Aleksandar Vuković i Nemanja Nikolić - fot. Hagi / Legionisci.com
REKLAMA

Punkty po meczu z Lechem

Qbas, źródło: Legionisci.com - Wiadomość archiwalna

Legia kolejny raz w tym roku ograła Lecha i znowu zasłużenie udowodniła swoją wyższość. Nie ma przy tym znaczenia, że doszło do tego w kontrowersyjnych okolicznościach. Należy przy tym pamiętać, że ciąg zdarzeń zakończonych golem ze spalonego "Wojskowych" rozpoczął się od błędnej decyzji arbitra Marciniaka o rzucie karnym dla gości. Jakby jednak nie było odnieśliśmy bardzo ważne w kontekście powrotu do walki o tytuł, a przy tym prestiżowe zwycięstwo.

1. Derby Polski? Przed spotkaniem można było spotkać się z takim określeniem, co oczywiście jest daleko idącym nadużyciem, ale przede wszystkim naciąganiem na kliknięcia, czy też kupowanie gazet. Po zakończeniu meczu użyłbym raczej sformułowania: uczta dla koneserów ligowego futbolu. Taktyka, przesuwanie, skracanie pola, defensywa, tercje boiska, półstrefy, zamykanie linii podania, praca w środku boiska - na murawie trwało przeciąganie liny. Schowany za podwójną gardą Lech co jakiś czas się jednak potykał i sam sobie robił krzywdę. Prezentował Legii nie tylko okazje bramkowe, ale nawet i gole. Cóż, linę też trzeba umieć przeciągnąć.

2. Trudny mecz. Nie było to jednak dla Legii łatwe starcie. Po pierwsze, bo byli tuż po spotkaniu z Realem i widać było zmęczenie graczy. Po drugie, bo Lech zagrał defensywnie. Po trzecie, bo gracze z Poznania są wciąż dobrzy, jak na polskie warunki. Po czwarte wreszcie, bo Legia, to wciąż nie jest jeszcze zespół na jaki czekamy.

3. Starcie trenerów. Obaj szkoleniowcy pracują ze swymi zespołami od niedawna. Obaj też dodali im jakości, choć wydaje się, a wynik to potwierdza, że więcej Legii dał Magiera. Bjelica jednak zaskoczył "Wojskowych" ustawieniem drużyny bez klasycznego napastnika, ale nie na tyle, by wprowadzić zamieszanie w ich szeregach. Magiera reagował bowiem na bieżąco i nie pozwolił odebrać sobie inicjatywy. W przerwie dokonał korekty w składzie - przesunął Guilherme na lewą obronę, bo zespołowi brakowało jakości w ofensywnych wejściach obrońcy z lewej flanki. I Legia znacząco poprawiła swą grę, w efekcie czego wygrała. Bjelica natomiast wpuścił Robaka, a piłkarz ten odwdzięczył się nie tylko golem, ale i kilkoma sytuacjami bramkowymi. To jednak było za mało nawet na remis i starcie szkoleniowców wygrał na punkty Magiera.

4. Legia walcząca. Jeśli traci się gola w 90. minucie z wymyślonego karnego, to trudno wierzyć, że zdoła się jeszcze przechylić szalę na swoją korzyść. Legia wierzyła. Niesamowicie wierzyła. Duża w tym zasługa sztabu szkoleniowego, bowiem trener Magiera, korzystając z zamieszania na boisku, wysłał do piłkarzy asystenta Vukovicia, który jeszcze ich mobilizował, nakręcał. Bardzo skutecznie, bo chwilę potem mistrzowie Polski zdobyli rozstrzygającą bramkę. Legia walczyła też przy "masowej konfrontacji". Wszyscy piłkarze, do tego członkowie sztabu szkoleniowego, a nawet masażyści ruszyli do przepychanki z poznaniakami. Widać, że rodzi się drużyna. A może i już byliśmy świadkami jej narodzin?

5. Zimni jak lód panowie dwaj. Gdy po golu na 1-1 zaczęło się zamieszanie w polu karnym Legii na ławce rezerwowych pozostał Magiera. Trener przywołały Hamalainena i odbył z nim krótką rozmowę. Na chłodno wyjaśnił czego oczekuje, jaki ma plan na ostatnie minuty meczu i przelał na Fina swą wiarę w zwycięstwo. Były gracz Lecha ze spokojem przyjął uwagi trenera, niezauważony przez wielu pojawił się na boisku i chwilę potem z lodowatą precyzją pogrążył swych byłych kolegów. Spisek dwóch panów powiódł się więc w 100%.

