fot. Mishka / Legionisci.com
REKLAMA

Kopała Ekstraklasa - podsumowanie 30. kolejki

Jeleń, źródło: Legionisci.com - Wiadomość archiwalna

„Prędzej słońce na nocleg skryje się w jaskini, w więzieniu będzie pokój, ludzie na pustyni, prędzej nam zniknie rozum i ustaną słowa, niźli będzie stateczna która białogłowa” - takimi słowami kończy swój wiersz XVII wieczny poeta Jan Andrzej Morsztyn. Jak widać pewne rzeczy w Polsce pozostają niezmienne, bo ponad 300 lat później w identyczny sposób moglibyśmy opisać Ekstraklasę. Zapraszamy zatem na kolejny odcinek podsumowania najbardziej nieprzewidywalnej ligi na świecie.

Górnik Łęczna 0-1 Lech Poznań
Poznaniakom nic szczególnie złego przytrafić się już nie mogło, bo sezon dawno już zdążyli zepsuć. Gorzej nie mógł skończyć też i Górnik Łęczna, ponieważ jego imiennik z Zabrza skrzętnie zadbał o to, by 16 miejsce w tabeli było zarezerwowane wyłącznie dla niego. Oczywiście oba zespoły mogły jeszcze zyskać – Lech wyłącznie lepszy bilans bramkowy, a Łęczna nawet ucieczkę ze strefy spadkowej – jednak do głosu doszedł nasz narodowy pesymizm i udało mu się przekonać zawodników, że o najwyższe cele to mogą walczyć sobie himalaiści. Szczególnie mocno zgodzili się z nim piłkarze Górnika i wspólnie zadecydowali, że skoro i tak nie mają nic do ugrania, to mogą chociaż potraktować mecz jako swoisty poligon doświadczalny. Tomasz Nowak i Sergiusz Prusak muszą być stałymi czytelnikami naszego materiału, bo postanowili sprawdzić, czy rzeczywiście słusznie żartujemy sobie z Nickiego Bille Nielsena. Najpierw obrońca gospodarzy otrzymawszy podanie nie przyjął go, ale ze spokojem przepuścił pod nogą prosto do nadbiegającego napastnika „Kolejorza”, który w sytuacji sam na sam uderzył w bramkarza. Nie był to jednak wystarczający dowód na nieporadność Duńczyka, bo golkiper łęcznian chciał przetestować go jeszcze raz i wykopem prosto na głowę Tetteha doprowadził do sytuacji dwóch na bramkarza, którą uderzeniem nad poprzeczką wykończył napastnik Lecha. Po przekonaniu się, że nie kłamałem na temat jakości piłkarza z Poznania, Górnik sam postanowił zaatakować, ale niespecjalnie udawało mu się kopać w światło bramki. Napastnicy „Zielono-Czarnych” analizowali co zrobić by trafić do siatki, jednak przez ramię zaglądał im Nicki Bille i obrócił plany gospodarzy przeciwko nim, zdobywając jedynego w tym spotkaniu gola. Ten sezon nauczył mnie jednak, że jeśli w jednej kolejce żartuję sobie z piłkarza, to w następnej delikwent gra jak z nut. Ponieważ w następnym spotkaniu gramy z Lechem, apeluję do Nielsena – żadne śmiechy nie miały tu miejsca, jesteśmy poważną redakcją, ten program jest poważny.

