Sebastian Szymański - fot. Mishka / Legionisci.com
REKLAMA

Punkty po meczu z Koroną

Qbas, źródło: Legionisci.com - Wiadomość archiwalna

Zamiast wygranej – tylko remis. Zamiast postępu w grze – regres. Legia tylko zremisowała 1-1 z Koroną i wciąż pozostaje bez zwycięstwa w polskich rozgrywkach. Czy ten stan rzeczy niepokoi? Nieszczególnie, bo przecież słabe starty w Ekstraklasie, to dla nas nic nowego. Czy wkurza? Oczywiście. Najbardziej trenera Magierę.

1. Najgorszy mecz pod wodzą Magiery. Nasz szkoleniowiec uważa, że wcale nie zagraliśmy złego meczu, ale tym razem trudno się z nim zgodzić. W mojej ocenie był to najsłabszy występ Legii Magiery. Zespół nie miał kontroli nad meczem już w I połowie. I choć sam stwarzał sytuacje, to też dopuścił rywali do groźnych uderzeń. Po przerwie było jeszcze gorzej. To Korona zepchnęła nas do defensywy, nie pozwalała nam wyjść z połowy i wypracowała sobie trzy doskonałe sytuacje bramkowe. „Wojskowi” bardzo długo nie potrafili odnaleźć własnego rytmu w grze. Popełniali wiele błędów, nie rozumieli się, niedokładnie podawali i często byli o pół tempa spóźnieni. Na pewno mieli plan na to spotkanie i starali się go realizować. Bywało, że z powodzeniem, bo przecież paradoksalnie stworzyli sobie sporo niezłych okazji. Inna sprawa, że Korona sprawiała wrażenie drużyny dobrze przygotowanej na rozwój wypadków. A na pewno znacznie lepiej niż w czasach, gdy prowadził ich trener sezonu 2016/17.

2. Skład. Tym razem w Legii nie było nikogo, kto pociągnąłby zespół do przodu. Zawiódł Nagy, który był cieniem siebie z Zabrza, ale pamiętajmy, że to wciąż jest bardzo młody zawodnik i pewnie jeszcze będzie miał problemy ze stabilizacją formy. Na „dziesiątce” wystąpił w końcu Hamalainen, ale miał tylko przebłyski, choć niewiele zabrakło, a zostałby bohaterem jeszcze przed przerwą, bo koledzy nie wykorzystali jego doskonałych podań. Szymański nie poradził sobie z ostro grającymi rywalami i fizycznie mocno odstawał. Natomiast Sadiku zmarnował dwie dobre sytuacje. W defensywie też mieliśmy sporo problemów, a największym był, jak się wydaje, Czerwiński, który po wielu miesiącach wrócił do wyjściowego składu i zawiódł. Popełnił sporo błędów, głównie w ustawieniu (to on złamał linię spalonego, gdy Aankour wyszedł sam na sam z Malarzem) i niedokładnie podawał. Również Broź nie radził sobie najlepiej w obronie, a najmocniejszy zarzut można mu postawić za dopuszczenie do dośrodkowania przy akcji, po której padła bramka wyrównująca. Lepiej szło mu w ofensywie, ale dopiero, gdy Legia zintensyfikowała próby strzelenia gola po wejściu Guilherme, a potem też Kucharczyka. Niepokojąco słabo wyglądał nasz środek pola. Kopczyński musiał pracować za dwóch, bo Moulin często nie wracał do swojej strefy i zostawiał ją otwartą. Obaj zawodnicy próbowali pokazać się w akcjach ofensywnych, ale bez większych efektów, choć warto odnotować odważną grę „Kopy”.

3. Dobre zmiany. Legia zaczęła grać lepiej po wejściu na murawę Guilherme, Kucharczyka i Mączyńskiego. Zwłaszcza pierwsi dwaj, choć parokrotnie się całkowicie nie zrozumieli, potrafili doprowadzić do kilku niebezpiecznych sytuacji pod bramką Korony, a „Kuchy” strzelił nawet gola (zaliczył jeszcze trafienie w słupek). „Gui” nie był tak skuteczny i nie wykorzystał swoich szans, ale i tak w zestawieniu z Szymańskim wyglądał jak pan piłkarz. „Mąka” dostał najmniej czasu, ale środku pola radził sobie przyzwoicie, uporządkował nieco grę w tej strefie. Czemu więc wspomniana trójka nie zagrała od początku? Czemu na ławce siedzieli Jędrzejczyk i Dąbrowski? Zmiany w wyjściowym składzie spowodowane są gospodarowaniem siłami piłkarzy. Sztab trenerski dzięki właściwym systemom pomiarowym na bieżąco monitoruje poziom zmęczenia zawodników, co jest konieczne ze względu na mecze w europejskich pucharach. Na razie, jak co roku zresztą, nie udaje się skutecznie połączyć gry na obu frontach. Trener Magiera jest zły, bo co innego sobie planował, ale powodów do niepokoju mieć nie powinniśmy. „Magic” to facet, który wie co robi. Nade wszystko jest inteligentny i potrafi wyciągnąć wnioski. Będzie dobrze. Trener zapracował na zaufanie.

