fot. 2016-04-20 Ruch Chorzów, piłkarze, wyjście - fot. Mishka / Legionisci.com
REKLAMA

Plusy i minusy po meczu z Ruchem

Jeleń, źródło: Legionisci.com - Wiadomość archiwalna

Powróciły stare koszmary sprzed roku, gdzie w Chorzowie straciliśmy punkty w bardzo słabym stylu. Choć legioniści weszli w mecz naprawdę nieźle, to z minuty na minutę było coraz gorzej, by wreszcie zakończyć rozpaczliwym wybijaniem piłki spod własnej bramki. Zapraszamy na analizę tego mało chwalebnego spotkania.

Arkadiusz Malarz + - Powiedzmy sobie szczerze, gdyby nie on, to w Chorzowie dostalibyśmy baty, z których śmiałaby się cała Polska. Błyszczał refleksem i pewnością, znakomicie potrafił się ustawić i przede wszystkim odbijał piłki, których nie miał prawa odbić. Swoją klasę pokazał przy genialnej obronie przewrotki Stępińskiego i jeszcze bardziej fenomenalnej interwencji po strzale Podgórskiego. Arek Malarz wymalował nam w Chorzowie punkt.

Adam Hlousek + - Nie zagrał szczególnie fenomenalnie, ale na tle człapiących kolegów i tak zdołał się wyróżnić. Dobrze wyglądała jego postawa na lewym skrzydle, bo Ruch ani razu nie przeprowadził nim groźnej akcji, Czech potrafił pokazać się w ofensywie, jak choćby w 25. minucie, kiedy po jego odbiorze pod polem karnym Ruchu, Nemanja Nikolić wyłożył Prijoviciowi piłkę na patelni. Hlousek starał się też ciągnąć akcje do przodu, ale z pustego to i Salomon nie naleje.

Jakub Rzeźniczak + - Ostatni sprawiedliwy. Obok Hlouska jedyny, który w defensywie sprawował się bez zarzutu. "Rzeźnik" już od początku meczu nie bał się starć z rywalem, a jego wślizgi i przejęcia kilka razy mogły przyprawić zawodników gospodarzy o frustrację. Dobrze grał głową, niejednokrotnie zdarzało mu się naprawiać błędy kolegów z zespołu. Kubę trzeba pochwalić także za podłączanie się do akcji ofensywnych, z czego jedna zakończyła się strzałem naszego kapitana tuż pod koniec meczu. Fakt, że środkowy obrońca zrobił w ataku więcej niż środkowi pomocnicy, mówi chyba wszystko o tym spotkaniu.

Artur Jędrzejczyk – Najpoważniejszy błąd w obronie popełnił, gdy dał się wyprzedzić Monecie, który dzięki temu stworzył Stępińskiemu znakomitą sytuację do strzału. Poza tym na tyłach spisywał się poprawnie i nie dawał zbyt wiele miejsca rywalom. Co innego gra z przodu, bo tam „Jędzy” po prostu nie było. Czasem wyprowadził akcję, czasem poklepał z kolegami, lecz nie zwojował tym zbyt wiele. Inna sprawa, że ze względu na pozycję, na której występował we wtorek, ciężko wymagać od niego Bóg wie jakiej działalności ofensywnej.

Guilherme - - O ile w pierwszej połowie coś jeszcze prezentował, bo potrafił dać o sobie znać jakimś podaniem bądź przechwytem, to po przerwie miał już swój świat i swoje kredki. Miotał się bez sensu po boisku, nie potrafił zagrać celnego podania, a szczytem było potknięcie się o własne nogi. Przepraszam, jest jeszcze lepsze podsumowanie gry Brazylijczyka – siatkę założył mu Rafał Grodzicki.

