Liga polska
9. kolejka
Garwolin
11.12.2004
18:30
Wilga Garwolin
Legia Warszawa
Wilga Garwolin
2-3
Legia Warszawa
Sędzia główny
Relacja

Dla niektórych przerwa zimowa rozpoczęła się po wyjeździe do Grójca. Wśród nas nie brakuje na szczęście wariatów, którym owa przerwa jest zupełnie nie na rękę. Od paru lat tą część roku urozmaicają nam koszykarze. Po reaktywacji sekcji siatkówki dosyć długo zbieraliśmy się na mecz naszej drużyny. Nie udało się pojechać do Ostrołęki i Warki, ale już Garwolina odpuścić nie mogliśmy. Odległość jaka dzieli oba miasta to tylko kilkanaście km dalej niż do Grójca - czyli bliziutko. Trasę pokonujemy szybciutko i na godzinę przed meczem meldujemy się pod halą na Żwirki i Wigury. Nie jest to może tak ruchliwa ulica jak w Warszawie...ale rozumiemy, że była sobota :P Szczelnie zastawiony parking świadczy o sporym zainteresowaniu meczem. Choć, gdy wchodziliśmy na halę, nikt nie sprawdzał biletów, postanowiliśmy nabyć wejściówki. Te były w bardzo rozsądnej cenie - 3zł. Jak widać, prezes Wilgi ma łep na karku i potrafi kalkulować. Tego samego życzymy naszemu szanownemu prezesowi [bynajmniej nie siatkarzy]. Dodajmy, że w miejscowym cateringu nie było popcornu. Zygomania jak widać nie dotarła w te rejony :P
Sala Wilgi prezentuje się całkiem okazale. Zajmujemy miejsca na balkonie w samym rogu. Na miejscu jest już kilku legionistów, którzy dotarli na różne sposoby - część PKSem, a inni z siatkarzami. Byli wśród nas także mieszkańcy samego Garwolina, którzy są wiernymi kibicami Legii. Ostatecznie zebrało się nas 15 osób. Fani gospodarzy szczelnie wypełnili halę - zebrało się ich około 600-700. Dziwi nas trochę, że oba zespoły występują w koszulkach tego samego koloru...no, ale po chwili trzeba się przestawić, że to inna, jeszcze nie zgłębiona przez nas, dyscyplina sportu :-) Jeszcze przed meczem, w czasie prezentacji, fani Wilgi pokazali że potrafią zrobić niezły...tumult. Trąbki, piszczałki i trudny do opisania pisk - nie dawał nam, wydawało się, szans na zaistnienie. Po chwili zaznaczamy swoją obecność [choć ta nie była już dla nikogo niespodzianką, m.in. ze względu na wywieszoną flagę]. Bęben przez nas przywieziony miał za zadanie synchronizację śpiewu. Okazuje się, że podobny "sprzęt" mają gospodarze. Ruszamy z dopingiem! Wilga gwiżdże, piszczy, gdy nasz zawodnik stoi na zagrywce. Ma to zdeprymować warszawskich siatkarzy. Ignorujemy takie zachowanie i cały czas śpiewamy swoje - "Ole ole, ole ola, i tylko Legia, Legia Warszawa"... Co chwila publiczność zwraca wzrok w kierunku naszej grupy - zaskoczona bezustannym śpiewem. Garwolińscy kibice poza skandowaniem nazwy swojego klubu, nie zaprezentowali żadnych pieśni klubowych. Cały czas ciężko było się przebić z dopingiem, szczególnie, że pierwszy set należał do gospodarzy. Ta partia zakończyła się wynikiem 25-21.
Po zmianie stron obraz gry niewiele się zmienił. Cały czas minimalnie przeważali gospodarze, ale wynik do końca był otwarty. Niestety po raz kolejny cieszyć ze zwycięstwa mogli się nasi rywale. "Hej Legio, jesteśmy z Wami" śpiewaliśmy, aby wesprzeć naszych siatkarzy. Ci bili nam brawo, za to, że bez względu na wynik wspieramy ich non-stop! Śpiewaliśmy także w przerwach, kiedy puszczana była muzyka z głośników, przy której cheerleaderki zabawiały publiczność. Przed trzecim setem udajemy się do barku po napoje, które mogłyby uśmierzyć ból naszych gardeł. Gdy wracamy, po zaledwie trzech minutach...kolejny set już trwa. Brak dłuższej przerwy pomiędzy setami to jedyny naszym zdaniem mankament tej dyscypliny. No...chyba, że taka przerwa miała faktycznie miejsce, a my po prostu nie zauważyliśmy jej ;-) Mieliśmy ze sobą 20 zimnych ogni, które po odpaleniu przykuły uwagę widowni. To jedyna atrakcja niewokalna z naszej strony. W przyszłości może przygotujemy się lepiej?
