fot. Mishka / Legionisci.com
REKLAMA

Kopała Ekstraklasa - podsumowanie 28. kolejki

Jeleń, źródło: Legionisci.com - Wiadomość archiwalna

Lech gorąco zachęcał swoich kibiców do akcji #odHAMsię i jak się okazało Poznań nie jest raczej stolicą kultury, bo odchamić się postanowiło tam zaledwie 29 osób. Mnie jednak „Kolejorz” przekonał i już dzisiaj zakupiłem bilety do teatru. Zanim jednak wszyscy ruszymy ubogacać swój dorobek kulturalny podczas przerwy świątecznej, stoczmy się jeszcze ten ostatni raz na samo dno. Zapraszamy zatem na podsumowanie 28. kolejki najmniej kulturalnej ligi na świecie.

Korona Kielce 1-1 Piast Gliwice
W tym spotkaniu i jednej i drugiej drużynie niezwykle mocno zależało na tym, żeby uzyskać komplet punktów. Piast chciał zachować pozycję lidera, Korona zaś miała apetyt na zbliżenie się do czołowej ósemki. Nasza liga jednak z pewnością nie jest najlepszym miejscem do stosowania zasady „chcieć to móc”, bo plany obydwu zespołów pozostały jedynie w strefie fantazji. Strzelanie zaczęli gospodarze, ale jakoś nie mieli pomysłu na pokonanie nieźle broniącego bramkarza przyjezdnych. Zawsze kiedy wracam do domu po długiej nieobecności i z daleka widzę rozciągającą się panoramę Warszawy, to doznaję miłego odczucia, że wszystko jest na swoim miejscu. Równie ciepło zrobiło mi się na sercu, kiedy zobaczyłem interwencję Szmatuły, po której Cabrera zdobył bramkę na 1-0, bo wreszcie Kuba wrócił do swojego dawnego poziomu. Wyplucie piłki tuż pod nogi napastnika nigdy nie jest najlepszym pomysłem, więc goście zmuszeni byli odrabiać straty. Najpierw niezłą sytuację miał Nespor, będący zawodnikiem, który na pewno mierzy wysoko, bo uderzona przez niego piłka poszybowała gdzieś w okolice dachu stadionu. „Piastunki” nie rezygnowały i w końcu Mateusz Mak wyrównał stan rywalizacji. Gospodarzom szło za to jak po grudzie, więc przyjezdni poprosili ich, że skoro już nie chcą tych punktów, to w sumie mogliby oddać im swoją działkę. Zgodzili się wszyscy oprócz Dariusza Treli, bo ten uparcie nie pozwalał piłce wpaść do bramki. Widać, że golkiper Korony urodził się w Krakowie, ponieważ był strasznym centusiem i żałował gościom goli. Skończyło się więc 1-1, ale bohaterem spotkania bezsprzecznie został jego vis a vis.

VIDEO: Jakub Szmatuła wraca do dawnej dyspozycji

Wisła Kraków 5-1 Jagiellonia Białystok
Kiedy od koleżanki z Białegostoku dostałem sms-a zawierającego wyłącznie słowo, z którego nasz kraj jest znany na całym świecie, wiedziałem, że Jagiellonia w Krakowie się nie popisała. Gdy jednak zobaczyłem wynik, to sam w zdumieniu wypowiedziałem na głos otrzymaną wcześniej wiadomość. Zaczęło się od świetnego wycofania Wasiljewa, dzięki któremu Boguski znalazł się sam na sam. Igor Tarasovs wiedział jednak, w jakiej formie jest nasz ulubiony golkiper, bo postanowił za wszelką cenę nie dopuścić do uderzenia na bramkę, a jedyną droga ku temu był faul na czerwoną kartkę, którą obejrzał w 8 minucie gry. Kwadransik od tego wydarzenia i mieliśmy już 3-0. W takiej sytuacji Drągowski stwierdził, że jeśli już trzeba wyciągać piłkę z siatki, to przynajmniej warto jakoś zwrócić wcześniej na siebie uwagę. Postanowił więc błysnąć niezrozumiałym wyjściem z bramki, co w połączeniu z obroną dziurawą jak budżet Ruchu Chorzów, nie było najlepszym rozwiązaniem, bo Wolski bez problemów zapakował mu czwartą bramkę. Potem jeszcze Jović z Boguskim pobawili się w Barcelonę i ten ostatni całkiem ładnym uderzeniem potwierdził, że powstała w Warszawie przyśpiewka na temat białostockiego bramkarza, wcale nie jest dziełem przypadku. Karol Świderski pomyślał jednak, że takie 5-1 nie bije po oczach jak na przykład 5-0, a że na plecach nosi liczbę 28, to w stylu Ljuboji z rzutu wolnego zdobył honorowe trafienie. Nie on jeden dostosował się do numeru na koszulce, bo przecież swoim 69 Drągowski jasno dał do zrozumienia zawodnikom Wisły, co też mają uczynić z podlaskim golkiperem i jego drużyną.

