fot. Mishka / Legionisci.com
REKLAMA

Plusy i minusy po meczu z Górnikiem Łęczna

Jeleń, źródło: Legionisci.com - Wiadomość archiwalna

Prawdziwego mężczyznę poznaje się nie po tym jak zaczyna, ale po tym jak kończy. Legioniści hucznie zakończyli 2016 rok i udowodnili, że zdecydowanie należą do grona facetów z krwi i kości. Zapraszamy na analizę spotkania prawdziwych mężczyzn z chłopcami do bicia.

Nemanja Nikolić + - Przyczajony tygrys, ukryty smok. Nie był tym, który w pojedynkę stwarzał groźne sytuacje – od tego miał kolegów, a on w stu procentach wykorzystywał ich pracę. Do bólu precyzyjny, do bólu skuteczny. Zapowiadał, że będzie chciał godnie pożegnać się z Legią i dotrzymał słowa. Hat-trick na do widzenia, radość ze zwieńczenia stulecia i łzy wzruszenia. To była ta ostatnia niedziela, ostatnie tango w Warszawie. Dziękujemy, „Niko”. Za wszystko.

Miroslav Radović + - Fenomenalny występ Radovicia. Od początku spotkania znakomicie operował piłką, posyłając dobre podania do kolegów. Nie bał się akcji jeden na jeden, bo te wygrywał z dziecinną łatwością. Podanie Odjidji-Ofoe w 20. minucie wcale nie było najprostsze do przyjęcia, ale Miro świetnie się zastawił, po czym z pełną mocą wpakował futbolówkę do siatki. Brawa należą mu się także za wpuszczenie w uliczkę Nikolicia przy jego drugim golu. Zresztą asyst i bramek mogło być jeszcze więcej. Najpierw Bereszyński w 83. minucie nie wykorzystał doskonałego podania od Serba, a chwilę później potężna bomba „Radko” tylko odbiła się od słupka. Nie ma jednak co narzekać – klasa, panie Radović.

Vadis Odjidja-Ofoe + - Prawdziwy dyrygent warszawskiej orkiestry. Vadis w młodości musiał dorabiać sobie jako kurier, bo piłki kolegom dostarcza prosto pod nos. Od początku rozdawał znakomite podania jak ulotki, co przyczyniło się do uzyskania dwóch asyst – najpierw popisał się niełatwym dograniem do Radovicia, a w 76. minucie wyłożył Nikoliciowi piłkę na tacy, pozwalając mu skompletować hat-tricka. Jeśli Legia jest sprawnie działającym organizmem, to Vadis stanowi jego mózg.

Thibault Moulin + - Już w 1. minucie mógł zaliczyć asystę, kiedy wykonał znakomity długi przerzut do Radovicia. Francuz od początku harował jak wół, rozbijając w pył kolejne ataki rywali. Kiedy już odzyskał piłkę, nie czekał na kolegów, tylko sam wyprowadzał akcje ofensywne. Wygrywał starcia jeden na jeden, za każdą akcją szedł do końca, a pojęcie straconej piłki po prostu nie znajdowało się w jego słowniku. Defensywny pomocnik będący świetny w destrukcji, jednocześnie odznaczający się kreatywnością z przodu. Dla reszty ligi to marzenie. Dla nas to Thibault Moulin.

Michał Pazdan + - Za oknem pogoda raczej nie rozpieszcza, ale oglądając występ Michała przeciwko Górnikowi, można było przenieść się w czasy słonecznego lata, bo dyspozycja Pazdana wyglądała jak za najlepszych meczów na Euro. Michałowi tylko raz, w 4. minucie gry zdarzyło się stracić piłkę niedokładnym podaniem. Oprócz tego był bezbłędny – rywale nie potrafili go minąć, ich strzały zatrzymywały się na jego ciele, a w powietrzu wygrywał każdy pojedynek główkowy. Nasz stoper grał z taką pewnością, że niekiedy wchodził w drybling i wyprowadzał akcję. Mógł nawet zaliczyć podanie wypuszczające Nikolicia sam na sam, jednak napastnik znajdował się na spalonym.

Waleri Kazaiszwili + - Największe pozytywne zaskoczenie ostatniego spotkania w roku. Jacek Magiera postanowił dać mu szansę gry od 1. minuty, a Gruzin nareszcie ją wykorzystał. Vako już na początku spotkania mocno pressował rywali i z ochotą podłączał się do akcji ofensywnych, co szybko przyniosło owoce w postaci asysty przy pierwszej bramce dla Legii. Pomocnik nie spoczął na laurach, bo wkrótce był bardzo bliski wpisania się na listę strzelców, jednak przy strzałach z 29. i 33. minuty, zabrakło mu odrobiny szczęścia. Kazaiszwili wkładał sporo serca również w powroty do defensywy, gdzie kilka razy zaliczył niezłe przejęcia piłki. Pod wodzą Jacka Magiery z tej mąki będzie jeszcze sporo chleba.