VIDEO: Nowak sprawdza formę Nielsena, Nielsen zaprzecza, że się w niej znajduje

Korona Kielce 2-1 Górnik Zabrze
Awans Korony był naprawdę średnio prawdopodobny, ale gospodarze w przeciwieństwie do piłkarzy łęcznian byli niepoprawnymi optymistami i już od pierwszego gwizdka rzucili się na „Górników” równie ochoczo, jak ci rzucają się na spotkanie z 1 ligą. Pamiętacie zapewne słynną myśl szkoleniową Piotra Świerczewskiego pod tytułem: „Na chaos, panowie, na chaos”. Jako, że piłkarze z Kielc są prawdziwymi patriotami, to czuli narodowy obowiązek zastosowania właśnie tak typowo polskiej taktyki i po akcji uporządkowanej jak sytuacja na węgierskiej granicy, wyszli na prowadzenie. Goście strzelili w 2016 roku jedynie 3 bramki (nie muszę chyba mówić przeciwko komu zdobyli gola numer 1), więc pomyśleli, że na zakończenie rundy miło byłoby znów dokonać wielkiego czynu i w 40 minucie Mariusz Przybylski wyrównał stan rywalizacji. Przed przerwą „Górnicy” mieli jeszcze dwie szanse na gola, ale woleli nie ryzykować tak gwałtownego zaburzenia częstotliwości zdobywania bramek. Może udałoby się im nawet utrzymać rezultat, ale Roman Gergel oznajmił, że on jest od strzelania, nie od bronienia i kiedy miał wybić piłkę, to w akcie buntu skierował ją prosto pod nogi Siergieja Pilipczuka. Gracz Górnika nie zamierzał przeszkadzać pomocnikowi Korony w zdobyciu gola na 2-1, więc ten ograł go na raz i mocnym uderzeniem pozwolił „Scyzorom” marzyć o awansie. Nie tylko wiem co mocniej legło w gruzach – marzenia kielczan, czy Górnik na dnie tabeli?

VIDEO: Gergel znakomicie czuje się na 16 miejscu w tabeli

Lechia Gdańsk 2-0 Ruch Chorzów
Tak to już jest z tymi niewykorzystanymi karnymi, że prędzej czy później wyjdą one czkawką. Za spudłowanie z jedenastu metrów w meczu z Wisłą, Patrykowi Lipskiemu śmiało można przyznać Nagrodę im. Ivicy Vrdoljaka, natomiast Trybunał Arbitrażowy do spraw Sportu i PZPN bezsprzecznie zasługują na Order Domu Publicznego, bo drugiego takiego burdelu naprawdę próżno szukać. Może kara ujemnego punktu dla Lechii była słuszna, może nie, ale wydaje mi się, że przyznano ją przed sezonem i 29 kolejek rozgrywanych przez 9 miesięcy było wystarczająco dużą ilością czasu, by w sprawie sankcji podjąć ostateczną decyzję. Działacze uznali jednak, że najlepsze produkty to produkty świeże, więc anulowanie kary Lechii wyprodukowali przed decydującą kolejką, by zaserwowana na zielonym stoliku potrawa była zdecydowanie pierwszej jakości. Danie na boisku nie było specjalnie okazałe, bo najpierw rzut karny wykorzystał Mila, a potem obrońcy Ruchu zapomnieli, że stosując pułapkę ofsajdową nie wystarczy stanąć w miejscu i podnieść rąk, wobec czego Flavio Paixao zupełnie się nie spiesząc wykorzystał sam na sam. Ruch miał swoje okazje, ale Lipskiemu i Monecie trafić łatwiej byłoby do domu w stanie upojenia, niż piłką do bramki. Goście mogli sobie pluć w brodę, że nie wykorzystali swoich szans, ale na szczęście dla nich Lechia stwierdziła, że nie ma co drążyć tematu i jako dobra koleżanka zrzeknie się punktu, o który tak zaciekle walczyła jeszcze kilka dni temu. Następnym razem drużyny do top8 proponuję wyłonić poprzez głosowanie sms-owe. Swoją drogą, gdyby to Legia znalazła się w sytuacji Lechii, Ruchu, czy Podbeskidzia, wówczas ludzie chyba wyszliby na ulice. Spór skończył się co prawda w najmniej oczekiwanym momencie, ale debata Trybunału Arbitrażowego i PZPN-u wyglądała mniej więcej tak:

VIDEO: Czy Ruch zagra w grupie mistrzowskiej?