VIDEO: „Drążek” godzi się z wynikiem

Podbeskidzie Bielsko-Biała 0-0 Górnik Zabrze
Są rzeczy nudne, bardzo nudne, naprawdę nudne i gra Górnika Zabrze. Goście zgodnie stwierdzili, że w takiej Warszawie, Poznaniu czy innym Krakowie to byli już dziesiątki razy, więc postanowili przerzucić się na zwiedzanie nieco bardziej egzotycznych Chojnic, Nowego Sącza i Kluczborka. Zabrzanie to naprawdę wytrawni turyści, którzy niejedno zwiedzili i w niejednym miejscu nocowali. Wiadomo, że kiedy śpi się w tanich hostelach, w których zazwyczaj są piętrowe łóżka, to najwygodniej umiejscowić się na samym dole. „Górników” z racji wykonywanego zawodu ciągnie właśnie tam, bo na ostatnim miejscu w tabeli uwili już sobie gniazdko, z którego nie zamierzają się podnosić. Na temat samego spotkania wystarczy powiedzieć jedno – odbyło się. Warta uwagi jest wyłącznie jedna sytuacja, która doskonale potwierdza, że Górnik Zabrze w sezonie 2016/2017 zamierza korzystać wyłącznie z turystyki pierwszoligowej.

VIDEO: Kante przy uderzeniu głową zapomina jej użyć

Śląsk Wrocław 0-0 Ruch Chorzów
Jak widać atrakcyjność pierwszej ligi przyciąga jak magnes, bo zawodnicy z Wrocławia nie mają zamiaru ruszać się ze strefy spadkowej. Co innego gracze Ruchu, którzy kilka sezonów temu doświadczyli wątpliwej przyjemności wymiany kulturowej z zapleczem Ekstraklasy i tylko dzięki degradacji pewnego zespołu, którego nazwy pozwolę sobie nie przytaczać, utrzymali się w lidze. Chorzowianie nie chcą przechodzić podobnej gehenny (choć biorąc pod uwagę stan ich konta bankowego może się okazać, że wkrótce będą kopać sobie razem z Przemszą Siewierz), więc starają się dostać do bezpiecznej ósemki. Goście od razu zaatakowali wrocławian, ale z mniejszym zaangażowaniem niż oni, pracują chyba tylko panie w urzędzie skarbowym. Wreszcie nadeszła 21 minuta. Kamil Mazek urwał się prawym skrzydłem, zobaczył wchodzącego w pole karne Marka Zieńczuka i wystawiając mu piłkę do pustej bramki chciał już cieszyć się z prowadzenia. Pomocnika „Niebieskich” do tego stopnia uradowała zaistniała sytuacja, że nie zwrócił uwagi na to, iż właśnie on jest odpowiedzialny za jej wykończenie. Czasem zastanawiam się, gdzie w Ekstraklasie leży granica brawury. Zieńczuk pokazał właśnie, że bardzo daleko.

