałem. Myślę, że to był ostatni moment, żeby ruszyć z miejsca.

Wspomniałeś o Arku Malarzu, jest jeszcze Dusan Kuciak – ta wizja gry w Legii chyba coraz bardziej się od Ciebie oddala...
- Oddalałaby się gdybym siedział na miejscu i nie grał. Zrobiłem krok do przodu w postaci gry w pierwszej lidze zamiast w trzeciej, gdy występowałem w rezerwach. Teraz uchyliły mi się drzwi do Ekstraklasy i jeśli uda nam się awansować, to będę występował na najwyższym poziomie rozgrywkowym w Polsce. Nikt mi za darmo miejsca w składzie Arki nie dał – wywalczyłem je sobie i nie zamierzam go łatwo oddać. Tak samo będę robił wszystko, by znowu poczuć smak gry w Ekstraklasie. Chciałbym zacząć grać w niej regularnie, czy to w Arce, czy też może jakimś innym klubie. Na pewno regularna dobra gra pomoże mi przekonać do siebie trenerów. To, czy zagram w Legii za rok, dwa, albo trzy nie jest ważne – po prostu chciałbym to zrobić. Jasne, że może mi się nie udać, taka jest piłka. Ale regularna gra na wysokim poziomie na pewno mnie od realizacji marzenia gry w Legii nie oddala, a może tylko pomóc.

Dostałeś kilka szans na grę w pierwszej drużynie „Wojskowych”. Żałujesz jakiegoś momentu, przez który być może nie przekonałeś do siebie trenera?
- Ciężko powiedzieć. Swoje szanse dostawałem tylko wtedy, kiedy trener dawał Dusanowi odpocząć. Nie wskoczyłem do składu w momencie czerwonej kartki, bo o kontuzjach nawet wstyd mówić – nikomu nigdy jej nie życzyłem i życzył nie będę. Gdybym był na miejscu Arka Malarza, który w pewnym momencie wszedł do składu na dłużej, wówczas dopiero można by ocenić moje występy. W grze Arka była jakaś ciągłość, ja wskakiwałem do drużyny co miesiąc, dwa, później trochę grałem w rezerwach, potem znowu nie grałem, bo siedziałem na ławce w Ekstraklasie i cały czas brakowało mi tej ciągłości, która pozwoliłaby mi rzeczywiście się pokazać. Taka jednak była sytuacja w Legii i trzeba to zaakceptować. Myślę, że nie powiedziałem jeszcze ostatniego słowa i czy to się komuś podoba czy nie, to do końca będę walczył o to, żeby grać z „elką” na piersi regularnie (śmiech).

fot. Woytek / Legionisci.com

Chłopaki z wypożyczeń wrócili trenować na Łazienkowską, ty zostałeś. To oznacza pobyt w Gdyni na dłużej?
- Na pewno chcę dograć do końca cały sezon. Taka „połowiczna” gra nie jest dobrym rozwiązaniem. W Chojnicach też miałem pobyć tylko jedną rundę, ale zdecydowałem się na przedłużenie umowy, bo każdemu zawodnikowi potrzebna jest stabilizacja. Teraz też chciałbym zdobyć to cenne doświadczenie, bo na pewno po pół roku jeszcze go nie zdobyłem. Dogram ten sezon do końca i zobaczymy jak dalej rozwinie się sytuacja. To co robię teraz zaprocentuje w przyszłości i dopiero wtedy będzie można powiedzieć, czy Jałocha przyda się Legii czy też nie. Teraz chcę się przede wszystkim pokazać – są chociażby transmisje meczów w Polsacie, więc zainteresowanie i grono odbiorców są dużo większe. Stopniowo staram się więc podnosić sobie poprzeczki i jakby nie patrzeć, z roku na rok gram na coraz wyższym poziomie. W Gdyni podoba mi się ten element presji, czy jeśli chodzi o rangę spotkań, czy też o wymagania naszych kibiców. Co innego kiedy grasz średniaku I ligi, masz kilkanaście sytuacji i albo się wykażesz albo nie – tak czy inaczej, nic wielkiego dziać się nie będzie. Tutaj masz cztery, pięć akcji i musisz się wykazać. Nikogo nie obchodzi, że super wybroniłeś dziewięć strzałów, jak za dziesiątym puścisz babola. Presja w Arce jest trochę podobna do tej w Legii – bronisz świetnie, to grasz. Nie bronisz nic, to dziękujemy, możemy cię zastąpić. Nie mam dużo sytuacji w meczu, ale jeśli już do nich przychodzi, to muszę być skoncentrowany w 100%.

Gdzie widziałbyś siebie w najbliższym czasie?
- Wiesz, ja to bym się najchętniej widział w Legii (śmiech). Tylko to co ja sobie myślę w ogóle nie jest ważne, bo w zespole liczy się wyłącznie zdanie trenera. Czas pokaże, co będzie ze mną za kilka lat. Liczę na to, że po prostu uda mi się spełnić moje marzenie.

Rozmawiał Jeleń

fot. Woytek / Legionisci.com

REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.