Piast Gliwice 2-0 Jagiellonia Białystok
Mecz rewelacji obecnego sezonu z rewelacją poprzedniego, delikatnie mówiąc, rewelacyjny nie był. Więcej uderzeń na bramkę oddała co prawda Jagiellonia, ale jedyny porządny strzał, jakiego białostocczanie mogą uświadczyć, to ten, który kibice poślą im na twarz, jeśli akurat pod ręką nie będzie obrońcy uciśnionych, jakim jest trener Probierz. Do 36 minuty oglądaliśmy piłkarskie szachy – szachy osób z niepełnosprawnością intelektualną w stopniu lekkim. Wreszcie nadeszła akcja bramkowa – Silva Hebert wykopał piłkę zza własnej połowy, wystartował do niej Bartosz Szeliga, jednak dostęp do futbolówki utrudniali mu Igor Tarasovs i Guti. Obrońcy Jagiellonii kłócili się między sobą, który z nich powinien dobiec do piłki, aż wreszcie Brazylijczyk stwierdził, że jemu to w sumie tak średnio zależy i jak Tarasovs chce, to może sobie pobiegać. Łotysz nie chciał, chciał za to pomocnik Piasta i gospodarze cieszyli się z prowadzenia. Na 2-0 trafił Martin Nespor, który ostatecznie pogrążył nadzieje Jagiellonii na znalezienie się w czołowej ósemce. W maju „Jaga” roku marzyła o mistrzostwie, kilka dni temu o top8, a teraz o utrzymaniu. Jak myślicie, za kilka miesięcy głównym celem ekipy Probierza będzie odzyskanie flag, czy raczej awans do Ekstraklasy?

VIDEO: Guti z Tarasovsem nie lubią się spieszyć


Podbeskidzie Bielsko Biała 2-0 Termalica Bruk-Bet Nieciecza
Przed meczem gospodarze nie podejrzewali nawet, w jaką intrygę zostaną wplątani. Jeszcze nie tak dawno spacerowali sobie w górę i w dół grupy spadkowej, co chwila przysiadając na przedostatnim miejscu, by nagle znaleźć się w czołowej ósemce i chwilę później z niej wylecieć. Termalica straciła swój 1% szans na awans (choć kto wie jak wszystko mogłoby się potoczyć, skoro takiemu zakończeniu tej kolejki 90minut.pl dawało 1,25%) poprzez dodany Lechii punkt, więc na meczu szczególnie jej nie zależało. Podbeskidzie natomiast bardzo chciało uzyskać dostęp do górnej połowy tabeli, więc momentalnie rzuciło się do ataku. Pierwszą stuprocentową szansę gospodarze stworzyli sobie już w 22 minucie, ale o chłodne głowy kolegów zadbał Mateusz Szczepaniak, który oznajmił, że nie ma co się za bardzo podniecać, i uderzenie z 3 metrów do pustej bramki posłał nad poprzeczką. Adam Mójta uznał natomiast, że dlaczego nie, on się właśnie lubi ekscytować i postanowił wziąć sprawy w swoje ręce. Huknął zza pola karnego, jednak jego uderzenie zablokował Sebastian Ziajka. Mójta zaczął przekonywać pomocnika gości, że ten przecież grał w Bielsku dobre 5 lat, więc mógłby nie świrować z jakimiś interwencjami, co musiało przemówić mu do rozsądku, bo przy dobitce trącił tylko piłkę nogą, a ta kompletnie zmieniła tor lotu i wylądowała w bramce Sebastiana Nowaka. Nie spodobało się to Tomaszowi Foszmańczykowi, bo pomocnik Termaliki popędził pod bramkę rywali, ale tam Oleg Wieretiło uznał, że biegać to sobie on może po bułki do sklepu i przewrócił go na ziemię, za co obejrzał drugą żółtą kartkę. Gra w 10 nie przeszkodziła gospodarzom w wyjściu kontrą 2 na 1, po której Mateusz Możdżeń zdobył gola, jaki stał się powodem największych kontrowersji w tabeli od lat. Nie byłoby żadnego problemu, gdyby tylko zachował się jak jego imiennik z drużyny w pierwszej połowie.

VIDEO: Szczepaniak zdobywa czarny pas w pudłowaniu

Pogoń Szczecin 0-0 Legia Warszawa
Nie wiem czego spodziewałem się po spotkaniu z drużyną, która bardziej do remisów lubi chyba tylko paprykarz, ale teraz wiem, że i tak spodziewałem się zdecydowanie za dużo. Redaktorom z ekstraklasa.tv chciałbym przekazać najszczersze wyrazy uznania, bo wycięcie 2,5 minuty skrótu ze spotkania, w którym nie działo się absolutnie nic, to naprawdę duże osiągnięcie. Jedyną rzeczą, jaką można uznać za urozmaicenie było to, że legioniści po raz pierwszy w tym sezonie zremisowali 0-0. Mecz po prostu się odbył i chyba nie można dokonać dokładniejszej analizy.

