Bartłomiej Kalinkowski walczy o pikę z Mateuszem Wieteską - fot. Mishka / Legionisci.com
REKLAMA

W rozjazdach: Bartłomiej Kalinkowski

Jeleń, źródło: Legionisci.com - Wiadomość archiwalna

Codziennie prezentujemy relacje z Malty, ale Legia to nie tylko kadra, która pojechała na zimowy obóz. Już kolejny raz postanowiliśmy sprawdzić, jak na wypożyczeniach miewa się nasza młodzież. Tym razem porozmawialiśmy z Bartłomiejem Kalinkowskim, który przekonał nas, że Suwałki wcale nie leżą na drugim końcu świata i opowiedział, kto za Legię dałby się pokroić.

Pół żartem, pół serio: przenosiny do Suwałk to był duży szok kulturowy?
Bartłomiej Kalinkowski: - Ta odległość od Warszawy była dosyć problematyczna zwłaszcza na początku, potem już się do niej przyzwyczaiłem. Wszyscy przyjęli mnie tutaj zaskakująco ciepło, więc nie miałem kompletnie żadnych problemów z aklimatyzacją. Najgorsze są tutaj te niemożliwe mrozy (śmiech). To jest chyba na największa różnica między Suwałkami, a Polską centralną. Kilka dni temu rozmawiałem z dziewczyną i mówiła, że w Warszawie ulice są czarne, chodniki odśnieżone, a mrozu nie ma prawie w ogóle. Potem poszedłem na trening i było -14, wszystko spowiła biel, a śniegu nasypało kilkadziesiąt centymetrów. Jeśli chodzi o miasto to przede wszystkim emanuje spokojem, co odczuwałem szczególnie na początku, kiedy przyjechałem tutaj z wielkiej Warszawy. Ludzie żyją bardzo powoli, nie ma zbyt wielu atrakcji, ale to bardzo sprzyja indywidualnemu rozwojowi. Można w całości poświęcić się pracy i samodoskonaleniu, co dla mnie jest szczególnie istotne. Ciekawy jest też specyficzny żargon, jakim mówią tutaj ludzie. Na początku miałem problem żeby zrozumieć niektóre osoby, ale z czasem znaleźliśmy wspólny język polski (śmiech).

Sport w Suwałkach odgrywa dużą rolę?
- Na pewno. Suwałki są małym miastem, tak jak mówiłem nie dzieje się tutaj zbyt dużo, więc sport jest doskonałą formą rozrywki, a mieszkańcy przykładają do niego dość dużą rolę. Sympatie dzielą się między piłkę nożną, czyli Wigry i siatkówkę, a więc Ślepsk Suwałki. Choć na doping na meczach ani jedna, ani druga drużyna nie może narzekać, to na ulicy wygląda to zupełnie inaczej. Teoretycznie z racji na specyfikę małego miasta piłkarze i siatkarze powinni być rozpoznawani, ale przyznam szczerze, że jeszcze nie zdarzyło mi się, żeby ktoś zaczepił mnie na ulicy. Zatem zainteresowanie sportem jest, ale nie przybiera ono przesadnych rozmiarów.

fot. Małgorzata Chłopaś / Legionisci.com
Styczeń 2014, zgrupowanie w Belek. Od lewej: Bartłomiej Kalinkowski, Łukasz Turzyniecki, Kamil Mazek, Michał Bajdur - fot. Małgorzata Chłopaś / Legionisci.com

Jak się rozkładają proporcje między piłką nożną a siatkówką?
- Ciężko mi tak jednoznacznie stwierdzić. Na pewno na piłkę nożną chodzi tutaj trochę osób, mieliśmy nawet komplet na meczu ze Stomilem Olsztyn. Nie wiem jak jest na siatkówce, sam wiele razy bardzo chciałem się przejść, ale terminy meczów niestety mi na to nie pozwoliły. Ślepsk walczy jednak o awans do PlusLigi, prowadzi w tabeli, więc z pewnością przyciąga on suwalską publiczność. Wigry jednak też nie mają na co narzekać, bo na każdym meczu jest tutaj przynajmniej tysiąc osób, więc patrząc na wielkość miasta, frekwencja jest całkiem porządna.

