fot. Mishka / Legionisci.com
REKLAMA

Plusy i minusy po meczu z Wisłą

Jeleń, źródło: Legionisci.com - Wiadomość archiwalna

Legioniści na własne życzenie zremisowali w pierwszym meczu rundy finałowej i skomplikowali swoją sytuację przed decydującą fazą rozgrywek. Choć nic nie jest jeszcze przesądzone, to niedzielny remis wszyscy rozpatrują w kategoriach porażki. Zapraszamy na analizę gry legionistów w tym spotkaniu.

Arkadiusz Malarz + – Tak naprawdę musiał wykazać się tylko raz, kiedy w 70. Minucie Petar Brlek posłał prawdziwą bombę w kierunku naszej bramki. Arek zachował się wtedy znakomicie, a i przez resztę spotkania trudno było się do niego przyczepić, bo łapał wszystko to co powinien złapać. Raz tylko zachował się nierozważnie, kiedy wdał się w drybling z naciskającym go rywalem, ale na szczęście – i dla niego i dla drużyny – obyło się bez konsekwencji. Za straconą bramkę z rzutu karnego mógłby winić go tylko szaleniec.

Artur Jędrzejczyk + – Nareszcie zagrał blisko poziomu, którego wszyscy od niego oczekujemy. „Jędza” dobrze radził sobie zarówno w defensywie jak i z przodu – potrafił mądrze przeciąć akcję rywala jak i popisać się dobrym rajdem. Występ uwieńczył golem na 1-1 z 75. minuty, kiedy sprytnie urwał się obrońcy „Białej Gwiazdy”.

Vadis Odjidja-Ofoe – Wielu uważa, że w tym spotkaniu zaliczył więcej niecelnych podań niż przez cały sezon. Rzeczywiście piłki zagrywane przez Vadisa miały duże problemy żeby sięgnąć celu i Belg nie dawał zespołowi tyle ile powinien, lecz nie zmienia to faktu, że najgroźniejsze sytuacje do zdobycia gola Legia miała właśnie po zagraniach „Dzidzi”. Potrafił wykonać dobry drybling, oddawał groźne strzały na bramkę, umiał też pomóc kolegom w defensywie. Po jego odbiorze z 76. minuty Hamalainen miał obowiązek zdobyć bramkę. Z jednej strony mnóstwo błędów, z drugiej zaś spora aktywność – bilans więc na zero.

Adam Hlousek – Na początku meczu dał się ograć jak nieopierzony junior, później jednak w defensywie był już dużo bardziej uważny. Czech cały czas próbował pomóc drużynie swoimi rajdami po skrzydle, ale kompletnie brakowało mu wykończenia, bo większość z jego dośrodkowań trafiała w bocznego obrońcę. Kiedy wreszcie udało mu się dobrze dograć w pole karne zaliczył efektowną asystę i mógł dorzucić jeszcze jedną, ale Tomas Necid fatalnie skiksował.

Michał Pazdan – Daleko tutaj do pisania peanów na jego cześć, niemniej na tle bardzo słabo grającej drużyny i tak pozytywnie się wyróżniał. Potrafił zablokować akcje przeciwnika, nie bał się gry wślizgiem oraz przeważnie odczytywał zamiary rywali dobrze się ustawiając. Próbował też swoich sił w wyprowadzaniu akcji ofensywnych i skoro musiał brać się za to środkowy obrońca to chyba najlepiej świadczy o poziomie niedzielnego widowiska.

Dominik Nagy – Może nie był to jakiś bardzo udany występ, ale na tle reszty kolegów z drugiej linii i tak wypadł przyzwoicie. Początek spotkania miał świetny, kiedy po profesorsku potrafił utrzymać się przy piłce mimo naciskających go rywali, później jednak w jego grze pojawiło się sporo niedokładności i młody Węgier zaczął przygasać z minuty na minutę, aż wreszcie zgasł kompletnie. Nie była to ta sama jakość co w spotkaniu z Cracovią, Nagy zagrał dużo słabiej. Dominik dał jednak drużynie więcej niż Radović i Guilherme razem wzięci.