VIDEO: „Kilka słów o tym jak nie trafić w piłkę” - poradnik Marka Zieńczuka

Lech Poznań 0-2 Legia Warszawa
Tak to już jest z poznaniakami, że im bardziej się napinają i pompują balonik, tym bardziej spektakularne będzie jego pęknięcie. Ostatnio takie spięcie pośladków towarzyszyło im w 2012 roku, kiedy przygotowali oprawę z kurtyzaną na rurze w koszulce Legii i podpisem "Ona tańczy dla mnie". Jak wszyscy pamiętamy, Legia wówczas tańczyła wyśmienicie. Tym razem poznański chór stadionowy skupił się na osobie Kaspra Hamalainena – kocia muzyka, wyzwiska, rzucanie butelkami nie bardzo mnie zdziwiły, ale powieszenie na trybunie dmuchanej lalki w prześcieradle z napisem "Hamalainen" już owszem, tym bardziej, że lalka była płci męskiej. Skąd w asortymencie kibiców Lecha taka zabawka? Cytując Tadeusza Sznuka – nie wiem, choć się domyślam. Mecz zaczął się od groźnej sytuacji gospodarzy, w której Nicki Bille Nielsen na spółkę z Gajosem próbowali pokonać Arka Malarza. Nie udało się, a to zniechęciło Duńczyka do tego stopnia, że przez resztę meczu postanowił nie brać udziału w grze. Pamiętamy słowa napastnika "Kolejorza", który już w pierwszym wywiadzie dla nowego klubu nie wytrzymał i musiał powiedzieć, że nigdy w życiu nie pójdzie do Legii. Pewnie, że nie, bo w takiej dyspozycji to może pokopać sobie w Szombierkach Bytom. Krótki kurs bycia napastnikiem Nielsenowi sprezentował Nikolić, który w 4 minuty zapewnił Legii dwubramkowe prowadzenie, znacznie wzmagając produkcję piany w ustach wśród miejscowych kibiców. Poznaniacy chyba zrozumieli, że mleko już się rozlało, a ziemniaki zagotowały i skoro nie mogli wygrać, to postanowili dać upust swoim fetyszom. Wielkimi miłośnikami nóg legionistów okazali się Łukasz Trałka i Aziz Tetteh (być może gumowy mężczyzna na trybunach pochodził akurat z prywatnej kolekcji któregoś z panów), bo mniej więcej od połowy meczu skupieni byli oni wyłącznie na nich. Wyjątkowym uczuciem kapitan Lecha zapałał do Kaspra Hamalainena, bo Fin dosłownie nie mógł opędzić się od obmacującego go zewsząd Trałki. Nowy nabytek Legii mimo to miał nawet sytuację strzelecką, ale w ostatniej chwili zablokowali go obrońcy. Może nawet i dobrze, bo dym z rac w pierwszej połowie byłby zaledwie niewinną mgiełką w porównaniu z tym, jaki wówczas wyleciałby z wiadomej części ciała poznańskich fanów. Skończyło się 2-0 dla Legii, ale równie ciekawie było na konferencji prasowej i wypowiedziach pomeczowych, gdzie najpierw miejscowy dziennikarz płaczliwym głosem spytał trenera Czerczesowa, czy wpuścił Hamalainena tylko po to, żeby jeszcze bardziej zdenerwować kibiców Lecha, a następnie jedna z pracownic klubu widząc wychodzącego z szatni Fina pomyliła imię "Kasper" z "Judasz" i właśnie takim określeniem zaczęła wołać na swój były obiekt uwielbienia. Chłopcy i dziewczyny, spokojnie, wszystko jest w najlepszym porządku. Przecież kibice Legii wytłumaczyli wam zaistniały stan rzeczy, śpiewając po meczu, że "tak to już bywa..."

VIDEO: Specyficzny fetysz Trałki i Tetteha

Górnik Łęczna 0-2 Zagłębie Lubin
Gospodarze to bardzo stabilna drużyna, bo od 4 meczów konsekwentnie brzydzą się jakąkolwiek zdobyczą punktową. Skrzętnie postanowili skorzystać z tego goście, którzy zagranie po zagraniu sprawdzali, do jakich granic absurdu potrafi posunąć się obrona łęcznian i jak się okazało, były to granice bardzo rozległe. W 37. minucie Bonin wybił piłkę tuż pod nogi rywala, futbolówka trafiła do Starzyńskiego, który uderzył na bramkę, strzał odbił Bartkus tak, że Bozić bez problemu powinien ją wybić, ale obrońca Górnika akurat się zamyślił i Krzysztof Piątek wyprowadził Zagłębie na prowadzenie. Niecałe 5 minut po przerwie miejscowi dali kolejny popis, bo Pruchnik chciał wybijać, a wyszło mu całkiem niezłe otwierające otwierające podanie do Kubickiego. Pomocnika gości próbował dogonić Łukasz Bogusławski, ale szło mu to średnio i chyba liczył na wyjście Bartkusa z bramki. Wiadomo, że Litwa piłką nożną nie stoi, więc golkiper Górnika nie przypomniał sobie na czas, że czasami można wyjść z bramki i stał w niej dopóki Kubicki nie wykonał na nim wyroku. Gospodarzom średnio się chciało zrobić z wynikiem cokolwiek, więc do końca meczu nie uległ on zmianie i Górnik Łęczna jest na najlepszej drodze aby dorównać temu z Zabrza.

