fot. Mishka / Legionisci.com
REKLAMA

Punkty po meczu ze Śląskiem

Qbas, źródło: Legionisci.com - Wiadomość archiwalna

Legia przegrała w Ekstraklasie po raz trzeci w tym sezonie. I to niestety ponownie zasłużenie. Niewykluczone, że Śląsk będzie walczył o puchary, nie jest to słaba drużyna i oczywiście można było z nimi przegrać. Mieliśmy jednak prawo liczyć, że legioniści z całych sił powalczą, by tak się nie stało. No i chyba znów się przeliczyliśmy.

1. Słabo. Po prostu słabo. Co tu dużo pisać o tym meczu? Przez jego najważniejsze momenty Legia grała pod naporem gospodarzy. Nie istnieliśmy w pierwszym kwadransie, po czym wydawało się, że mistrzowie Polski mogą przejść inicjatywę w spotkaniu. Gdy ono znów się wyrównało, to zdobyliśmy bramkę (jedyny celny strzał w I połowie). Linia pomocy, w nowym zestawieniu, wyglądała źle. Napastnicy sobie nie radzili, a jak już dochodzili do sytuacji, to zwykle podejmowali złe decyzje. Nieźle wyglądała linia obrony, ale niestety tylko do czasu. Po zmianie stron legioniści cofnęli się zbyt głęboko, dali rywalom zbyt dużo miejsca do rozpędzenia się, szczególnie w bocznych strefach (co wynikało też z nowatorskiego ustawienia), no i ta dość stabilna obrona dwukrotnie (choć raz po fatalnym błędzie sędziego) dała się zaskoczyć. Potem to Śląsk skupił się na defensywie i kontratakach, a Legia nieporadnie próbowała stworzyć zagrożenie. Nie było w tym meczu niczego, co porwałoby warszawskich kibiców, ba, nawet nic, co dałoby nadzieję na lepsze czasy.

2. Romb. Skoro nie mam skrzydłowych, to zagram bez skrzydłowych – zdawał się myśleć trener Magiera. Legia we Wrocławiu wyszła z tzw. rombem w pomocy. W drużynie zabrakło miejsca dla graczy zwykle grających na bokach boiska. W założeniu wyglądało to obiecująco: Śląsk grał bez swoich najgroźniejszych skrzydłowych: Koseckiego i Maka, więc trenerzy postanowili zagęścić środek pola, świadomie zostawiając otwarte strefy po bokach. Życie jednak brutalnie zweryfikowało ten pomysł. By tak grać, potrzeba przede wszystkim środkowych pomocników w wysokiej formie. Jodłowiec i Moulin w takiej nie są. W dodatku na murawie wyglądali na zdezorientowanych. Biegali dużo, ale bezproduktywnie. W efekcie szybko tracili siły i często otwarte strefy. Zespół po raz pierwszy zagrał w takim zestawieniu i widać było, że nie czuje się w nim dobrze. Trener Magiera podjął ryzyko, chciał zaskoczyć przeciwników. Nie wyszło. Niestety znowu.

3. Gdzie ta Legia? Ostatnie mistrzostwo Legia wygrała dzięki świetnej grze defensywnej. Traciliśmy bardzo mało goli. Co najważniejsze jednak, umieliśmy wykorzystywać doświadczenie z występów w europejskich pucharach. Nauczyliśmy się grać wynikiem. Jak było 1-0, to można było niemal być pewnym, że legioniści wygrają. To już jednak tylko miłe wspomnienie. We Wrocławiu „Wojskowi” kolejny raz w tym sezonie (Arka, Korona, Sheriff), dali sobie odebrać prowadzenie, ale tym razem nie byli w stanie nawet zremisować. Gdzie się podziała ta boiskowa mądrość, z której byliśmy dumni? Gdzie koncentracja i walka do ostatnich minut?

4. Co było? Czego nie? Z pozytywów to właściwie tylko trzy, w dodatku drobne rzeczy. Po pierwsze długi okres niezłej gry linii obrony (paradoksalnie oba gole padły przez obrońców, no i błąd arbitra). Po drugie gol po rozegraniu ze stałego fragmentu. Po trzecie druga w sezonie bramka Niezgody. Tyle. Czego zaś zabrakło najbardziej? Determinacji, woli odniesienia zwycięstwa. Niektórzy, jak Moulin, czy Jodłowiec, grali zastanawiająco niefrasobliwie (dlaczego Francuz tak łatwo odpuścił doskok do dośrodkowującego rywala w sytuacji przy golu na 2-1?). Zabrakło środka pola, który nawiązałby skuteczną walkę z wrocławianami. Zabrakło też szybkości, dynamiki, choć to nieco złudne wrażenie, bo po prostu w składzie Legii nie było tym razem, poza Niezgodą, zawodników o takiej charakterystyce. Z pewnością jednak za wolno operowaliśmy piłką, zbyt długo trwały procesy myślowe u piłkarzy.

5. Kontuzje. Trudno wymagać od Legii kreatywności, gdy brakuje takich piłkarzy jak Guilherme, czy Radović. Jeśli dodamy do tego kontuzje Kucharczyka, Hamalainena i Hildeberto, zawodników może nie tyle pierwszego wyboru, co dających szkoleniowcom pole manewru przy wybieraniu składu, to mamy już wyraźny problem. Co więcej, wszyscy oni to gracze, którzy mogą grać na skrzydłach. To poniekąd tłumaczy decyzję trenera Magiery o rezygnacji z gry ze skrzydłami.

6. Nie jest źle. Patrząc na sytuację w tabeli i to, jak słabo gramy, to i tak mamy wciąż niezłą sytuację w lidze. I szczęście. Pora jednak mu w końcu pomóc.

Autor: Jakub Majewski "Qbas"
Twitter: QbasLL
Kątem Oka na FB

REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.