4. Mentalność. Szkoleniowcy próbują, piłkarze niby wiedzą, ale pewnych rzeczy na razie po prostu nie da się zmienić. Zawodnicy inaczej koncentrują się na mecze pucharowe, a inaczej na ligowe. Uważam, że najlepszym przykładem na prawdziwość tej tezy jest końcówka sobotniego spotkania. Legia może grać słabo, ale gdy wychodzi na prowadzenie niedługo przed końcem, to w pucharach nie daje sobie odebrać zwycięstwa (chyba, że gra przeciwko Realowi Madryt). Nie umiem sobie wyobrazić sytuacji, w której strzelamy gola na 1-0 w 80. minucie w Astanie i nie dowozimy wygranej do końca. Mistrzowie Polski są na to zbyt doświadczeni. W Ekstraklasie pozwalają sobie jednak na dekoncentrację, bo inaczej mobilizują się w lipcu na te rozgrywki. Tak już jest i nie ma co się obrażać na rzeczywistość i rzucać hasłami w stylu: „Tu jest Legia, tu się zapier…”. Wszędzie trzeba zapier… i wszędzie wymagają tego kibice. Skoro już musimy wybierać, to lepiej byśmy awansowali do Ligi Mistrzów, czy nawet Ligi Europy, a potem nadrabiali straty punktowe. Co nie zmienia oceny, że sytuacja z końcówki meczu przeciw Koronie po prostu Legii nie przystoi.

5. Bez wymówek? Fakty są takie, że przed Legią najważniejszy dwumecz w tej rundzie. Przejście Astany pozwoli na realizację planu minimum, a także otworzy drogę do walki o cel nr 1 – awans do Ligi Mistrzów. Gra mistrzów Polski nie wygląda najlepiej. Trener dobrze o tym wie, choć szuka pozytywów. Nie szuka jednak tłumaczeń. My jednak powinniśmy pamiętać, że Magiera już po raz drugi przebudowuje sposób gry drużyny. Zimą musiał to zrobić po odejściu super duetu napastników. Zespół oparł wówczas o Radovicia i Odjidję-Ofoe. Oni doprowadzili „Wojskowych” do mistrzostwa. Problemy w tym, że pierwszy dochodzi do siebie po urazie kolana, a drugiego już w Legii nie ma. I znów trzeba było zestawiać grę od nowa. Nowi zawodnicy potrzebują trochę czasu, by zaczęli wywierać pozytywny wpływ na zespół, o ile w ogóle zaczną i rundy nie trzeba będzie ratować Radoviciem. W każdym razie powinniśmy wstrzymać się z wnioskami i po prostu wykazać się cierpliwością. Mam tu przede wszystkim na myśli władze klubu.

6. Błąd Malarza. Arek uratował nas w kilku beznadziejnych sytuacjach. Dwukrotnie bronił sam na sam, a także brawurowymi wyjściami kasował okazje Korony. Bramkarz ma jednak bardzo niewdzięczną robotę, bo czasem wystarczy jeden błąd, by przesłonić wcześniejsze zasługi. Powiedzmy więc sobie szczerze: Malarz zawalił przy golu na 1-1, bo nie powinien był wychodzić do lecącej piłki, gdy w jej pobliżu byli obaj środkowi obrońcy. Nie sposób mieć pretensje do „Malowanego”, ale fakty są jakie są. A i tak najważniejsze, że Arek wrócił już do zdrowia.

7.Nieskuteczność. Wraca jak bumerang. Gdyby choć Szymański, Guilherme i Kucharczyk wykorzystali swoje szanse, to dziś chwalilibyśmy Legię za charakter i wygraną mimo słabej gry. Może więc to jednak trener Magiera ma rację, gdy mówi, że jest zadowolony z występu swej drużyny? Liczba dogodnych sytuacji bramkowych świadczy przecież na korzyść tej tezy.

Autor: Jakub Majewski "Qbas"
Twitter: QbasLL
Kątem Oka na FB

REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.