VIDEO: Znakomita komunikacja w defensywie Górnika

Lechia Gdańsk 1-1 Termalica Bruk-Bet Nieciecza
Podobno najnudniejsze mecze to te, w których nie padają gole, ale nasi krajowi wirtuozi postanowili obalić i tę tezę, bo mimo strzelenia dwóch bramek, spotkania absolutnie nie dało się oglądać. Nieważne, czy pojedynek gwiazd w Gdańsku włączyło się w 1, 41, czy też w 91 minucie – działo się dokładnie takie samo urocze nic. Piłkarze także snuli się po boisku z kąta w kąt, a powieki same im się zamykały. Wszyscy jednak wiemy, że na leżakowaniu w przedszkolu zawsze znajdzie się ktoś, kto za nic nie będzie chciał zmrużyć oczu. Takim ananasem okazał się Michał Chrapek, który bezwstydnie wykorzystał fakt zaplątania się Elvisa (rodzicom napastnika Termaliki gratuluję poczucia humoru) Bratanovicia o własne nogi i budząc wszystkich śpiochów, wyprowadził Lechię na prowadzenie. Nie zachwyciło to gości, którzy postanowili zrewanżować się tym samym, więc gdy tylko piłkarze gospodarzy z nudów zamknęli oczy, to znikąd wyskoczył Bartłomiej Smuczyński i ustalił wynik meczu. Ciekawe jest to, że pomocnik gości spędził 10 lat swojego życia w zespole Lechii, a po bramce podbiegł pod sektor niecieczan i szalał z radości. Miło popatrzeć, jak chłopak realizuje swoje marzenia, bo jestem pewien, że odkąd tylko założył korki na nogi, zawsze tak naprawdę chciał zostać "Słoniem". Cieszy, że w czasach pogoni za chińskimi pieniędzmi są jeszcze ludzie, dla których przywiązanie do klubowych barw to świętość.

VIDEO: Bartłomiej Smuczyński pokazuje jak zostać klubową legendą

Pogoń Szczecin 2-2 Cracovia Kraków
Kiedy piłkarze ostatniego meczu kończącego kolejkę usłyszeli, że na boiska Ekstraklasy wrócą dopiero za dwa tygodnie, zgodnie postanowili, że jak się bawić to się bawić i zdecydowali się wziąć udział w badaniu pod tytułem: "Jakbym grał, gdybym nie był piłkarzem Ekstraklasy". Gyourcso od razu udzielił odpowiedzi, bo już w 8 minucie wyprowadził Pogoń na prowadzenie po bardzo ładnym uderzeniu z rzutu wolnego.Vesternicky tak bardzo palił się do wzięcia udziału w zabawie, że wszedł na boisko z ławki już po 23 minutach gry, a 180 sekund później wyrównał naprawdę udanym rogalem. Kibicom opadły szczęki, bo przecież nie co dzień przyzwyczajeni są do takich widoków, ale gracze mając możliwość wyobrażenia sobie, że kopią piłkę w zupełnie innej lidze, nie poprzestawali na tym i Mateusz Wdowiak z Cracovii z 25 metrów huknął prosto w okienko. Dobrze, że remis dla gospodarzy padł po dołożeniu nogi na czwartym metrze, bo kto wie, jak na kibiców podziałałoby kolejne urokliwe trafienie. Na całe szczęście w zabawie nie wziął udziału Łukasz Zwoliński, bo ktoś przecież musiał bronić honoru Ekstraklasy.

VIDEO: Stare dobre ekstraklasowe sam na sam Zwolińskiego


Mem kolejki:
fot. EkstraTrolls

Wpis kolejki:

fot. Twitter<

Z okazji nadchodzących świąt Wiekiej Nocy, chciałbym wszystkim Wam życzyć tego, by zbliżający się okres był dla Was równie udany jak dla Nikolicia sezon strzelecki. Spędźcie czas z rodziną i odetnijcie się od codziennego zgiełku równie skutecznie jak Górnik Zabrze od zwycięstw. Bądźcie spokojni jak trener Czerczesow podczas rzutu karnego w Poznaniu i oddajcie się bliskim jak Bartek Drągowski napastnikom rywali. Wesołych Świąt! :)

REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.