fot. Mishka / Legionisci.com
REKLAMA

Kopała Ekstraklasa - podsumowanie 34. kolejki

Jeleń, źródło: Legionisci.com - Wiadomość archiwalna

Masową chorobą kibiców Legii jest niewątpliwie syndrom żony alkoholika, bo ciągłe wracanie i przebaczanie mimo nieustannego bicia, wszyscy mamy chyba we krwi. Przez weekend majowy można byłoby odpocząć od piłki z wątpliwą renomą, ale zapomnieć o rodzimych rozgrywkach nie pozwala nam finał Pucharu Polski. Zapraszamy zatem na podsumowanie 34. kolejki ligi, która wbija się w pamięć już na zawsze.

Zagłębie Lubin 2-0 Legia Warszawa
„Wygrywamy w Lubinie i dwa następne mecze gramy o tytuły” - słyszałem z ust niejednego fana naszego klubu. Piłkarze Legii stwierdzili jednak, że wygrać to sobie możemy co najwyżej królewskie spod kapsla, a o tym jakie wyniki będzie osiągał zespół decydują oni sami. Naturalnie wygrana „Wojskowych” drastycznie zmniejszyłaby szanse Piasta na mistrza, więc legioniści poczuli się zobowiązani dbać o atrakcyjność ligi i już do przerwy udało im się dostawać w palnik 0-2. W szatni doszli jednak do wniosku, że Ekstraklasa Ekstraklasą, a stulecie klubu stuleciem i postanowili mimo wszystko odrobić straty. Tutaj nastąpiło niemałe zaskoczenie, bo gospodarze wcale nie zamierzali oddać wywalczonego rezultatu i kolejne ataki legionistów były jeszcze mniej przekonujące niż gra aktorska w „Trudnych sprawach”. W tym sezonie Legia może zarówno wygrać wszystko, jak i skompromitować się do potęgi. Ktoś ma jeszcze wątpliwości co do tego, jaka liga jest najlepsza na świecie?

VIDEO: Broź sprawdza czy trzeba kryć we własnym polu karnym

Lech Poznań 0-0 Lechia Gdańsk
Plan na to spotkanie był taki – obydwa zespoły mają udawać, że im zależy, bo w sumie to walczą już o talon na wiadomo co i balon. Zawodnicy zrozumieli go doskonale, więc jedni i drudzy z radością grali sobie w celach rekreacyjnych. Uderzeń na bramkę było naprawdę sporo, tych celnych nieco mniej, ale na takie rarytasy, jakimi jest kopanie w jej światło, należy sobie zasłużyć. Jeszcze większym smaczkiem jest jednak pudłowanie z trzech metrów, a takowym zagraniem popisał się Maciej Gajos, który posłał piłkę prosto w bramkarza dokładnie z takiej odległości. Lechiści do głosu doszli dopiero pod koniec meczu, gdy Grzegorz Kuświk wyszedł sam na sam z Buriciem, położył go i mając przed sobą pustą bramkę, z podobnego dystansu co Gajos zdołał jeszcze obić słupek. Kibicom w Poznaniu zadrżały serca, ale na szczęście kapitan „Kolejorza” zachował zimną krew i biernie przyglądał się rozwojowi wydarzeń. Nic dziwnego, bo jak się okazało w niedzielę, Łukasz Trałka i klub i jego kibiców ma w najgłębszym poważaniu. Posłuchajcie co też swoim fanom miał do powiedzenia kapitan, lider i legenda.