Jakub Rzeźniczak + - Kuba w tym meczu mógł trochę odetchnąć, bo tak się akurat złożyło, że lwią część roboty w obronie wykonał Michał Pazdan. Nasz kapitan w niczym nie odstawał jednak od kolegi i kiedy tylko trzeba było się wykazać, „Rzeźnik” nie miał z tym najmniejszego problemu. Znakomicie radził sobie z odbieraniem futbolówki, popisywał się odważnymi wślizgami, a szczególnie trzeba pochwalić go za instynktowne wybicie piłki tyłem, odbitej przez Arka Malarza w 72. minucie. Jedyny błąd przydarzył się Kubie w końcówce pierwszej połowy, kiedy nie trafił w piłkę, umożliwiając rywalowi minięcie go, jednak obyło się to bez konsekwencji. A o takich błędach zapomina się już po końcowym gwizdku.

Arkadiusz Malarz + - Początkowo ograniczał się tylko do spokojnego łapania piłki, ale z czasem musiał wrzucić wyższy bieg i wykazać się na poważnie. Golkiper sprostał temu zadaniu w stu procentach, zwłaszcza kiedy rewelacyjnie obronił próby gości w 49. i 63. minucie meczu. Potem kilka razy miał jeszcze okazje do interwencji, którymi udowodnił swoją wysoką formę. Malarz w ostatnim spotkaniu w roku zachował czyste konto, choć nikt nie mógłby mieć do niego pretensji, gdyby przyjezdni zdobyli chociaż jednego gola. Nie zdobyli, a za to już tylko możemy bić Arkowi brawo.

Adam Hlousek + - Czech zagrał bardzo przyzwoite zawody. Do jego postawy w defensywie nie sposób się przyczepić, bo Adam raz po raz popisywał się dobrymi przecięciami akcji i odbiorami piłki. Nie dobry, a rewelacyjny zaś był jego wślizg z 14. minuty, kiedy będąc ostatnim obrońcą, podjął ogromne ryzyko i w ostatniej chwili zatrzymał urywającego się sam na sam rywala. Potem lewy obrońca przygasł, lecz dał znać o sobie w końcówce, gdy poprowadził ostatnią akcję meczu, notując w niej asystę przy bramce Hamalainena.

Bartosz Bereszyński + - Początek meczu miał bardzo słaby. Bardzo łatwo dał ograć się Śpiączce w 9. minucie i tylko szczęście uchroniło Legię od utraty gola. Zaliczał też straty, jego dośrodkowania przejmowali rywale, więc aż do gwizdka było naprawdę mocno nieciekawie. Po zmianie stron „Bereś” wszedł na boisko jak nowo narodzony i zabrał się do pracy, by nadrobić zaległości z pierwszych 45 minut. Popisywał się rajdami skrzydłem, dobrze zagrywał do kolegów, bardzo mądrze potrafił utrzymać się przy piłce. Mógł nawet zdobyć bramkę, kiedy znakomicie urwał się rywalom w 83. minucie, lecz jego uderzenie okazało się zdecydowanie zbyt niecelne.

Michał Kopczyński – Przez większą część spotkania był niemal niewidoczny. Sporadycznie pokazywał się, kiedy to akurat rywale atakowali. „Kopa” popisał się niezłym wślizgiem, ale zaraz potem dobre wrażenie zatarło bardzo złe podanie zakończone groźną stratą, po której Radović musiał ratować zespół faulem na żółtą kartkę. Michałowi należą się jednak brawa za walkę, czego świadectwem jest jego kontuzja. Złamał palec, rozciął łuk brwiowy, ale nie odpuścił. Brawo, tak się właśnie walczy za Legię.

Zmiennicy:

Kasper Hamalainen + - Wszedł na boisko w 58. minucie, ale dopiero na kwadrans przed końcem zaczął grać. Zaliczył kilka niezłych otwierających podań, oddał niezły strzał, aż wreszcie w ostatniej akcji meczu umieścił piłkę w siatce. Mógł też zaliczyć asystę do Radovicia, ale w 86. minucie zamiast posłać piłkę w stronę urywającego się Serba... podał rywalowi.

Sebastian Szymański + - Dostał tylko kilka minut, a wykorzystał je naprawdę nieźle. Od wejścia na boisko mocno naciskał rywali pressingiem, potrafił dobrze zagrać do kolegów, a także sam spróbował strzału na bramkę (ale tę próbę akurat musimy przemilczeć). Widać jednak, że młody nie pęka i już niebawem możemy mieć z niego duży pożytek.

Michaił Aleksandrow – Przebywał na placu gry przez 20 minut i w sumie tyle. Był zupełnie niewidoczny i niewykluczone, że już w zimie na dobre zniknie z Łazienkowskiej.

REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.