Arka Gdynia - Legia Warszawa - fot. Mishka / Legionisci.com
REKLAMA

Punkty po meczu z Arką

Qbas, źródło: Legionisci.com - Wiadomość archiwalna

Wróciła! Wprawdzie przerwa zimowa nie jest w ostatnich latach zbyt długa, ale chyba już wszyscy z wytęsknieniem wypatrywaliśmy terminu meczu w Gdyni. Po dwóch ciężkich zgrupowaniach wśród kibiców Legii panował pewien niepokój o formę drużyny, choć z obozu mistrzów Polski płynął spokojny przekaz – wszystko jest pod kontrolą. I było. Legia nad morzem nie zachwyciła, ale pewnie wygrała.

1. „Punkty, głupcze!” Cel był prosty – nad morzem musieliśmy wygrać, by nie wpędzić się w tarapaty podczas gonitwy za liderem tabeli. Ale nie było to jedyne przedmeczowe założenie. W perspektywie czwartkowego starcia z Ajaxem pożądanym było zgarnąć punkty bez konieczności angażowania się na całego. Chodziło o to, by zaoszczędzić nieco sił i nie doprowadzić do urazu któregoś z zawodników. Plan się powiódł. Legia nie wrzucała biegu wyższego niż „czwórka”, a i to z rzadka, obyło się bez kontuzji i wygrała. Patrząc z tej perspektywy była to niezwykle udana inauguracja roku.

2. Zaskakująco dobra forma. Można się oczywiście czepiać „Wojskowych”, którzy nie stworzyli sobie właściwie żadnej stuprocentowej okazji, ale sposób w jaki operowali piłką, kreatywność, wybieganie i zaangażowanie stały wręcz na niespotykanym o tej porze roku poziomie. Trudno było się po tym meczu spodziewać cudów, bo było przeraźliwie zimno, a nierówna murawa nie sprzyjała stylowi gry Legii. A przecież pamiętać należy, że warszawski zespół, w porównaniu do końcówki ubiegłego roku, wystąpił w mocno zmienionym składzie. W wyjściowym zestawieniu z różnych przyczyn zabrakło 4-5 zawodników.

3. Styl „Jodły”. Wrócił. Długo czekaliśmy, ale wydaje się, że w końcu jest. Tomasz Jodłowiec, do jakiego przez lata zdążyliśmy się przyzwyczaić, a który z różnych przyczyn, w dużej mierze pozasportowych, zawieruszył się na pół roku. W Gdyni też na początku wydawał się być zagubiony. To on sprokurował pierwszą dobrą okazję dla Arki, która była efektem jego niedokładnego podania. Potem jednak „Jodła” zaczął grać na swoim poziomie. Był nie do przejścia i przepchnięcia w środku pola, inicjował ataki, wygrywał „główki”. Wręcz rozbijał pomocników gospodarzy. Zresztą, to był mecz, do jakich Jodłowiec jest stworzony – dużo walki w pomocy i niewiele finezji. Jego styl. W takich warunkach czołg J-3 czuł się jak ryba w… morzu. Jakby na potwierdzenie swego dobrego występu nasz pomocnik zdobył gola na wagę 3 punktów. Czegóż chcieć więcej?

4. Obiecujący debiut. Pierwszy raz w drużynie Legii wystąpił Tomas Necid i mimo, że jeszcze nie rozumie się najlepiej z kolegami, to parę razy udowodnił swoją wartość. Przede wszystkim w akcji, po której Legia objęła prowadzenie, a Czech zanotował premierową asystę. Co ważne, wbrew temu, co powiadają tzw. eksperci, Necid jest zawodnikiem ruchliwym, pracowitym, szukającym gry, dającym kolegom szansę zagrania. Zupełnie nieźle operuje piłką i potrafi się przy niej utrzymać. Należy też zaznaczyć, że wreszcie mamy napastnika potrafiącego, przy wysokim wzroście, dobrze grać głową. Nie zastąpi Nikolicia, to pewne, że nie strzeli tylu goli, bo jest po prostu innym typem atakującego, ale swą grą może bardzo pomóc drużynie w zdobywaniu bramek. Niewątpliwie zaś jest piłkarsko lepszy od Prijovicia. Pozostaje to udowodnić na boisku.

5. Pan piłkarz Jędrzejczyk. Wiadomo, że to tylko Arka, z szacunkiem, ale Bożok, Marciniak, czy nawet Szwoch to co najmniej piętro niżej. I „Jędza” pokazał przeciwnikom miejsce w szeregu. Był świetny w obronie, aktywny w ofensywie, nie do pokonania w powietrzu. Artur udowodnił, że w Legii jest jeden „king”. Jędza king!

6. Minimaliści z Gdyni. Gdy przed meczem zastanawiałem się, jak może on wyglądać, zakładałem, że arkowcy będą walczyć z całych sił. Raz, że to inauguracja roku przed własnymi kibicami, dwa, że naprzeciw mistrz Polski, a po trzecie punkty z Legią wydawały się być realne, bo przecież podopieczni Magiery z tyłu głowy mieli mecz z Ajaxem. Ale gospodarze wyszli bardzo niepewni siebie. Trener Niciński nakazał im zachowawczą grę, bo, jak sam przyznał po meczu, bał się, że Legia ich rozgromi. Arce zabrakło większej pasji, może nieco szaleństwa, by skaleczyć „Wojskowych”. Trudno więc nie zrozumieć nutki rozczarowania w pomeczowych rozmowach lokalnych kibiców, którzy przyznawali, że piłkarsko Legia była dużo lepsza, ale akurat tego dnia można było jej odebrać punkty. Z drugiej strony, kibice Arki też chyba nie wierzyli w swoich ulubieńców, bo zapełnili tylko ok. 2/3 miejsc na stadionie.

Autor: Jakub Majewski "Qbas"
Twitter: QbasLL
Kątem Oka na FB

REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.