Maciej Dąbrowski - – Od początku spotkania pozytywnie się wyróżniał i był jednym z głównych kandydatów do plusa. Dobrze blokował, nie bał się gry wślizgiem i odważnie odbierał rywalom piłkę. Jednak to co dobre szybko się skończyło – Maciek najpierw przegrał pojedynek główkowy z Alanem Urygą, a potem w głupi sposób sfaulował w polu karnym Brożka, za co należy się minus.

Thibault Moulin - – To był powrót Moulina z najgorszych czasów Hasiego. Zero dokładności, zero dynamiki, zero pomysłu na grę. Większość piłek zagrywanych przez Francuza mijała partnerów, pomocnik kompletnie nie radził sobie z egzekwowaniem stałych fragmentów gry, a o rozgrywaniu przez niego piłki trudno w ogóle mówić. Można by napisać, że występ do zapomnienia, ale niech go sobie lepiej zapamięta, żeby do końca sezonu wiedział jak ma nie grać w piłkę.

Miroslav Radović - – Aż przykro było oglądać jak gość, który jest jednym z najlepszych piłkarzy w lidze rozbijał się o obrońców Wisły Kraków. Serb, podobnie jak Dąbrowski, początek miał świetny. Sporo udanych dryblingów, dużo dynamiki, szybkie podania – to wszystko cechowało grę Radovicia w pierwszych minutach. Niestety potem zaczął się festiwal błędów takich jak nieudane podania, przegrane dryblingi i permanentny brak trzymania spalonego. W drugiej połowie mógł przesądzić losy meczu, kiedy świetnie wygrał pojedynek na skrzydle i zbiegł w pole karne, ale w najważniejszym momencie kopnął w obrońcę.

Michał Kopczyński - – Wyglądało to tak jakby „Kopa” grał pod peleryną-niewidką, bo Michał na boisku po prostu rozpłynął się w powietrzu, obciążając Moulina całym ciężarem gry. Nasz pomocnik zupełnie nie radził sobie z rywalami, popełniał dużo prostych błędów takich jak straty czy przegrane pojedynki. Trener Magiera słusznie zdjął go z boiska po godzinie gry.

Tomas Necid - – Jeśli ktoś miał nadzieję, że po meczu z Cracovią Necid nareszcie zacznie kroczyć dobrą ścieżką, to czeski napastnik bardzo szybko je rozwiał. Przeciwko Wiśle miał dwie dobre sytuacje na to by zdobyć gola, ale najpierw nie trafił w bramkę, a potem po świetnym podaniu Hlouska zamiast w piłkę kopnął w powietrze. Trzeba sobie jasno powiedzieć, że w Legii nic już z niego raczej nie będzie.

Zmiennicy:

Sebastian Szymański – Wszedł na boisko, przez dłuższą chwilę był niewidoczny, a potem zmarnował niezłą okazję na strzelenie bramki. Trzeba mu jednak oddać, że przebywał na placu gry zaledwie 20 minut, a i tak wprowadził nieco ożywienia w grę.

Guilherme - – Brazylijczyk najwyraźniej ściga się z Radoviciem, czyja forma szybciej zjedzie na sam dół. Z jego jesiennej dyspozycji nie zostało już nic – jest zbyt niedokładny i zbyt przewidywalny. „Gui” miał jedną dobrą okazję kiedy wjechał w pole karne, ale zagubił się w nim i na własne życzenie zaprzepaścił stworzoną przez siebie szansę.

Kasper Hamalainen - – Od momentu wejścia na boisko był bardzo niepewny – tracił piłkę, zbyt słabo uderzał, nie rozumiał się z kolegami. To można mu jeszcze wybaczyć, ale nic nie usprawiedliwia jego zmarnowanej sytuacji z 76. minuty, bo Załuska w żaden sposób nie sięgnąłby piłki. Wystarczyło uderzyć odrobinę niżej... i z minusa zrobiłby się plus.

REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.