fot. Mishka / Legionisci.com
REKLAMA

Punkty po meczu z Górnikiem

Qbas, źródło: Legionisci.com - Wiadomość archiwalna

Po klęsce w Poznaniu półtora miesiąca temu wydawało się to nierealne. A już na pewno nie w tym roku. Traciliśmy wówczas 6 punktów do lidera i 5 do Lecha. Wygrana z Górnikiem sprawiła, że to mistrzowie Polski znaleźli się na szczycie tabeli. I to z przewagą 6 punktów nad faworyzowanymi poznaniakami. Co szczególnie przyjemne, zwycięstwo nad dotychczasowym liderem zostało odniesione w dobrym stylu.

1. Najlepszy mecz w sezonie. Do tej pory nie było spotkania, z którego moglibyśmy niemal w pełni zadowoleni. Większość zwycięstw, czy to pod wodzą Jacka Magiery, czy Romeo Jozaka, odniesiona została w ciężkostrawnym stylu. Tym razem był to mecz, na jaki liczyliśmy. Legia zagrała z rozmachem, stworzyła kilka świetnych okazji strzeleckich, których nie wykorzystała. Mimo tego, spotkanie oglądałem ze spokojem. Sposób gry „Wojskowych” powodował, że miałem przekonanie, iż bramka Loski w końcu padnie, a mistrz Polski wygra. Kluczem do wygranej w dobrym stylu była organizacja gry. Sądząc po statystyce średnich pozycji piłkarzy, legioniści wypełniali przedmeczowe założenia – przebywali w strefach wyznaczonych im przez trenera, zaskakiwali górników niekonwencjonalnymi rozwiązaniami akcji i ich szybkością. Nieźle funkcjonowała gra pressingiem. Spotkanie miało też swoje fazy. Podopieczni trenera Jozaka najpierw osiągnęli optyczną przewagę, potem gra się wyrównała, a następnie znów zaczęli przeważać. Podobnie było po przerwie – napór Legii, uspokojenie, napór. Mimo tego oglądanie Legii to w końcu była przyjemność. Może nie pełna, ale jednak. Widać, że trener Jozak miał wreszcie więcej czasu, by wdrożyć swe pomysły na grę, a te okazały się być dobre.

2. Super trio. Bardzo dobrze zagrała trójka środkowych pomocników: Moulin, Mączyński i Guilherme. Nie tylko każdy z nich zasłużył na indywidualne pochwały, ale też jako świetnie ze sobą współpracowali. Opanowali środek pola, dzięki czemu Legia zyskała kontrolę nad meczem. Przez nich przechodziła większość ataków. Kreowali ataki, rozsądnie rozrzucali piłki, regulowali tempo, grali z dużym zaangażowaniem. Przy tym Moulin i „Mąka” bez większych zarzutów wywiązywali się ze swych obowiązków defensywnych. Takiej postawy oczekujemy od pomocników. Przy czym pomysł trenera Jozaka (czy też sztabu szkoleniowego, nie wiem), by przesunąć „Gui” na pozycję nr 10 okazał się strzałem w... 10! Brazylijczyk na tej pozycji stał się liderem zespołu. Grał w sposób nieszablonowy, trudny do przewidzenia przez rywali, świetnie odnajdywał się w tzw. małej grze, dużo widział. Cieszy przy tym powrót Moulina do formy i pierwszego składu. To bardzo wartościowy zawodnik, znakomicie łączy grę w destrukcji z ofensywą. O ile oczywiście jest w dobrej dyspozycji. A teraz jest.

3. Jak mistrz z beniaminkiem? Goście zagrali ostrożnie, nastawili się na kontrataki. Trzeba im oddać, że w I połowie grali mądrze. Oddali wprawdzie inicjatywę legionistom, ale trzymali ich z dala od swej bramki – pozwolili naszym zawodnikom na stworzenie tylko jednej stuprocentowej okazji, i to po kontrataku. Wydaje się, że chcieli wygrać przy Łazienkowskiej, mieli niezły plan, ale jednak kilku ich graczy zawiodło. Nie wiem, czy wystraszyli się stawki spotkania, czy też po prostu są za słabi, ale kreowani na nadzieje polskiej piłki Żurkowski, Kurzawa i Kądzior zwyczajnie zawiedli. Nie pograł sobie też najlepszy strzelec Ekstraklasy Angulo i w efekcie górnicy nie byli szczególnie groźni w ofensywie. Trzeba im jednak oddać, że parokrotnie doszli do sytuacji strzeleckich. Byli jednak nieprzekonujących w swych poczynaniach. „Wojskowi” wydawali się być bardziej zdeterminowani, bardziej chcieć. Z reguły więc byli o ułamek sekundy szybsi, wygrywali przebitki i zgarniali tzw. drugie piłki. Grali przy tym swobodnie i cierpliwie. Zasłużenie wygrali. Gdyby więc nie patrzeć w tabelę, można by dojść do wniosku: ot, typowy mecz mistrza z beniaminkiem.

