Nemanja Nikolić w akcji - fot. Mishka / Legionisci.com
REKLAMA

Plusy i minusy po meczu z Lechią

Jeleń, źródło: Legionisci.com - Wiadomość archiwalna

Do Gdańska jechaliśmy z nastawieniem pozytywnym jak nigdy, a skończyło się jak zawsze. Stanisław Czerczesow ze sprawnie działającego samochodu postanowił wyjąć silnik i był całkiem zdziwiony gdy zobaczył, że auto nie chce jechać. Po Legii za to przejechali się nasi przeciwnicy, którzy sprawili, że Gdańsk już nie pierwszy raz stanął nam ością w gardle. Zapraszamy zatem na podsumowanie tego wiekopomnego wyjazdu.



Arkadiusz Malarz - Robił to co do niego należało kiedy tylko mógł. Dobrze wychodził do dośrodkowań, które pewnie łapał albo piąstkował. Strzały jakie dało się obronić łapał w ręce, ale przy uderzeniach Peszki i Krasicia nie miał absolutnie nic do powiedzenia. Być może udałoby mu się odbić próbę Serba, jednak zupełnie zasłonili go obrońcy. Najlepszy w drużynie, choć nie pokazał niczego nadzwyczajnego. I to chyba mówi wszystko o meczu w Gdańsku.

Nemanja Nikolić - Był zupełnie niewidoczny przez większą część spotkania, kłopot w tym, że on ponosi za to najmniejszą winę. Mając za plecami źle grającego Guilherme, słabego Aleksandrowa i tragicznych Vranjesa z Masłowskim, na podobnym poziomie co "Niko" zaprezentowałby się nawet Robert Lewandowski. Nasz snajper próbował sam szarpać grę do przodu, ale skończyło się na zablokowaniu go przez wychodzącego z bramki Savicia i zmarnowanym uderzeniu Masłowskiego. Może udałoby mu się stworzyć cokolwiek samemu, gdyby był ciut szybszym piłkarzem. Tylko, że wtedy nie grałby już w Legii.

Adam Hlousek - - Najmniejszy z minusów, choć jednak minus. Trzeba też patrzeć na to, że został wystawiony na nie swojej pozycji i efekty tego mogły boleć. Najpierw dał się przepchnąć i doprowadził do groźnego uderzenia Paixao (który notabene przyjmował sobie piłkę ręką), potem kompletnie nie radził sobie z kryciem. Tak naprawdę pokazał się raz, kiedy pod koniec spotkania imponującym sprintem zakończył kontrę 2 na 1, bo akurat w bieganiu Hlousek czuje się bardzo dobrze. Trener Czerczesow odciął mu jednak skrzydła i kazał latać - no tak to się niestety nie da.

Guilherme - - Widząc obok kogo przyszło mu grać, sam próbował tworzenia akcji ofensywnych. O ile początek miał jeszcze niezły i z przodu, gdzie kilka razy błysnął podaniem i z tyłu, bo dobrze blokował rywali, to potem była już tylko równia pochyła. Minuta po minucie Brazylijczyk tracił pewność siebie, aż wreszcie każda zagrana przez niego futbolówka trafiała na konto rywali. Najpoważniejszy błąd popełnił przy bramce na 2-0, kiedy Krasić oszukał go lepiej niż sam premier Tusk swoich obywateli.

Kasper Hamalainen - - Ciężki jest los napastnika gdy ten gra bez drugiej linii. O ile jednak Nikolić próbował sam robić cokolwiek, o tyle Hamalainen czekał na podania od pomocników i ciągle nie mógł się ich doczekać. Nie zrobił niczego, co mogłoby wnieść do gry cokolwiek pozytywnego, a z racji wątłej postury dał się przestawiać obrońcom wedle ich życzenia. Do Gdańska pojechał zupełnie inny "Hama" niż ten, którego mogliśmy oglądać w meczu z Cracovią. Pytanie tylko, który z nich jest prawdziwy.

Artur Jędrzejczyk - - Tak się wymęczył spotkaniem z Piastem, że na mecz z Lechią jeszcze nie zdążył odpocząć. Był wiecznie spóźniony i ciągle za wolny, a było to widoczne najbardziej, gdy nie zdążył doskoczyć do Peszki, co ten wykorzystał na strzelenie gola życia. W defensywie także nie sprawił rywalom większych kłopotów, nie mówiąc już o podłączaniu się do ataków, bo tam został uznany za zaginionego. Jak na reprezentanta Polski mecz dramatyczny.