VIDEO: Najlepszy w sezonie skrót na bezsenność

Śląsk Wrocław 2-1 Cracovia Kraków
Kiedy Mateusz Cetnarski w 12 minucie skorzystał z nieprzytomności obrońców i wyprowadził Cracovię na prowadzenie, sprawa wydawała się być przesądzona. Ostatni raz Śląsk tracąc gola jako pierwszy wygrał 8 miesięcy temu, więc piłkarze zaczęli się już szykować do oddania kibicom koszulek. Tonący brzytwy się chwyta, więc Śląsk swoje ataki oparł na barkach Bence Mervo, który podczas swojego pobytu w Polsce, swoimi zagraniami zdążył wyróżnić się jedynie w Kopała Ekstraklasa. Węgier rzeczywiście próbował kopać piłkę całkiem sensownie, bo raz jego uderzenie odbił Grzegorz Sandomierski, a raz zatrzymało się ono na słupku bramki Cracovii. Golkiper „Pasów” postanowił nagrodzić wysiłki młodego napastnika i przy uderzeniu Morioki odbił piłkę prosto pod nogi Mervo, a ten ledwo bo ledwo, ale zmieścił futbolówkę pod poprzeczką. Wszyscy pogodzili się już z remisem, gdy nagle Morioka w trzeciej minucie doliczonego czasu gry, postanowił sprawdzić czy naprawdę grając w Śląsku nie da wygrać się meczu, mimo początkowego dostawania w palnik. Zapytał więc obrońców Cracovii, czy przypadkiem nie zechcieliby oddać mu piłki, a że Wołąkiewicz i Polczak są niezwykle uczynnymi chłopakami, to bez zbędnych ceregieli wypuścili Japończyka sam na sam. Nowy nabytek Śląska ustalił wynik na 2-1, trybuny oszalały, ale chwilę potem przypomniały sobie, że wciąż mają tylko punkt przewagi nad strefą spadkową.

VIDEO: Klej na rękawicach Sandomierskiego został w szatni

Wisła Kraków 1-1 Zagłębie Lubin
Gdyby ktoś kilka tygodni temu powiedział mi, że Wisła będzie jeszcze walczyć o grupę mistrzowską, poleciłbym mu konsultację z najbliższym psychiatrą. Ekstraklasa po raz kolejny udowodniła jednak, że przewidywać to sobie można pogodę i w 30 kolejce „Biała Gwiazda” rzeczywiście biła się o awans do czołowej ósemki. Gospodarze na gole byli napaleni jak partia Razem na progresję podatkową, więc nic dziwnego, że już w 11 minucie Rafał Boguski zdobył bramkę, która dawała Wiśle awans do top8. Oba zespoły przez najbliższą godzinę kopały bez większego przekonania, aż nadeszła 68 minuta i rzut wolny dla Zagłębia. Starzyński kopnął piłkę w pole karne, nastąpiło ogromne zamieszanie i nikt nie zauważył, że golkiper Wisły zaczął toczyć ze sobą wewnętrzną walkę, której przedmiotem było rozważanie „wyjść, czy nie wyjść z bramki”? Michał Miśkiewicz pomyślał najpierw, że nie warto nigdzie iść, następnie przez myśl przeszło mu, że w sumie to można by się przejść, zaraz potem posłuchał wewnętrznego głosu, który mówił mu o konieczności pozostania w bramce, aż w końcu doszedł do wniosku, że jednak czas ruszyć się z linii bramkowej. Z dramatu egzystencjalnego krakowskiego bramkarza nic nie robił sobie Michal Papadopulos, który widząc pustą bramkę i ogłupiałego bramkarza, zwyczajnie skierował futbolówkę do siatki. Wisła jeszcze przed końcem meczu mogła spełnić swoje marzenia o grupie mistrzowskiej, ale na drodze do ich realizacji stanęła... noga Macieja Dąbrowskiego.

VIDEO: Prawa noga Dąbrowskiego wyrzuca Wisłę z top8


Mem kolejki:
fot. Ekstra Trolls

Wpis kolejki:
fot. Twitter

REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.