VIDEO: Trałka niezwykle mocno docenia zaangażowanie fanów

Górnik Zabrze 2-1 Śląsk Wrocław
Niektórzy Ślązacy uważają się za inny naród, ale jacy oni tam inni, skoro nasze polskie opierdzielanie się i robienie wszystkiego na ostatnią chwilę mają we krwi. Po co męczyć się bowiem przez ¾ sezonu, pocić się, denerwować, skoro można spokojnie odpoczywać i w miesiąc zrobić to, nad czym wszyscy pracują dziesięć. Goście zaczęli od mocnego uderzenia Ceremagicia, którym broniący bramki Śląska Mateusz Abramowicz był tak zaskoczony, że z wrażenia zapomniał o możliwości rzucenia się do piłki i zrobiło się 1-0. Przez resztę meczu wysiłki zdobycia gola w przypadku obydwu zespołów wyglądały jak próby wyciągnięcia nowo poznanej dziewczyny do domu – jedni i drudzy chcieli, ale nie za bardzo wiedzieli jak to powiedzieć. Wreszcie wpadł na to Kamil Biliński, który 6 minut przed końcem meczu doprowadził do remisu. Po meczu Wisły z Termalicą w Ekstraklasie zapanowała moda na kluczowe trafienia w dodatkowym czasie gry, toteż Sebastian Steblecki w 2 doliczonej minucie golem na 2-1 doprowadził Zabrze do wrzenia, kibiców w całej Polsce do solidnego wytrzeszczu, a miłośników bukmacherki do płaczu. Górnik udowodnił, że nie ma takiego terminu, na jaki się nie da wyrobić. Pewnie gdyby nie było podziału na grupy, to zabrzanie walczyliby jeszcze o mistrza.

VIDEO: Steblecki pokazuje za co kochamy tę ligę

Ruch Chorzów 0-1 Cracovia
Po pierwsze Miroslav Covilo strzelił bramkę, która dała Cracovii zwycięstwo, po drugie w barwach Ruchu zadebiutował Przemysław Bargiel i może nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby nie fakt, że chłopak tydzień temu pisał testy gimnazjalne. Piłkarze obydwu zespołów zainspirowali się wejściem na boisko tak młodego zawodnika i sami postanowili przypomnieć sobie czasy, w których sami mieli po szesnaście lat. W tym celu zdecydowali się grać jak prawdziwi juniorzy, bo do końca meczu wynik nawet nie miał specjalnych szans ulec zmianie. Ruch ma jednak szczęście z tą grupą mistrzowską – jakbyśmy z powrotem połączyli tabelę, to chorzowianie mieliby punkt przewagi nad strefą spadkową, a tak do końca sezonu mogą dawać się ogrywać nawet trampkarzom Szombierek Bytom. Prawda, że innowacyjna jest ta nasza liga?

VIDEO: Ruch sam nie wie co robi w grupie mistrzowskiej

Termalica Bruk-Bet Nieciecza 0-2 Górnik Łęczna
Mecz zaczął się od niebywałych popisów piłkarzy, bo kto mógłby się spodziewać, że w niecieczańskim Teatrze Marzeń uświadczymy takich sensacji jak strzały przewrotką czy rogale? Z jednymi i drugimi radzili sobie jednak bramkarze, aż wreszcie Sebastian Nowak poczuł się zmęczony tym ciągłym ratowaniem „Słoników” i w 31 minucie oświadczył kolegom, żeby bronili sobie sami, co poskutkowało iście kartoflaną bramką dla drużyny gości. Partnerzy zdołali jednak przekonać Nowaka, że mimo wszystko miło byłoby gdyby ten jednak bronił i golkiper dał się przekonać, co chwila odbijając kolejne próby łęcznian. Atak Termaliki ciągle głowił się jak zaskoczyć Sergiusza Prusaka, a skoro bramkarza nie dało się pokonać, to gospodarze postanowili go znokautować. Sukces był połowiczny, bo Prusak owszem, został zniesiony na noszach, ale piłkarze „Słoni” nie przewidzieli, że w jego miejsce wejdzie kolejny golkiper. Sfrustrowani takim obrotem spraw wdali się więc w dyskusję z arbitrem i w ogóle zapomnieli o otaczającym ich świecie, co błyskawicznie wykorzystał Jakub Świerczok, dając gościom pierwszą od dwóch miesięcy wygraną. Budzi się Łęczna, budzi się Zabrze – podobno i na Giewoncie rycerz zaczął się przeciągać.