Nemanja Nikolić - - Pewnie inaczej by to wszystko wyglądało, gdyby Prijović w pierwszej części gry wykorzystał jego genialne podanie, ale gdyby ciocia miała wąsy to by była wujkiem, a Legia miała mistrzostwo Polski w 2015 roku. Oprócz naprawdę fenomenalnego dogrania do „Prijo”, Węgier w tym meczu nie pokazał nic. Można mówić, że za jego grę odpowiadają partnerzy z tyłu, więc ok, niech sobie z nimi wszystko wyjaśni. Nie wpływa to jednak w żaden sposób na to, że „Niko” praktycznie przy każdej akcji ofensywnej był albo za wysoko, albo za nisko ustawiony. Momentami był tak schowany, że nawet sam Andres Iniesta nie dorzuciłby mu piłki.

Aleksandar Prijović - - Gdzie się podział ten facet, który mając piłkę przed bramką pytał bramkarza, z którego rogu woli wyciągnąć futbolówkę, a potem ładował ile sił? Prijović zaciął się i to porządnie, bo po raz kolejny nie potrafił wykorzystać danych mu sytuacji. O ile można usprawiedliwić go za nie pokonanie Putnocky'ego w 12. minucie, o tyle przysłowiową patelnię od Nikolicia miał obowiązek wykorzystać. Na jego korzyść przemawia tylko to, że przez cały czas starał się jakkolwiek ciągnąć grę do przodu i cały czas atakował pressingiem. Wyszło z tego okrągłe nic, ale w przeciwieństwie do niektórych, przynajmniej przepocił koszulkę.

Ariel Borysiuk - - Początek miał niezły, kiedy zapoczątkował akcję duetu Nikolicia i „Prijo”, ale potem było już tylko gorzej. Był zagubiony, przegrywał większość pojedynków w środku pola, no i klasycznie musiał błysnąć swoimi uderzeniami z dystansu, które kończyły się kontrami gospodarzy. Bez Jodłowca obok, Ariel sprawia wrażenie jakby nie wiedział co ma ze sobą zrobić.

Bartosz Bereszyński - - Chyba pomagał ostatnio komuś zdać egzamin na prawo jazdy, bo piłkarze Ruchu objeżdżali go jak pachołek. „Bereś” w obronie praktycznie nie istniał, czego świadectwem jest to, że każda groźna akcja Ruchu szła prawą stroną. Przy piekielnie groźnej przewrotce Stępińskiego, nasz obrońca po prostu sobie stał i przyglądał się. Lepiej (choć i tak marnie) wyglądały jego poczynania ofensywne, jednak i tam Bereszyński nie wniósł do gry niczego konstruktywnego. Widać, że III-ligowe rezerwy raczej mu nie posłużyły.

Michał Kucharczyk - - Typowy „Kuchy” z okresu bergowego – walka na skrzydle, szarpanie do przodu i dawanie z siebie absolutnego maksa, ale co z tego, skoro efekty były żadne. Michał stworzył jedyną groźną sytuację, którą zmarnował Hamalainen, poza tym mógłby iść sobie na kawę, a i tak mało kto zauważyłby jego absencję. Więcej dymu na skrzydle z przodu robił Adam Hlousek – czy trzeba coś więcej dodawać?

Michaił Aleksandrow - - Zastanawia mnie co trener Czerczesow widzi w gościu, który nie potrafi przyjąć sobie piłki. W Chorzowie Bułgar latał po boisku w jedną oraz w drugą i na tym kończyło się jego zaangażowanie w ten mecz. Niewidoczny, nieskuteczny, niepotrafiący wywalczyć sobie futbolówki. Gorzej tylko, że nawet specjalnie nie ma go kim straszyć – taką mamy silną kadrę na skrzydłach.

Zmiennicy:

Kasper Hamalainen - - Za zmarnowanie sytuacji z 72. minuty powinien być pociągnięty do odpowiedzialności karnej. Miał pół godziny na pokazanie się i nie zaliczył w tym czasie ani jednej udanej akcji. Gdyby nie sławetne pudło z drugiej części gry, to pewnie większość osób nawet nie zobaczyłaby, że „Hama” biegał po chorzowskim boisku.

Łukasz Broź – Grał zbyt krótko by móc go ocenić.

REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.