Iza Kuś, Jacek Magiera i Miroslav Radović - fot. Woytek / Legionisci.com
REKLAMA

Słowo na niedzielę: Poprzeczka

Qbas, źródło: Legionisci.com - Wiadomość archiwalna

„Gdyby nie słupek, gdyby nie poprzeczka” śpiewał, jak wszyscy wiecie, Kazimierz Staszewski. Tym razem jednak nie o takiej poprzeczce będzie mowa. Chodzi mianowicie o tę, którą zawiesił sobie trener Jacek Magiera. I to możliwe, że nie do końca świadomie. Na pewno jednak świadom jest celów, jakie ma osiągnąć. Nikt mu zresztą ich nie stawiał. Jest legionistą, sam wie najlepiej po co tu pracuje.

Legia to taki klub, w którym nawet zwycięstwa nie zawsze cieszą. Rok 2016, w którym zdobyliśmy podwójną koronę i awansowaliśmy do Ligi Mistrzów, nie jest traktowany jako wielki sukces. Owszem „Wojskowi” wygrywali, ale wiele mówiło się o słabości ich rywali lub szczęściu w losowaniu. Najczęściej podnoszonym zarzutem był jednak brak stylu. Nawet pod wodzą ciepło wspominanego przez wielu kibiców Stanisława Czerczesowa, legioniści bardzo często grali futbol, od patrzenia na który bolały oczy. Tytuły i awanse to było mało. Legijna opinia publiczna wciąż bowiem była niezadowolona.

Magiera tymczasem zaczął z wysokiego C. Wprawdzie zasłużenie przegrał ze Sportingiem Lizbona, ale wówczas miał za sobą parę luźnych zajęć z drużyną. Kilka dni później Legia w pięknym stylu rozbiła Lechię. Był to najlepszy występ warszawian od wielu miesięcy, jeśli nie od kilku lat. Rozbudził apetyty. Oglądaliśmy bowiem mistrzów Polski grających nie tylko efektywnie, ale i niesamowicie efektownie. Nadzieje na obronę tytułu odżyły. Nie zmieniła tego nawet klęska w Madrycie, bo przecież każdy z nas widział, że piłkarze wypadli tam bardzo przyzwoicie w ofensywie. Nie pękli przed Realem Madryt, co tylko potwierdzili w meczu w Warszawie, który już przeszedł do historii. Magiera, trener z kilkoma meczami na koncie na poziomie Ekstraklasy i Ligi Mistrzów, zremisował z największym klubem świata i to mimo, że przegrywał 0-2. Niewiarygodne. A jeśli dodamy do tego jeszcze wygrane w nadzwyczajnych okolicznościach z Lechem (gol w doliczonym czasie gry) i z Koroną (wyciągnięcie na 4-2 z 0-2), to mamy przed sobą obraz legijnego mesjasza. Szkoleniowca, na którego czekaliśmy od lat.

Na szczęście tuż po wygranej z Lechią niespodziewanie przegraliśmy 2-3 w Szczecinie. Na szczęście wciąż tracimy sporo goli. Na szczęście Magiera nie daje się zwariować i wciąż powtarza, jak wiele pracy czeka go jeszcze z tym zespołem. Jest bardzo świadomy sytuacji, w jakiej się znalazł. Wie, że ludzie liczą już nie tylko na obronę tytułu, ale i nabrali ochoty na wyjście z grupy w Lidze Mistrzów i będące tego konsekwencją wiosenne potyczki w Lidze Europy. Wie, bo i on bardzo tego chce. Uwielbia wygrywać i zawsze bardzo wierzy w swoich piłkarzy. Piszę „na szczęście”, bo u nas bardzo łatwo o popadanie w skrajności i tony euforyczne tuż po iście grobowych. Magiera nie jest cudotwórcą. Czekają go jeszcze trudne momenty, jak każdego, nawet najlepszego trenera. To wciąż jest drużyna, w której przemeblowano połowę obrony, w której gra wielu nowych zawodników. Jak dobrzy by nie byli, to jeszcze wiele pracy przed nimi, by się zgrali i by ta drużyna zaczęła funkcjonować jak sprawny mechanizm. Pamiętajmy o tym, gdy te trudności wystąpią. Oby tylko nie w tym sezonie, bo prawo do wpadek ograniczyliśmy sobie do minimum.

W każdym razie poprzeczka wisi bardzo wysoko, co oznacza, że trener zanotował świetne wejście do drużyny i z marszu zaczął wyciskać z niej maksimum. Magiera nie ustanie w wysiłkach, by ją przeskoczyć i spełnić oczekiwania władz klubu, piłkarzy i kibiców. Przede wszystkim jednak swoje. To niezwykle ambitny człowiek, ale to jest zdrowa, najlepsza z możliwych ambicja. Bez zawiści i dróg na skróty. Ambicja poparta niesamowicie ciężką pracą, wielkimi kosztami i wyrzeczeniami. Za chwilę może święcić triumfy, ale i brutalnie uderzyć o ziemię. Bez względu jednak, jak to potoczy się w tym sezonie, jestem przekonany, pamiętając przy tym o poparciu jakie ma we władzach klubu, że z tym szkoleniowcem czekają nas jeszcze wielkie sukcesy. I w jego przypadku, celem nie jest li tylko pokonanie ligowej poprzeczki. Dla „Magica” to „sky is the limit”.

Autor: Jakub Majewski "Qbas"
Twitter: QbasLL
KO na FB

REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.