VIDEO: Nowak chwilowo oświadcza, że przestaje bronić

Korona Kielce 3-2 Wisła Kraków
Piłkarzy na mecz wyprowadzały nieprzeciętnej urody dziewczyny, a że przed paniami popisuje się chyba każdy facet, to gradobicie bramek w Kielcach było tylko kwestią czasu. Grając w fifę często irytował mnie komentarz Dariusza Szpakowskiego mówiący: „Są konsekwentni, ponownie chcą zaskoczyć rywala w ten sam sposób”, bo zawsze zastanawiałem się, jak konsekwentnie i w ten sam sposób można kogoś zaskoczyć. Okazuje się, że można, bo zdobywanie bramek przez Koronę Kielce wyglądało mniej więcej w ten sposób: wrzutka, strzał, gol i tak razy trzy. Lepszy taki pomysł niż żaden, bo Wisła nie miała absolutnie żadnej koncepcji zagrożenia bramce Treli. Udało jej się to wreszcie w 62 minucie, kiedy Radek Dejmek pomylił kierunki i zamiast wykopać piłkę do przodu, to w tajemniczy sposób wyłożył ją prosto Pawłowi Brożkowi, który zdobył bramkę kontaktową. Korona natychmiast odpowiedziała swoim słynnym schematem, co przekonało przyjezdnych o jego skuteczności, bo skorzystali z niego w doliczonym czasie gry. Na resztę czasu zabrakło, ale cieszy fakt, że wróciła stara dobra Wisła.

VIDEO: Prawa noga Dejmka nie wie co czyni lewa

Jagiellonia Białystok 3-2 Podbeskidzie Bielsko-Biała
Podbeskidzie szybko wywalczyło sobie rzut karny, podszedł do niego Adam Mójta, który uderzył w sam środek bramki z taką siłą, że choć Drągowski pozostał na miejscu, to przestraszył się kopniętej futbolówki i pokornie odsunął się pozwalając gościom wyjść na prowadzenie. Chwilę później wyrównała Jagiellonia i wszyscy ruszyli ochłonąć do szatni. W ciągu 15 minut szkoleniowcy przemienili swoich podopiecznych w bomby z opóźnionym zapłonem, bo o bramkach wszyscy przypomnieli sobie kwadrans przed końcowym gwizdkiem. Szczepaniak podwyższył na 1-2, ale jego wysiłki zniweczył bramkarz Podbeskidzia, który podczas rzutu wolnego Wasiljewa zrobił absolutnie wszystko by przypadkiem zatrzymać piłki i choć nie było łatwo, bo futbolówka leciała prosto w niego, to jakoś udało mu się ją wpuścić do bramki. Nie mam pojęcia co za moda nastała na gole w końcówkach. W 93 minucie Świderski kopnął piłkę w pole karne, gdzie obrońcy długo zastanawiali się co z nią zrobić, a z kłopotów wyręczył ich Romańczuk, który uderzeniem po długim słupku wyzwolił w Białymstoku taki krzyk, że wszystkie białe niedźwiedzie uciekły w siną dal, a Podbeskidzie zleciało na łeb na szyję na ostatnie miejsce w tabeli. „Górale” tak bardzo chcieli być w grupie mistrzowskiej, że w przyszłym sezonie mają zamiar walczyć o nią na boiskach 1 ligi.

VIDEO: Zubas ma dosyć łapania piłki

Piast Gliwice 2-1 Pogoń Szczecin
Jedyną drużyną w tej lidze, która goniąc lidera mogłaby nie wykorzystać jego blamażu jest Legia Warszawa, ale pech chciał, że to akurat Piast ściga „Wojskowych”, więc wynik tego meczu był do przewidzenia. Gospodarze dobrze weszli w mecz, a jeszcze lepiej w obronę Pogoni, bo w 10 minucie odstawili małą Barcelonę i Żivec po kapitalnej akcji zdobył gola na 1-0. Światowej sławy ekspert, Kazek Węgrzyn, rozpływał się akurat nad tym, że Szmatuła to najlepszy bramkarz w naszej lidze [buahahahah. red.], kiedy poczciwy Władek Dwaliszwili wykorzystał fakt zaplątania się nóg Urosa Koruna i uderzył na bramkę Piasta. Kuba stał w miejscu licząc na to, że nie wpadnie, niestety przeliczył się, bo wpadło aż miło. Można było się jeszcze łudzić, ale gospodarze nie zamierzali wypuszczać podanej na tacy szansy, wobec czego gospodarze wygrali i zrównali się punktami z Legią. Niektórzy mówią o Piaście „polskie Leicester”. Ja jestem jednak zdania, że jedyną poprawną formą takiego porównania jest powiedzenie „angielski Piast”.

VIDEO: Koncertowa forma Koruna i Szmatuły

Mem kolejki:

fot. Facebook

Wpis kolejki:

fot. Facebook

REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.