Michaił Aleksandrow - - Miał jakieś nieliczne przebłyski, choć raczej trudno go za nie chwalić, bo on jest piłkarzem a nie latarnią morską. Z początku trochę próbował pobiegać na skrzydle i na bieganiu się kończyło. Potem zabrakło nawet tego, Bułgar był wolny i bezproduktywny, a jego nieliczne dośrodkowania w pole karne Lechii przypominały komara - wkurzały, ale dało się je zgnieść dwoma palcami. Michale Kucharczyku wróć.

Stojan Vranjes - - Momentami w ogóle zapominałem o jego obecności na boisku. Jeśli akurat się pojawiał to tylko po to żeby zaliczyć stratę lub sfaulować przeciwnika. Jasne, zdarzały mu się nawet odbiory, ale zabranie piłki rywalowi polega na tym żeby zrobić z nią coś pożytecznego, a nie od razu samemu ją stracić. Nie zaliczył nawet jednego otwierającego podania do przodu. Możnaby powiedzieć, że być może nie chciał zaszkodzić byłym kolegom, ale rzeczywistość jest dużo mniej skomplikowana - Legia Warszawa to za wysokie progi dla Vranjesa.

Tomasz Brzyski - - Kiedy pisałem, że na lewej obronie Hlousek robi kolosalną różnicę, niektórzy uparcie twierdzili, że Brzyski gra na podobnym poziomie. Jeśli lamborghini gallardo stanowi identyczną jakość co łada, to pewnie tak. Nie dość, że kompletnie nie radził sobie z zadaniami ofensywnymi (a w XXI wieku mamy pełne prawo wymagać ich od bocznego obrońcy), to jeszcze zupełnie nie szło mu na własnej połowie, bo rywalom dał się objeżdżać bez większych problemów. No i jeszcze te dośrodkowania na wysokość kolan - klasyka.

Igor Lewczuk - - Igor ma to do siebie, że na dziesięć świetnych występów musi zaliczyc jeden kompromitujący i pech chciał, że przypadł on akurat na mecz w Gdańsku. Kapitan Legii grał jak śnięty - był wiecznie spóźniony, niedokładnie wybijał piłkę (z czego skrzętnie skorzystał Sławek Peszko) oraz popełniał idiotyczne, kompletnie niewymuszone błędy. Po jednym z nich otrzymał czerwoną kartkę i osłabił beznadziejnie już słabą Legię. Na Pogoń poprosimy wersję Igora zrobionego ze skały.

Michał Masłowski - - Jaki koń jest każdy widzi, więc chyba nawet nie ma sensu rozdrabniać się nad tym występem. Zastanawiam się tylko jak to jest, że ten chłopak kosztował Legię 800 tysięcy euro. Warto dodać, że za najlepszego piłkarz Premier League, Riyada Mahreza, Leicester City zapłaciło prawie połowę mniej. To nie jest kwestia braku umiejętności a głowy. Nie każdy każdy dobrze czuje się w klubie z wielkimi ambicjami, bo nie każdy piłkarz potrafi grać pod tak dużą presją. I Michał Masłowski niestety nie potrafi.

Zmiennicy:

Bartosz Bereszyński - - Od momentu wejścia na boisko próbował zdziałać cokolwiek, ale była to bardziej walka z samym sobą niż przeciwnikiem. Nie ma co jednak liczyć na cuda z jego strony, skoro w tym sezonie "Bereś" boiska Ekstraklasy ogląda z ławki rezerwowych.

Łukasz Broź - - Wszedł na boisko i na tym zakończyłbym opis występu naszego obrońcy. Kompletnie niewidoczny starał się skupiać na grze defensywnej, co wychodziło mu naprawdę średnio. Ciężko może wymagać od obrońcy zmiany wyniku, ale trochę lepszej postawy po wejściu na boisko jak najbardziej.

Michał Kopczyński - - Gdyby jeszcze był młody to wszystko można zwalić na stres i niedoświadczenie, ale chłopak za miesiąc kończy 24 lata. Zmienił beznadziejnego Masłowskiego, a sam na jego tle nie zaprezentował niczego specjalnie lepszego. Biorąc pod uwagę, że nie jest to pierwszy mecz, gdy "Kopa" otrzymuje szansę pokazania się i totalnie ją zaprzepaszcza, trzeba jasno sobie powiedzieć - z tej mąki chleba nie będzie.

REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.