Michał Kucharczyk pociągany za koszulkę podczas meczu z AS Trencin - fot. Kamil Marciniak / Legionisci.com
REKLAMA

Punkty po rewanżu z AS Trencin

Qbas, źródło: Legionisci.com - Wiadomość archiwalna

No i po bólu. Legia bez większych kłopotów przebrnęła przez rewanżowe spotkanie z mistrzem Słowacji. Dwumecz został zdeterminowany przez wynik z Żyliny, gdzie „Wojskowi” wygrali 1-0. W Warszawie gospodarze skupili się na pilnowaniu zaliczki i cel osiągnęli. Dzięki korzystnym wynikom innych meczów zostaną rozstawieni w decydującej fazie eliminacji. Legia mistrzów na wyciągnięcie ręki?

1. Nuda. Po meczu pojawiły się teksty o męczarniach Legii. Tymczasem na boisku nie działo się nic szczególnie niebezpiecznego dla mistrzów Polski. Goście nie potrafili zepchnąć ich do obrony, nie ostrzeliwali bramki, a Malarz tym razem nie musiał wznosić się na wyżyny swych umiejętności. Legioniści zaś wciąż nie potrafią grać tak, jak chce tego Hasi. Z murawy wiało więc nudą, przerywaną sporadycznie przez indywidualne popisy graczy z Trenczyna, czy nieśmiałe ataki „Wojskowych”. Mecz przypominał wstępną szarpaninę przed poważną bójką w dyskotece. Tylko, że w środę w Warszawie nie doszło do wymiany prawdziwych ciosów.

2. Mądra gra wynikiem. Rewanż z Trenczynem był 60. meczem Legii w europejskich pucharach w ostatnich 5 latach. Doświadczenie, o którym tyle ostatnio pisaliśmy, ponownie dało o sobie znać. Legioniści wyszli boisko z chłodnymi głowami. Wiedzieli, że ich podstawowe zadanie to nie stracić gola, bo mają bardzo dobry rezultat z meczu wyjazdowego. Nie ryzykowali niepotrzebnie, nie podkręcali tempa. Oczywiście, być może nie byliby w stanie zagrać dużo lepiej, ale też należy pamiętać, że tym razem nie dali pograć przeciwnikom i ci już nie stwarzali takiego zagrożenia pod bramką Malarza, jak w pierwszym meczu. Symptomatyczna była sytuacja z doliczonego czasu gry, gdy Kucharczyk ruszył z kontratakiem na pustą bramkę i będąc w pełnym biegu, naciskany przez rywali nie zdecydował się na strzał z daleka słabszą nogą. Dał się za to sfaulować i nie naraził zespołu na niepotrzebną kontrę. Za tę dojrzałość brawa dla całej drużyny.

3. Brak stylu. Legii należy się oczywiście pochwała za awans, ale nie możemy zapominać, że zespół ciągle gra nieprzekonywająco. Zrozumiałym jest, że jakość gry zespołu zależy od wielu zmiennych, m. in. od tego, że jego kluczowi gracze nie przepracowali przygotowań, że brakuje kreatywnych graczy w środku pola, jak choćby kontuzjowany Guilherme, ale fakty są niezaprzeczalne. Legioniści grają bardzo kiepsko w ofensywie, męczą się z przeciwnikami znacznie słabszymi od siebie. Taki stan rzeczy niepokoi przed decydującymi bojami o Ligę Mistrzów, bo taką Legię będą chcieli wylosować wszyscy, nawet Dundalk. Ale cóż zrobić? Pozostaje wierzyć, że kolejny raz będziemy się szarpać o swoje.

4. Wygasły „Wulkan”. Po raz pierwszy mogliśmy przyjrzeć się przez dłuższy czas nowemu nabytkowi Legii. Steeven Langil wybiegł w podstawowym składzie, no i zwyczajnie zawiódł. Nie wdając się w szczegółową analizę jego gry, trzeba stwierdzić, że nie pokazał niczego godnego uwagi. Nie umiał zaskoczyć rywali, był bardzo przewidywalny, próbował bardzo prymitywnymi środkami przechytrzyć obrońców. Słowem dał zespołowi bardzo niewiele w ofensywie. Jeśli ten zawodnik faktycznie ma umiejętności, które pozwalają mówić o nim, jako o wzmocnieniu składu, to przeciw AS Trencin ich jeszcze nie pokazał.

5. Przebojowy Prijović. Szwajcar wszedł wprawdzie w końcówce spotkania, ale parokrotnie popisał się skutecznymi dryblingami, zaimponował dynamiką i pomysłowością w rozegraniu akcji. Zabrakło wprawdzie wykończenia, ale to już drugi mecz z rzędu, po którym możemy mówić, że forma Alexa zwyżkuje.

6. Słabe stałe fragmenty. Jeśli po meczu w Płocku chwaliliśmy „Wojskowych” za efektywne wykonywanie stałych fragmentów, to w rewanżu z Trenczynem nic im nie wychodziło. Ani wrzutki z rzutów rożnych, ani dośrodkowania z wolnych, ba, nawet z autów, które stały się ostatnio groźną bronią na polskich boiskach, jakoś niczego konkretnego nie udało się osiągnąć. Aż przykro się zrobiło patrząc na strzał Moulina z rzutu wolnego z ok. 30 metrów, po którym futbolówka poleciała nad siatkę zabezpieczającą kibiców za bramką. A przecież parę dni wcześniej mistrzowie Polski udowodnili, że wiedzą jak wykorzystać zagrania ze stojącej piłki. Dziwne.

Autor: Jakub Majewski "Qbas"
Twitter: QbasLL
Kątem Oka na FB

REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.