Koledzy na wypożyczeniach biją się o awans, Wigry znajdują się w strefie spadkowej. Jakie są nastroje na boisku i na trybunach?
- Paradoksalnie zaszkodziły nam te początkowe bardzo dobre wyniki. Ludzie za szybko uwierzyli w to, że będziemy bić się o Ekstraklasę, a czas nas szybko zweryfikował. Wiem, że to oklepane sformułowanie, ale ta liga jest naprawdę specyficzna, każdy może wygrać w niej z każdym, więc nie jesteśmy w jakiejś tragicznej sytuacji. Początek mieliśmy rewelacyjny, bo wygraliśmy nawet z Arką na wyjeździe, ale potem coś się zacięło i nie potrafiliśmy się odblokować. Wiadomo, że walczyć o Ekstraklasę w tym sezonie raczej Wigry walczyć nie będą, ale kiedy spojrzymy na tabelę i przypomnimy sobie końcówkę naszej rundy jesiennej, to naprawdę nie wygląda to źle. Wystarczy wygrać dwa mecze i już będziemy w środku stawki. W szatni głęboko wszyscy wierzymy w to, że uda nam się tego dokonać, jesteśmy dobrej myśli i liczymy na to, że zdołamy wyjść na prostą. Nie uważam absolutnie, żebyśmy byli najsłabszą drużyną w tabeli, wręcz przeciwnie, w większości meczów to my prowadziliśmy grę, ale ta liga jest tak specyficzna, że często ten kto ją prowadzi przegrywa.

fot. Mishka / Legionisci.com
Bartłomiej Kalinkowski i Robert Bartczak - fot. Mishka / Legionisci.com

Wyobrażałeś sobie inaczej to wypożyczenie?
- Z całą pewnością nie jestem zadowolony z tego co mamy teraz. Przyszedłem z Legii więc nie jestem przyzwyczajony do porażek. Legia uczy tego, że zawsze powinno grać się o zwycięstwo, a wszyscy wiemy, że czasem nawet remisy są klęską. Start mieliśmy bardzo obiecujący, potem coś się zawiesiło, ale patrząc na drugą stronę medalu to dobrze, bo taka nowa sytuacja zawsze czegoś uczy, a ja w Suwałkach jestem właśnie po to, żeby się uczyć. Te porażki to ogromny bagaż doświadczeń, który też jest do czegoś potrzebny. Cieszę się przede wszystkim z tego, że gram, że mam możliwość rozwoju, czuję, że cel z jakim tutaj przyszedłem – a więc regularna gra – jest spełniany w stu procentach. Z każdym kolejnym meczem coraz bardziej widzę swoje braki i staram się je eliminować. Jasne, że życzyłbym sobie abyśmy to my walczyli o Ekstraklasę i obecna pozycja w tabeli z pewnością nie daje żadnych powodów do radości, ale patrząc czysto indywidualnie to cieszę się z tego, że na wypożyczenie udałem się właśnie tutaj.

Spoglądając na kolegów walczących o awans nie czujesz złości, że to Ty powinieneś być na ich miejscu?
- Konrad Jałocha trafił fenomenalnie, bo wylądował w Arce Gdynia, a to jak na pierwszoligowe realia jest znakomicie poukładany, dobry sportowo i bardzo medialny klub. Kuba Arak w Zagłębiu Sosnowiec też na pewno nie ma powodów do narzekań, ale na przykład Mateusz Wieteska wcale nie miał łatwego startu w Dolcanie, nie grał regularnie, a ja mogę sobie wpisać w CV, że w każdym spotkaniu w rundzie występowałem od pierwszego gwizdka, rozgrywając praktycznie pełne 90 minut i właśnie o to mi chodziło. Pewnie mógłbym pójść do jakiegoś zespołu z czuba tabeli, ale wtedy nie byłbym pewien regularnej gry. Jasne, że teraz też nie jestem, bo to jest piłka i ciągle musisz pracować na swój sukces. Tutaj jednak od pierwszego dnia pokazano mi, że chce się na mnie stawiać i obdarzono mnie dużym zaufaniem. Nie przyszedłem do Wigier żeby obiecywać złote góry, bić się o awans. Przyszedłem po rozwój indywidualny, a ten przebiega naprawdę dobrze.

fot. Woytek / Legionisci.com

Z Legią masz ważny kontrakt do 2017 roku. Co chciałbyś osiągnąć do czasu rozliczenia?
- Przede wszystkim chcę być coraz lepszym zawodnikiem. Legia wypożyczyła mnie dlatego, że nie spełniałem jej kryteriów, które pozwoliłyby mi grać. Tylko będąc jednym z najlepszych w Polsce mogę kiedyś wrócić do Legii, stąd moim podstawowym celem jest nieustanny rozwój i praca nad sobą. Celu jeszcze oczywiście nie osiągnąłem, ale myślę, że jestem na dobrej drodze. Ciężko pracuję tutaj w Suwałkach na swój sukces i mam nadzieję, że kiedyś on w końcu nadejdzie. Do czerwca 2017 roku jest jeszcze wiele czasu i wszystko tutaj może się pozmieniać.

