Dominik Nagy podczas sparingu z Ulsan Hyundai FC - fot. Woytek / Legionisci.com
REKLAMA

Chłopak z węgierską fantazją - wywiad z Dominikiem Nagyem

Jeleń, źródło: Legionisci.com - Wiadomość archiwalna

Chociaż podpisał kontrakt już latem, dopiero w przerwie między rundami dołączył do naszego zespołu. Nazywany jest drugim Ondrejem Dudą, Węgrzy ostrzegają nas przed jego charakterem, a on sam daje sobie dwa miesiące na regularną grę w pierwszej drużynie. Poznajcie Dominika Nagya.

Kiedy pierwszy raz dowiedziałeś się o zainteresowaniu Legii?
Dominik Nagy: To było jakoś w czerwcu. Wtedy pierwszy raz przyjechali mnie obserwować skauci z Warszawy.

Kontrakt podpisałeś latem, ale do klubu trafiłeś dopiero zimą. Wolałeś poczekać, czy raczej żałowałeś tej zwłoki?
- Pewnie, że żałowałem. Fajnie byłoby przyjechać w okresie Ligi Mistrzów, ale no cóż, trudno. Mam jednak nadzieję, że przyjdzie mi w niej jeszcze zagrać.

To Twój pierwszy klub poza granicami kraju. Dużo dla Ciebie znacz taka zmiana?
- To zdecydowanie bardzo duży krok. Teraz okaże się, czy mogę grać w europejskiej drużynie, czy też nie jestem w stanie dać z siebie tyle ile bym chciał. Tylko w takiej sytuacji dopuszczam do siebie myśl o powrocie do kraju, choć mam nadzieję, że to nie będzie konieczne.

fot. Woytek / Legionisci.com

Spędziłeś już w Warszawie trochę czasu. Jakie wrażenia?
- Teraz gram w zespole, który chce walczyć o najwyższe cele i ma w sobie ogromny potencjał. Naturalnie jest wielka konkurencja o miejsce w składzie, więc trzeba bardzo ciężko pracować na swoją szansę, ale myślę, że dam sobie tutaj radę.

Odchodzić z ligi węgierskiej za tak duże pieniądze to dodatkowa presja dla piłkarza?
- Zdecydowanie nie. Nic takiego nie czuję. Jeśli ktoś zapłacił za mnie tyle pieniędzy, to znaczy, że widzi we mnie potencjał. Klub uznał, że mu się przydam i ja z mojej strony zrobię wszystko, żeby ta inwestycja przyniosła owoce. Będę zasuwał ile sił – nie z powodu presji, ale dlatego żeby się spłacić.

Trenerzy wystawiają Cię na różnych pozycjach – skrzydło, środek pola, a nawet lewa obrona. Gdzie się czujesz najlepiej?
- W środku pola. Wiem jednak, że akurat na tej pozycji Legia ma najlepszych zawodników w kraju. I bardzo dobrze, bo będę miał się od kogo uczyć. Co do lewej obrony to zdarzało mi się tam grać, aczkolwiek – moim zdaniem – dużo lepszy jestem w pomocy.

To prawda, że jesteś niepokorny i pewny siebie?
- Absolutnie tak (śmiech). Zwłaszcza pewny siebie. Myślę jednak, że to nie powinno mi przeszkodzić, a wręcz przeciwnie, może tylko pomóc.

Z Węgier dochodziły nas głosy, że trzeba Cię krótko trzymać, żeby duże miasto nie zaszumiało Ci w głowie.
- (Śmiech). Nie sądzę, że będą z tym wielkie problemy. Oczywiście jestem młody, lubię się bawić i czerpać z życia, ale uwierz, rozumiem powagę sytuacji – jestem profesjonalnym piłkarzem, wiem co i kiedy można, a czego mi nie wolno.

Jak wygląda Twoja sytuacja z językiem polskim?
- Zacząłem uczyć się polskiego jeszcze kiedy byłem w domu. Potem przerwałem, ponieważ nie miałem ku temu za dobrych warunków, bo musiałem najpierw znaleźć mieszkanie. Teraz jednak obiecuję, że wrócę do nauki (śmiech). Póki co potrafię wyłapać z rozmowy kilka słów i chociaż nie rozumiem całości, to staram się wyczytać coś z kontekstu. Czasem wychodzi, czasami nie. Teraz też na przykład zrozumiałem niektóre z pytań.