6. Prawdziwy Nikolić. Najlepszy snajper Ekstraklasy przyzwyczaił nas w zeszłym sezonie, że strzela gole na zawołanie. Przeciwko Lechowi jednak ponownie potrzebował kilku okazji, by w końcu trafić do siatki. Zresztą było to kolejne takie spotkanie. Potwierdzają się zatem słowa węgierskich dziennikarzy, którzy oceniając przejście Nikolicia do Legii twierdzili, że to napastnik potrzebujący paru okazji, by zdobyć jednego gola. Właściwie nie ma co się zżymać. Mistrzowie Polski atakują na tyle często, że naszemu snajperowi z pewnością nie zabraknie sytuacji.

7. Nie dało się wygrać z Lechem w lepszych okolicznościach. Oczywiście można było ich zmieść z murawy i ograć np. 5-0, ale równie wybornie smakuje 2-1 po golu w doliczonym czasie gry, w dodatku ich byłej gwiazdy znienawidzonej za transfer do Legii. A jeśli dodamy do tego serię błędów sędziego - o rzucie karnym i o uznaniu bramki Hamalainena, to mamy już wykwintny deser, podczas którego poznaniacy już rozpoczęli fiestę po golu na 1-1, by za chwilę zostać całkowicie upokorzeni. Pozostała im więc tylko złość i frustracja. Pięknie.

8. Naciągany karny dla Lecha. Wprawdzie Kopczyński zachował się bardzo nieroztropnie w polu karnym i dał się uprzedzić będącemu tyłem do bramki Makuszewskiemu, ale widać, że skrzydłowy gości po prostu nadział się, najpewniej z premedytacją, na nogę naszego sympatycznego pomocnika. Pan Marciniak wszystko to widział, ale nie wahał się z decyzją. Był to już 8 karny przeciwko Legii w Ekstraklasie i Pucharze Polski. Większość z nich była nieoczywista. Są ludzie, którzy twierdzą, że na sędziowskie interpretacje ma wpływ wzajemna niechęć Bońka i legijnych włodarzy oraz prowadzona przez prezesa PZPN przedwyborcza kampania obłaskawiania tzw. interioru. My oczywiście w żadne niecne gierki nie wierzymy.

9. Piłkarski Smoleńsk. Po meczu rozpętała się niesamowita histeria. O ile można rozumieć fanów z Wielkopolski, to dziennikarze jak Twarowski, Stanowski, czy Kołtoń mogliby się jednak odrobinę zastanowić. Ich nawoływania do zawieszania sędziego asystenta, Malarza, czy kwestionowaniu decyzji Komisji Ligi w sprawie naszego bramkarza jest mocno zaskakujące. Co ciekawe, dziwnym trafem nie domagają się oni odsunięcia od prowadzenia meczów arbitra, który wyczarował ostatnio karnego dla Cracovii. Podobnie rzecz miała się w przypadku gola Lecha w meczu Pucharu Polski przeciwko Wiśle. Spalony, na którym był Kownacki uznano za "nieznaczny". Swoją drogą, to ciekawe, że sędzia asystent został zawieszony za błąd, który zdarza się wielu innym w niemal każdej ligowej kolejce. Natomiast prawdziwym "Piłkarskim Smoleńskiem" jest fakt, że sędzia Marciniak kłamał na Komisji Ligi, że nie widział zajścia Malarz - Kownacki.

10. Przepraszam. Po meczu rozpoczął się festiwal przeprosin lechitów. Zaczął asystent, kontynuował dyrektor od spraw beznadziejnych Seweryn Dmowski, który po meczu stwierdził, zgodnie z prawdą, że jesteśmy ich stolicą, a zakończył Aco Vuković, bo ekspresyjnie cieszył się pod sektorem gości. Zgodnie z trendem i ja Was przepraszam za to, że nie mam zamiaru nikogo przepraszać.

Autor: Jakub Majewski "Qbas"
Twitter: QbasLL
Kątem Oka na FB

REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.