fot. Mishka / Legionisci.com
REKLAMA

Kopała Ekstraklasa - podsumowanie 36. kolejki

Jeleń, źródło: Legionisci.com - Wiadomość archiwalna

„Nic nie może przecież wiecznie trwać” - śpiewała swojego czasu Anna Jantar. Całe szczęście, bo Ekstraklasa w pewnym natężeniu bywa niebezpieczna dla zdrowia. Zapraszamy zatem na podsumowanie przedostatniej kolejki tego męczącego sezonu.

Śląska Wrocław 2-0 Cracovia Kraków
Zwycięzca tego meczu zapewniał sobie utrzymanie, a ponieważ piłkarze z Wrocławia doszli do wniosku, że trochę głupio byłoby grać ze stadionem na 43 tysiące ludzi w I lidze, to na prowadzenie wyszli już w 13. minucie za sprawą gola Kamila Bilińskiego. Napastnik Śląska co prawda jeszcze miesiąc temu miał mniej więcej tyle samo goli ile ligowy obrońca, jednak ostatnio odkrył, że strzelanie bramek dostarcza niesamowitą satysfakcję i w kilka tygodni wyrobił średnią przeciętnego napastnika. Na 2-0 trafił Morioka co podrażniło ambicję gości, którzy postanowili zrobić wszystko by przynajmniej strzelić bramkę kontaktową, jednak na przeszkodzie stanął im... Mariusz Pawełek. Golkiper z Wrocławia na ten jeden moment w życiu wspiął się na wyżyny swoich umiejętności i w 61. minucie najpierw wykonał fantastyczną robinsonadę przy strzale Piątka do niemal pustej bramki, a potem obronił jeszcze dobitkę Jendriska. Krakowiacy byli w szoku, gospodarze zresztą też, więc do końca meczu wszyscy bali się nawet poruszyć i wynik pozostał niezmieniony.

VIDEO: Pawełek doznaje załamania własnego „ja” i broni jak w transie

Górnik Łęczna 1-3 Zagłębie Lubin
Wydawało by się, że po pardzie sezonu w wykonaniu Mariusza Pawełka niewiele nas może zaskoczyć, a tymczasem w meczu Górnika z Zagłębiem Gerson postanowił dać swojemu zespołowi prowadzenie strzałem piętą. Na brazylijską finezję odpowiedziała specjalność polskiej myśli szkoleniowej w wykonaniu Jakuba Tosika – naparzać do skutku. Obrońca Zagłębia wyrównał potężnym kopnięciem i choć wszystko wskazywało na remis, to Bartosz Śpiączka zdecydował się blokować ręką strzał rywala i goście otrzymali rzut karny. Arkadiusz Woźniak naturalnie spudłował, ale miał na szczęście kolegów, którym zrobiło się go szkoda, wobec czego Adam Buksa głową dobił uderzenie napastnika. Górnik Łęczna miał świetną szansę na wyrównanie po tym jak Łukasz Tymiński dostał piłkę na nos kilka metrów od bramki, ale uderzenie wyszło mu mniej więcej tak dobrze jak gospodarzom w tym sezonie idzie pozostanie w lidze. Skoro miejscowym strzelać nie kazano to na działo wstąpił Jarosław Kubicki i strzałem z dystansu ustalił wynik meczu. Utrzymanie Górnika nadal jest sprawą otwartą, a drzwi w tej sprawie otwierają się tym szerzej, że w niedzielę gra on z Ruchem Chorzów.