Trzecia partia to dla nas ostatnia szansa. Musimy ją wygrać, aby walczyć dalej! Wynik na tablicy niestety głównie wskazuje minimalną przewagę gospodarzy. Gdy spiker wykrzykuje, że będzie setbol dla miejscowych - wszyscy wstają z miejsc! Na szczęście wybroniliśmy tę piłkę, a także kolejne dwie i...doprowadzamy do remisu 24-24. Oznacza to walkę na przewagi. Cóż za emocje! Poważnie, nigdy nie spodziewałem się, że siatkówka [którą miałem okazję kilkakrotnie obserwować w tv] może wyzwolić takie emocje. Znowu setbol dla Wilgi...po raz drugi wybroniony wybroniony. W końcu pojawiła się szansa, że to my wygrywamy tę partię. Gwizdy i piski zdeprymowały naszego zagrywającego, który posłał piłkę w siatkę. Jeszcze parę minut byliśmy trzymani w napięciu, jednocześnie nie przestając ani na moment śpiewać. I w końcu głośne "jeeeeest!" dochodzi z narożnika, w którym to my zajmujemy miejsca! 28-30 oznacza co najmniej jeden set zabawy. Jeden? Pewnie, że dwa, bo my ani na moment nie przestajemy wierzyć w naszych. A ta wygrana na pewno dodała im wiary w swoje umiejętności. Gospodarze jacyś tacy...przygaszeni. No to jedziemy dalej!
Czwarty set to coś pięknego w wykonaniu Legii! Siatkarze niepodzielnie dominowali na parkiecie, a my na trybunach. Mieliśmy tę przewagę, że Wilga, przy słabym wyniku, nie przeszkadzała nam. Nasi rezerwowi, stojący za boiskiem, śpiewają z nami. Rytm naszych pieśni wyklaskują także miejscowi. Niestety, mimo naszych propozycji, nie przyłączają się do śpiewu, totalnie "olewając" hasło "cała hala śpiewa z nami". Początkowo przewaga wahała się od 4 do 5 punktów. W końcówce udało się ją powiększyć do dziesięciu! Tę część wygrywamy zdecydowanie i o wszystkim ma zadecydować tie-break. Ten set jest już krótszy - do 15. Choć faktycznie nie mija tak szybko, bowiem sporo w nim przerw na żądanie. Zaczyna się nieźle - dwa punkty przewagi. Wilga koncentruje się i odrabia straty! . Ale zaraz! Jakie pole? Przecież był aut! W takim momencie najchętniej zeskoczyłoby się z balkonu i pobiegło "wytłumaczyć" sędziemu, że nie ma racji. W takim momencie można się złapać na tym, że faktycznie siatkóweczka wciąga. Ale nie zanudzajmy. Legia w piątym secie kontrolowała wynik. Fantastyczna była końcówka, w której Wilga nie była w stanie nawiązać walki z naszymi. Wygrywamy 15-11 i możemy się cieszyć ze zwycięstwa! Przypomnijmy, że pierwszy mecz w Warszawie...wygrała Wilga 3-2. Teraz to my unosimy ręce w geście tryumfu. Razem z siatkarzami radujemy się i wzajemnie dziękujemy! Widać, że obie strony dały z siebie wszystko. Jeszcze parę minut śpiewamy razem z siatkarzami. "Nasza Legia najlepsza w Polsce jest" - niesie się po pustoszejącej hali. Oj...w końcu można ochłonąć. Za dwie godziny emocji na najwyższym poziomie zapłaciliśmy 3zł od głowy. Wstrzymamy się od kolejnego uszczypliwego komentarza, w wiadomym kierunku.
Chyba nikt z nas nie spodziewał się, że wyjazd ten będzie tak udany :-) Śpiewamy jeszcze trochę przed opuszczeniem hali i udajemy się do Warszawy. A za tydzień wszyscy na Hawajską! U siebie to dopiero zrobimy kocioł! A wstęp na halę wolny! Na koniec prezentujemy dwa komentarze z forum siatkarzy Wilgi: "(...) ęłęóa kibicowania od Legionistów to możemy się tylko uczyć, oni nawet jak przegrywali non stop dopingowali swoją drużynę" ; "ęłęópowinniśmy brać przykład z kibiców Legii cały czas śpiewali, szalikami machali, zimne ognie mieli jednym słowem byli zorganizowani".
Dzięki za dobre słowa. My nie powiedzielibyśmy również nic złego...tylko po co były te gwizdy? No, ale dobra - miał być koniec. Pozdro dla legijnych wariatów, którzy ignorują przerwę zimową :-)


Autor: Bodziach

© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.