Przyszedłbyś tutaj, gdyby nie Nemanja Nikolić?
- Trudno powiedzieć „co by było gdyby”. „Niko” oczywiście mówił mi wiele dobrego o Legii, przez co na pewno nie było tak, że szedłem kompletnie w nieznane. Myślę jednak, że przyszedłbym tutaj nawet bez jego rekomendacji – Legia to świetne miejsce na rozwój.

fot. Woytek / Legionisci.com

Podobno miałeś oferty z Włoch. Wybrałeś Legię, nie chcąc skakać na głęboką wodę?
- Na pewno. Chcę rozwijać się stopniowo – dużo już było chłopaków, którzy przy pierwszej ofercie rzucili się na Zachód, a potem gorzko tego żałowali. Kontaktowała się ze mną na przykład Sampdoria, ale uznałem, że lepszą opcją będzie transfer do Legii. Potem miałem ofertę z Bolonii, ale to już było za późno, bo właśnie podpisywałem kontrakt w Warszawie. Zresztą nawet gdybym go jeszcze nie podpisał, to i tak nie spieszyłoby mi się do Włoch. Legia była najlepsza z kilku powodów, a mi zależy przede wszystkim na rozwoju.

Duża jest różnica między Ferencvarosi a Legią?
- Raczej nie. Ferencvarosi i Legia to największe kluby w swoich klasach rozgrywkowych. Przygotowanie zajęć, infrastruktura, plan treningowy – to wszystko jest bardzo podobne. Polska liga oczywiście jest trochę mocniejsza, widać to zresztą po węgierskich piłkarzach, którzy przyjeżdżają tutaj grać w piłkę. Główna różnica polega na tym, że gra w Ekstraklasie toczy się dużo szybciej. Legia stoi więc o poziom wyżej, dlatego też zdecydowałem się na związanie z nią.

Grając w Legii łatwiej będzie grać w składzie reprezentacji Węgier?
- Na pewno. To też była jedna z przyczyn, dla której wybrałem Legię. Chociaż Ferencvarosi jest bardzo podobne do mojego nowego klubu to wiedziałem, że do zaistnienia w poważnej piłce muszę grać w poważniejszej lidze.

W Gdyni już prawie zadebiutowałeś, ale ostatecznie zabrakło czasu na Twoją zmianę. Wkurzyło Cię to?
- Bez przesady, nie jestem tutaj od strzelania fochów. Cierpliwie czekam na swoją szansę i wierzę, że nastanie mój czas. Szczerze mówiąc liczyłem gdzieś po cichu, że wejdę na chwilę z Ajaxem, ale nie udało się, trudno.

Do kiedy dajesz sobie czas na naukę, by po niej zacząć grać regularnie?
- Myślę, że to kwestia półtora, może dwóch miesięcy. Mam ambicję żeby grać w pierwszym zespole i nie ukrywam tego.

fot. Woytek / Legionisci.com

Twoje nazwisko brzmi bardzo podobnie do polskiego słowa „nagi”. Koledzy robili sobie z Ciebie żarty?
- No pewnie, w szatni piłkarskiej takie rzeczy dzieją się bardzo często (śmiech). Na szczęście teraz wszyscy nauczyli się wymawiać „Nagy” tak jak należy.

„Polak, Węgier, dwa bratanki i do szabli, i do szklanki.” Rzeczywiście coś w tym jest?
- Myślę, że tak. Nasze narody są rzeczywiście mocno ze sobą związane. Kiedy idę na zakupy i mówię skąd pochodzę, ludzie reagują bardzo pozytywnie i od razu mi pomagają.

Słyszałeś o Ondreju Dudzie? Niektórzy mówią, że jesteś jego kopią.
- Tak słyszałem, to bardzo zdolny piłkarz. Chociaż teraz przez bardzo długi czas miał kontuzję, więc mam nadzieję, że to nie jest w 100% wierna kopia (śmiech).

Nie wiem, czy ktoś Ci to już kiedyś mówił, ale jesteś strasznie podobny do Edena Hazarda.
- Wolałbym być podobny do niego na boisku (śmiech). To znakomity, kompletny piłkarz, od którego sporo można się nauczyć z samego obserwowania go w telewizji. Oglądam sporo meczów i staram się podpatrywać zawodników z topowych europejskich lig, ale i tutaj mam swoje wzory do naśladowania. „Rado” i Odjidja-Ofoe są rewelacyjni.

To w sumie Twoja konkurencja.
- No tak, ale nie sądzę, że są to piłkarze, których musiałbym wycisnąć ze składu. Jak już powiedziałem, mogę grać na wielu pozycjach.

W takim razie kogo chcesz „wycisnąć”?
- A o tym to już zdecyduje trener (śmiech).

Masz jakiś wymarzony klub, w którym chciałbyś zagrać?
- Nie. Kiedyś miałem, ale to były takie dziecięce marzenia. Teraz jesteśmy wszyscy dorosłymi ludźmi i powinniśmy zachowywać się jak dorośli ludzie. Każdy wie na co go stać. Ja też mam swoje plany – wszystko zostanie zweryfikowane w trakcie sezonu.

Rozmawiał Jeleń


przeczytaj więcej o:
REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.