4. Solidna defensywa. Legia znowu nie straciła bramki (w ostatnich 5 meczach Malarza pokonano tylko raz). Tym razem nie był to efekt szczęścia, a ciężkiej pracy zawodników odpowiedzialnych za defensywę. Mimo obaw o brak Pazdana, środek obrony prezentował się bardzo pewnie. Astiz z Dąbrowskim dobrze się asekurowali, przy czym ten drugi zwracał szczególną uwagę na sytuacje, w których decydująca była szybkość. Hiszpan zaś był czujny, dobrze się ustawiał, wygrywał pojedynki główkowe. „Dąbro” przypomniał też, że jest jednym z bardzo niewielu środkowych obrońców, którzy potrafią zagrać dalekie podanie prostopadłe, czy też crossowe. Chyba zresztą trener nakazał szukania takich rozwiązań, bo próby podejmował też Astiz, choć z różnym skutkiem, ale przecież to po jego długim podaniu padła bramka. Hlousek był jednym z najlepszych na boisku, nie do zatrzymania, nie do upilnowania w ofensywie. Nie zatrzymywał się. Jednak jego konto obciąża jedna fatalna strata w środku pola w I połowie, po której Górnik był bliski objęcia prowadzenia. Bez zastrzeżeń grał Broź, choć był mniej aktywny w ataku. No i duży plus dla obrońców za skuteczną grę „na ofsajd”, bowiem aż sześciokrotnie łapali gości na spalonych.

5. Nieskuteczność. Jedna „setka” i dwie niezłe sytuacje bramkowe przed przerwą. Cztery doskonałe okazje po zmianie stron. I tylko jeden gol. Jest jeszcze nad czym pracować. Najważniejsze jednak, że legioniści z dość dużą swobodą i regularnie zagrażali bramce gości.

6. Nie ma zgody na nieobecność Niezgody. Strzelił kilka bramek, dał drużynie bezcenne punkty, ale nie ma się co oszukiwać – Niezgoda nie gra dobrze. W spotkaniach przeciwko Arce, Wiśle, czy Lechii strzelał po golu i to go właściwie ratowało, bo przecież nie dawał sobie rady z obrońcami, znikał na długie fragmenty. Przeciwko Górnikowi było już jednak całkowicie niewidoczny, a w dodatku bezużyteczny, bo Legia głównie grała atakiem pozycyjnym, a Niezgoda kompletnie się w nim nie odnajdywał. Rzadko był przy piłce, a jeśli już ją posiadał, to nie miał pomysłu jak rozwiązać akcje. Wdawał się w nieudane dryblingi, oddał fatalny strzał z nieprzygotowanej pozycji. Po godzinie zmienił go Sadiku i wypadł o wiele lepiej. Przez ten czas Legia grała właściwie w dziesięciu.

7. Pięciu na trzech. To się wydaje dość proste. Rusza się z kontratakiem, w którym pięciu zawodników ma przed sobą dwóch obrońców i bramkarza. W takiej przewadze można zrobić wszystko, bo wszelkie atuty są po stronie atakujących. Kucharczyk najwyraźniej uznał, że skoro wszystko, to wszystko. Również zmarnować szansę. Tak też uczynił. Źle przyjął piłkę, w efekcie czego zaczęła mu uciekać poza obręb bramki i utrudnił sobie uderzenie. Piłkarz bardziej zaawansowany technicznie mógłby jeszcze próbować „podcinki”, ale nie Kucharczyk. Ten walnął prosto w Loskę. Niewytłumaczalne.

8. Wielka radość. Wydawało się, że w tym sezonie będziemy mieć duże problemy z nadrobieniem dystansu do tabelowych przodowników. Okazało się jednak, że dwupunktowa strata do lidera, którą pan Jozak potroił po swym poprzedniku w trzech pierwszych spotkaniach, nic w Ekstraklasie nie znaczy. Tradycyjnie tzw. czołówka traciła punkty, a Legia, również tradycyjnie w październiku i listopadzie, skrzętnie je zbierała. Od patrzenia na grę „Wojskowych” bolały jednak oczy. Aż do niedzieli. Przyznam się, że gdyby nawet zabrzanie mieli szczęście i Loska uratowałby im remis, to i tak byłbym zadowolony z tego meczu. Progres w grze jest bardzo znaczący. I to mnie nawet bardziej cieszy niż awans na 1. miejsce w tabeli. Dobra robota panowie trenerzy i zawodnicy. Tak trzymajcie, a w maju będziemy się bardzo cieszyć.

Autor: Jakub Majewski "Qbas"
Twitter: QbasLL
Kątem Oka na FB

REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.