Michał Kopczyński w akcji, atakowany przez Konstantina Vassiljeva - fot. Mishka / Legionisci.com
REKLAMA

Punkty po meczu z Piastem

Qbas, źródło: Legionisci.com - Wiadomość archiwalna

Zadanie wykonane - mogą oświadczyć legioniści. Nie wnikając w szczegóły, zrobili przecież swoje. Wygrali w Gliwicach, powrócili na czoło tabeli. Niestety, większość z nas mecz obejrzała i po tym, co zobaczyliśmy trudno się cieszyć z odzyskania tytułu lidera. Legia była bliska kompromitacji, bo za taką należałoby uznać stratę punktów z grającym przez 90 minut w osłabieniu Piastem. Udało się jednak wygrać. Ponownie z naciskiem na "udało się".

1. Punkty, punkty, punkty. Właściwie nie ma co się wyżywać - wygraliśmy, jesteśmy liderem. Mecz był przeraźliwie słaby. Legia niczym nie zaimponowała. Grała wolno, schematycznie, nie umiała zaskoczyć gospodarzy. Być może, paradoksalnie, negatywny wpływ na postawę "Wojskowych" miała szybko pokazana czerwona kartka dla Szmatuły. Legioniści zachowywali się bowiem, jakby uznali, że mecz musi się sam wygrać i koniec. Że wystarczy cierpliwe klepanie, a okazje się pojawią, a oni ze dwie wykorzystają. Nikt tego nie powie, ale takie myśli mogły pojawić się w głowach mistrzów Polski. Dlatego powtarzam - najważniejsza jest wygrana, a mecz jakich setki za nami. Inna sprawa, że chciałoby się wreszcie choć trochę pocieszyć oko grą Legii.

2. Przecież to niepoważne. Mając na uwadze ostatnie zdanie poprzedniego punktu, nie można przejść nad tym meczem do porządku dziennego. To niepoważne, by drużyna z czołówki mierząca się z będącym w ogonie rywalem, grająca niemal całe spotkanie z przewagą jednego zawodnika, nie umiała z tego skorzystać. Może trzy razy przez pełne 96 minut poważnie zagroziła gliwiczanom. Ba, Piast w końcówce stwarzał sobie nawet lepsze okazje! Patrząc na przebieg gry obawiałem się scenariusza, który w końcu nastąpił: Legia nie podwyższyła prowadzenia i w ostatnim okresie straciła kontrolę nad przebiegiem wydarzeń. Piast długo się czaił, aż w końcu, pewnie zgodnie z planem, zaatakował, bo i tak nie miał nic do stracenia. Legioniści, zamiast zorganizować się w środku pola, przetrzymać piłkę, czy po prostu wpuścić gospodarzy na swoją połowę i budować kontrataki, najzwyczajniej spanikowali, oddali inicjatywę i nie potrafili się przeciwstawić osłabionym podopiecznym Waldemara Fornalika. To niepoważne, by tak doświadczona drużyna zagrała tak nieodpowiedzialnie.

3. Gościnny Piast. Można powiedzieć, że gliwiczanie w gościnności przeszli samych siebie. Najpierw Szmatuła obejrzał czerwoną kartkę po niefrasobliwym wyjściu poza pole karne i faulu na Niezgodzie. Potem, gdy legioniści nawet nie tyle bili głową w mur, co raczej rysowali po nim nosami, gracze Piasta podarowali im rzut karny, wykorzystany przez Guilherme. Jakby tego było mało, gospodarze w końcówce meczu nie wykorzystali przynajmniej dwóch znakomitych okazji na wyrównanie. Po wtorkowym meczu można na Legii powiedzieć, że gliwicka gościnność nie ma sobie równych w Polsce.

4. Jaki pomysł Jozaka? Trener przesunął wyżej swoich podopiecznych, tak, że w przez dłuższy czas w I połowie grali właściwie dwójką w obronie. Legia zepchnęła gospodarzy do strefy obronnej, ale grała na tyle przewidywalnie, że wystarczyło się niespiesznie przesuwać, by uniemożliwić stworzenie zagrożenia. W sumie zrobili swoje, bo przed przerwą objęli prowadzenie. W tej sytuacji można usprawiedliwić szkoleniowca, który nie dokonał zmian, o które się prosiło - Kucharczyka, czy Niezgody. Po pierwsze dlatego, że miał korzystny wynik i mógł myśleć o grze z kontrataku, a po drugie jednak Niezgoda, pomimo wielu wad (ciekawostka: wygrał 4 z 22 pojedynków...), ma tę zaletę, że jednak czasem umie się znaleźć w polu karnym. Z drugiej strony można było przecież wprowadzić Sadiku oraz Pasquato, może Szymańskiego i spróbować szybciej zamknąć ten mecz. Spróbować. Gwarancji nie było. Pan Jozak wybrał więc bezpieczniejszy wariant. I w sumie mu się nie dziwię. Też bym wybrał. Szkoleniowiec nie mógł przecież przewidzieć, że jego zawodnicy okażą się tak nieporadni. Inna sprawa, że wielu "znawców" wymaga od trenerów, by weszli w głowy graczy w trakcie meczu. No nie da się.

5. Co poza tym? Dobrego to niewiele. Obaj podstawowi środkowi obrońcy będą mieć dłuższe urlopy z powodu żółtych kartek i nie zagrają w ostatnim meczu roku. Niezgoda i Kucharczyk znów byli najgorsi w drużynie. Zabrakło lidera, który pociągnąłby drużynę. Guilherme, choć wykorzystał rzut karny, był bezproduktywny, Moulin i Hamalainen grali bardzo nierówno. Dobry powrót do wyjściowego składu zanotował natomiast Kopczyński, który, jak to już bywało za czasów trenera Magiery, regularnie wchodził w strefę obronną przeciwników między środkowych a bocznych defensorów. Jedno z takich wejść zakończyło się faulem w polu karnym i w efekcie golem dla Legii. "Kopa" był jednym z lepszych wśród legionistów i udowodnił swoją przydatność dla drużyny.

Autor: Jakub Majewski „Qbas”
Twitter: QbasLL
Kątem Oka na FB

REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.