Patrząc na przyszłoroczny czerwiec widzisz swój podpis na nowym kontrakcie czy rękę machającą Ci na pożegnanie?
- Dla mnie Legia zawsze będzie priorytetem i będzie stała na pierwszym miejscu. Ale tam gdzie mnie nie chcą na siłę nigdy się nie wpycham. Widziałem już wiele przypadków w piłce nożnej, dlatego nie chcę gdybać co będzie za pół roku, rok, czy dwa lata, aczkolwiek ciągle walczę o to, żeby osiągnąć swój cel, jakim są występy w Legii. Jasne, że patrzę i na chłopaków, którzy odeszli i poukładali sobie życie gdzieś w innych klubach, czego doskonałym przykładem jest tutaj Kamil Mazek. Nie wiem, którą z tych ścieżek podążę, ja bardzo chciałbym, żeby była to ta pierwsza.

Kibice często mówią: „Dajcie grać młodym, im zależy na Legii”. Jesteście gotowi, żeby wejść na boisko i zagrać dobry mecz?
- Człowiek nigdy nie może być pewny tego, czy wyjdzie na plac i będzie w stanie zaprezentować super wysoki poziom. Tak naprawdę bardzo dużo zależy od odpowiedniego przygotowania. Ja uważam, że pracuję na tyle ciężko, że to przygotowanie jakie wykonuję na treningach, podczas meczów, czy pracy indywidualnej jest na dobrym poziomie. Robię wszystko, żeby dostać swoją szansę i pokazać się z jak najlepszej strony, ale te moje wysiłki musi zobaczyć jeszcze ktoś oprócz mnie (śmiech). Na pewno mogę zagwarantować, że nie przeraziłyby mnie trybuny i panująca na stadionie atmosfera – jeśli dostaną szansę na pewno będę zwarty i gotowy.

Wielu piłkarzy braki techniczne nadrabia walecznością. Czy Wy, młodzi bylibyście takimi zawodnikami?
- Bardzo dużo zależy od mentalności zawodników. Wiem, że każdemu z chłopaków, którzy są teraz na wypożyczeniach ten klub nie jest obojętny. Legia wszczepia się w serce jeśli jest się w niej trochę czasu. Każdy z nas, który dostałby szansę na występ zrobiłby wszystko, żeby zagrać na 150% swoich umiejętności, bo wszyscy dalibyśmy się na boisku za Legię pokroić. Ale to czy taką szansę dostaniemy już nie jest zależne od nas.

Rozważasz pobyt w Suwałkach na dłużej?
- Wypożyczenie kończy mi się w czerwcu, a na pewno gdzieś z tyłu głowy krąży mi ta myśl o przenosinach do Ekstraklasy. Nie jestem już jakimś super młodym zawodnikiem, więc fajnie byłoby, gdybym niebawem mógł sprawdzić swoje umiejętności na wyższym poziomie. Nie chcę mówić Wigrom „na pewno nie”, ale tym priorytetem pozostaje jednak Ekstraklasa.

W Legii nosisz na plecach dość nietypową liczbę – 76.
- Powiem szczerze, że to stało się zupełnym przypadkiem. Będąc w drużynie rezerw jeszcze za trenera Banasika zostałem zgłoszony do Ekstraklasy i wtedy taki numer został mi przypisany. Później chłopaki chodzili i mogli sobie te numery wybierać, a ja stwierdziłem, że skoro taki dostałem to niech zostanie jako taka dobra wróżba. Od momentu kiedy na mojej koszulce pojawiła się ta liczba stała się dla mnie ona dość sentymentalna i jeśli przyszłoby mi grać w innych klubach niż Legia to nie wiem, czy nie występowałbym właśnie z nią.

Co się musi stać, żebyś na koniec sezonu był z niego zadowolony?
- Ma pewno Wigry muszą się utrzymać, bo jednak czuję potrzebę tego, żeby w jakiś sposób pociągnąć i wspomóc drużynę, żeby ta została w pierwszej lidze. Druga sprawa to indywidualny postęp. Chcę być coraz ważniejszą postacią jeśli chodzi o boiska pierwszoligowe. Wiadomo, że na mojej pozycji nie zawsze jest to proste, ale patrząc na Kamila Drygasa, czy Michała Nalepę widać, że można to zrobić. Do tego potrzebne są dobre statystyki, a ja zdobyłem w tej rundzie dwie asysty i dwa gole, więc jeśli jeszcze poprawiłbym ten wynik, to z pewnością byłby to kolejny krok do przodu.

Jeśli nie Legia to co?
- Nie chcę gdybać, bo wiele razy widziałem jak dziwnie potrafiły potoczyć się kariery niektórych zawodników, także nie chciałbym rzucać rozmaitymi deklaracjami. Mówiąc krótko – czas pokaże.

Rozmawiał Jeleń

fot. Woytek / Legionisci.com
Bartłomiej Kalinkowski i Rafał Makowski - fot. Woytek / Legionisci.com

REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.