VIDEO: Tymiński strzela w kierunku I ligi

Arka Gdynia 1-1 Ruch Chorzów
W tym meczu walka o utrzymanie odbywała się na noże i jako pierwszy rywala dźgnął Łukasz Moneta, który już w 4. minucie strzelił bramkę na 1-0 dla Ruchu. Na taki obrót spraw chcieli szybko zareagować miejscowi, ale najpierw Dariusz Formella chcąc dobić piłkę do pustej bramki poślizgnął się, a potem Krzysztof Sobieraj widząc futbolówkę uderzoną w stronę bramki zdążył się już ucieszyć z gola, którego nie było, bo piłka odbiła się od słupka i poleciała w stronę Sobieraja, a fetujący jeszcze obrońca nie zdołał umieścić jej w siatce. W takim razie trzeba było wziąć sprawy w swoje ręce – pomyślał Rafał Siemaszko. Jak powiedział tak zrobił i dośrodkowanie ze skrzydła zamienił na gola za pomocą... prawego nadgarstka. Arbiter uznał, że nic nie widział, Siemaszko bardzo ładnie strzela, a gdyby piłkarze Ruchu władali takimi umiejętnościami to nie spadaliby właśnie z ligi. No cóż, jaka liga taka „ręka Boga”.

VIDEO: Boska ręka z Gdyni

Piast Gliwice 4-0 Wisła Płock
Oba zespoły zdążyły się już utrzymać, więc piłkarze Piasta i Wisły mogli już właściwie rozkoszować się cieplutkim majem. Słońce jednak chyba za mocno przygrzało piłkarzom Wisły Płock. Taki na przykład Mateusz Kryczka – od początku spotkania odbijał niesamowicie groźne strzały gospodarzy, ale przepuszczenia turlającego się po ziemi kartofla nie mógł już sobie odmówić i zrobiło się 1-0. Od tego momentu „Piastunki” gola zdobywały mniej więcej co 10 minut i mecz ostatecznie zakończył się wynikiem 4-0. Taki stan rzeczy nie bardzo jednak zawodników obchodził, bo skoro kwestie utrzymania zostały rozstrzygnięte już dawno, to teraz mogą wygodnie rozpocząć ucztę i obserwować jak Górnik, Arka i Cracovia będą pod stołem gryźć się o ochłapy.

VIDEO: Kryczka już się nabronił i teraz nie bardzo mu się chce

Bruk-Bet Termalica Nieciecza 1-2 Jagiellonia Białystok
Cillian Sheridan oświadczył kolegom przed meczem, że on ma już dość ciągłego ratowania im tyłka i jeśli chcą oni wygrać z Termaliką to niech sami wezmą się w garść. Fiodor Cernych podszedł do tego bardzo poważnie i już w 16. minucie kopnął prosto w Irlandczyka, dzięki czemu Sheridan zdobył bramkę bez żadnego wysiłku własnego. Udobruchało go to nieco więc oznajmił, że ok, jeśli jest taka potrzeba, to on może jakąś akcję wykończyć, wobec czego Frankowski wyłożył mu piłkę na metr od bramki i zrobiło się 2-0. Po chwili powinno być 1-2, ale sam na sam i Samuel Stefanik to nie są wyrazy bliskoznaczne, więc wynik jeszcze przez moment się nie zmieniał. Wkrótce jednak zaczęły się komplikacje, bo w 71. minucie Vlastimir Jovanović pięknym strzałem z dystansu zdobył bramkę kontaktową, a za chwilę Marian Kelemen sfaulował wychodzącego z nim oko w oko Patryka Misaka. Co ciekawe czerwonej kartki nie obejrzał (ale nikt nie zwrócił na to uwagi, bo nie nazywa się Arkadiusz Malarz), do zaś „jedenastki” podszedł Mateusz Kupczak. Desygnowanie tego piłkarza do wykonania rzutu karnego w meczu z Jagiellonią jest jak wysłanie do turnieju w rzutki osoby z chorobą parkinsona, więc naturalnie próba pomocnika znalazła się w rękach bramkarza i Wojciech Hadaj nadal z niepokojem może oczekiwać na rozstrzygnięcia ostatniej kolejki.

