Legia Warszawa - Wisła Płock - fot. Mishka / Legionisci.com
REKLAMA

Słowo na niedzielę: Sport

Qbas, źródło: Legionisci.com - Wiadomość archiwalna

Wszyscy go uprawialiśmy, nawet jeśli mowa o rywalizacji w brydża. Wszyscy wygrywaliśmy, nawet jeśli na co dzień przyzwyczailiśmy się do porażek. Wszyscy wreszcie przegrywaliśmy, nawet jeśli byliśmy w czymś najlepsi. Nie urodził się przecież taki, który by w końcu nie przegrał. W końcu to sport. Forma aktywności fizycznej.

Jakby nie oceniać, remis z 2-2 z beniaminkiem i to po meczu, w którym prowadziło się już 2-0, nie przystoi mistrzowi Polski. Nie pojmuję jednak niektórych reakcji po tym spotkaniu. Część zawodników Legii jest mieszanych z błotem, krytykuje się sztab szkoleniowy i rozpacza nad powolnym gonieniem w tabeli Lechii. Nikt przy tym nie nie powiedział, że musimy być mistrzem Polski. Straty poczynione przez Hasiego w poważnej lidze byłyby przecież już nie do odrobienia.

Gdy rok temu w analogicznej sytuacji Stanisław Czerczesow przejął Legię i w 8 meczach odrobił aż 5 punktów z 10 straty do liderującego wówczas Piasta, wszyscy pialiśmy z zachwytu. Tymczasem rosyjski szkoleniowiec zdobył dokładnie tyle samo punktów co Jacek Magiera. W 8 swych pierwszych kolejkach obaj trenerzy zdobyli ich po 19. Obecnie sytuacja w tabeli jest odmienna. Lechia w tym okresie punktuje trochę lepiej od Piasta i miała większą przewagę (12 punktów). Tymczasem, jak przekonywali bardziej nerwowi, meczów coraz mniej i piątkowa strata dwóch „oczek” może przesądzić o losach tytułu. Ciekawe, czy wciąż tak twierdzą po klęsce Lechii w Krakowie? Nie zmienia to jednak faktu, że średnie obu trenerów są po prostu świetne. Legia punktująca na podobnym poziomie w całym sezonie nie miałaby sobie równych już po fazie zasadniczej. Nie da się jednak wygrywać wszystkiego. To tylko sport.

Nie wiem natomiast dlaczego po remisie z „Nafciarzami” pojawiły się gdzieniegdzie zarzuty pod adresem sztabu szkoleniowego, na czele z trenerem Magierą. Nie chcę już wchodzić w analizę tego spotkania, ale dość powiedzieć, że mistrzowie Polski zagrali bez trzech podstawowych zawodników, a każdy z nieobecnych ma, delikatnie mówiąc, niebagatelny wpływ na jakość gry drużyny. Hlousek to jedyny nominalny lewy obrońca, do tego twardy jak skała i wybiegany jak koń. Guilherme to nasz waleczny brazylijski czarodziej, a o roli Radovicia świadczą po prostu liczby: mimo, że gra u nas dopiero od połowy września już jest drugi w klasyfikacji kanadyjskiej. Bez tej trójki Legia traci bardzo dużo, zwłaszcza, gdy nie w pełni skoncentruje się na rywala klasy Wisły Płock. W drużynie są pozycje obsadzone słabo: właśnie lewa obrona i oba skrzydła, ale i przecież za mało mamy środkowych pomocników na pozycję „6/8”. Przeciwko beniaminkowi na lewej obronie zagrał więc prawy obrońca, na prawym skrzydle wystąpił nominalny ofensywny pomocnik, a na lewym skrzydłowy o profilu mocno ograniczającym trenerowi możliwości taktyczne. Zmiennicy nie dali sobie niestety rady, co kolejny raz zweryfikowało przydatność każdego z nich do drużyny. A przy nadmiernym rozprężeniu w zespole dało efekt w postaci skromnego punktu. Nie da się zawsze wygrywać bez udziału najlepszych w drużynie. To tylko sport.

O to rozprężenie można mieć pretensje do szkoleniowca, ale doskonale wiemy, że on ze wszystkich sił próbuje przekonać piłkarzy do swego podejścia: traktowania każdego meczu, jak święta. Jak widać, przynajmniej na razie, nie trafił do wszystkich głów. Powinny być więc one kierowane pod adresem zawodników, ale sformułowania o nierobach są dalece na wyrost. Każdy kto kiedykolwiek uprawiał sport drużynowy wie, że wiele czynników ma wpływ na rywalizację ligową. Wśród nich jest mobilizacja. Przy odpowiednim podejściu gra przeciwko outsiderom może być lekka, łatwa i przyjemna. Strzela się parę bramek i można wracać do domu. Bywa jednak i tak, że sam mecz rozleniwia. Szybko wychodzi się na prowadzenie, rywal nie zagraża. Wydaje się, że nie trzeba się już tak starać, a następne gole same przyjdą. Nie usprawiedliwiam piłkarzy, też jestem przecież zły, ale coś takiego przydarza się najlepszym. Przykład? Real Madryt w Warszawie. To tylko sport. Nie da się wszystkiego wygrywać.

Jak to mówi mój niemal trzyletni syn: zdarza się. Zdarzyło się i nam. W końcu to sport.

Autor: Jakub Majewski "Qbas"
Twitter: QbasLL
KO na FB

REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.