VIDEO: Kartki nie ma, gola nie ma, Jagiellonia jeszcze oddycha

Korona Kielce 0-1 Legia Warszawa
Vadis Odjidja-Ofoe musiał przed meczem czymś podpaść kolegom, bo choć Belg przez cały czas miał ochotę na asystę to ci robili absolutnie wszystko by przypadkiem „Dzidzia” takowej nie zaliczył. Były akcje 2 na 1, było kopanie w słupki, było też kopanie w bramkarza, aż wreszcie Dominik Nagy doszedł do wniosku, że już wystarczy i ładnym strzałem pod poprzeczkę dał Legii prowadzenie. „Wojskowi” starali się tępić „Scyzoryki”, ale nadal były one wystarczająco ostre by od czasu do czasu poważnie ukłuć. Wreszcie mecz dobiegł końca, a legioniści Mistrzostwo Polski mają na wyciągnięcie ręki. Korona przegrała choć walczyła naprawdę dzielnie i w najgorszym razie zakończy sezon na 6 miejscu. Maciej Bartoszek jak Gepetto z drewna zrobił biegających (i to całkiem nieźle)chłopaków, ale zarząd zespołu z Kielc mimo wszystko postanowił go zwolnić, zatrudniając w to miejsce gościa, który właśnie spadł z III ligi niemieckiej. Jakby to powiedział Henning Berg: „Progress and development”.

VIDEO: Dwóch na bramkarza to jeszcze za mało

Lech Poznań 2-1 Wisła Kraków
Lech wyszedł na prowadzenie już w 9. minucie za sprawą strzału z dystansu Radosława Majewskiego, ale był to zaledwie początek pokazu piłkarskiego kunsztu wirtuozuów z obydwu ekip. Na dobry początek zagrań z najwyższej półki Arkadiusz Głowacki zdecydował się wycofać piłkę do Łukasza Załuski i wszystko byłoby super gdyby nie fakt, że za plecami doświadczonego stopera czaił się Maciej Makuszewski, który bez problemów wjechał z piłką do pustej bramki. Tak efektownych umiejętności tracenia bramek pozazdrościł rywalom Matus Putnocky i kiedy Rafał Boguski miał przy sobie trzech obrońców „Kolejorza”, golkiper z krainy kwitnącej bulwy uznał, że wyjście z bramki jest w tej sytuacji doskonałym pomysłem. Jak się okazało nie do końca, bo futbolówka minęła się z bramkarzem i nieco zaskoczony obrotem spraw Boguski umieścił ją w siatce. Być może problemy z koncentracją Lecha wynikały z faktu, że trener Bjelica nie może wystawiać do składu najlepszych kosztem cudownego dziecka poznańskiej piłki, Dawida Kownackiego, byleby tylko skauci z zagranicznych klubów wyłożyli na niego pieniądze. Problem tylko w tym, że „Kownasiowi” wypadałoby jeszcze prezentować sobą jakiekolwiek umiejętności. No cóż, najwyżej będziemy świadkiem wielkopolskiego „Dear friends, I hope you are well”.

VIDEO: „Głowa” traci głowę
VIDEO: Putnocky chce być Manuelem Neuerem ale zapomniał, że gra w Lechu

Lechia Gdańsk 4-0 Pogoń Szczecin
Podoba mi się szczerość piłkarzy Pogoni Szczecin – wszyscy w tej grupie mistrzowskiej zarzekają się, że walczą o mistrzostwo, puchary, albo nawet samą satysfakcję, a „Portowcy” czwarty już sezon po awansie do ósemki konsekwentnie mają dalsze rozgrywki w najgłębszym poważaniu. W Gdańsku także nie zamierzali nikogo oszukiwać i wmawiać ludziom dookoła, że na czymkolwiek im zależy, wobec czego bez większego oporu pozwolili Lechii wygrać 4-0. Rzadko bywamy tutaj poważni, ale trzeba oddać szacunek Piotrowi Wiśniewskiemu, który w swoim ostatnim występie w barwach Lechii zdobył bramkę ustalającą wynik meczu. Facet przeszedł z Lechią od a-klasy do Ekstraklasy, za co na pewno należą mu się brawa. Tylko skoro piłkarz równie dobrze radził sobie na siódmym szczeblu rozgrywek jak i na pierwszym, to można by zadać kilka pytań na temat jakości naszej umiłowanej ligi.

VIDEO: Strzelał w a-klasie, strzela w Ekstraklasie

Mem kolejki:

fot. Liga Będzie Ciekawsza

Wpis kolejki:

fot. Twitter

REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.