Dawno już nie było w hali na Bemowie takich emocji, jak podczas meczu z AZSem Lublin. O wygranej decydowała dogrywka. Ta niestety toczyła się pod dyktando gości.
Część kibiców na mecz koszykarzy trafiła prosto z knajp, w których od wczoraj trwało umacnianie zgody z Pogonią. Nie dziwił więc stan niektórych osób ;-) Frekwencja na Bemowie może nie zachwyciła, ale co najważniejsze, nie zabrakło dopingu dla legionistów. Początkowo trochę nieśmiało, z minuty na minutę, bardziej charakternie brzmiał nasz doping. Koszykarze także zaczęli jakby nieśmiało, oddając inicjatywę gościom z Lublina. Kilka punktów przewagi AZSu utrzymało się praktycznie do końca pierwszej kwarty. W ostatniej akcji w tej części gry, przy próbie rzutu za trzy punkty, sfaulowany został Piotrek Otto. Skutecznie egzekwowane wszystkie trzy rzuty wolne, pozwoliły Legii wyjść na prowadzenie 22-20. W drugiej kwarcie ponownie inicjatywę przejęli lublinianie. Co ciekawe zawodnicy AZSu trafiali nawet z najbardziej absurdalnych pozycji. Równo z syreną kończącą pierwszą część meczu...zawodnik gości trafił do naszego kosza z własnej połowy boiska. Na szczęście sędziowie, uznali, że rzut został oddany zbyt późno i punktów nie zaliczyli. Mimo to do przerwy przegrywaliśmy 41-46.
W czasie przerwy w hali pojawiło się trochę nowych osób. Nie widziały więc one ciekawego tańca w wykonaniu kibica ze Szczecina. Ten najpierw postanowił wesprzeć cheerleaderki w tańcu :-) Później natomiast, już w czasie trwania meczu, przeszedł przez całą szerokość parkietu, nie niepokojony przez nikogo. "Przejazdem zahaczyłem o boisko" - próbował później tłumaczyć :-)
W trzeciej odsłonie spotkania, goście jeszcze powiększyli przewagę nad Legią. Nie pomagał coraz głośniejszy doping. Na szczęście Robert Chabelski odpowiednio zmobilizował zespół przed ostatnią kwartą.
Przewaga akademików wynosiła już nawet 12 punktów, jednak udało się różnicę zmniejszyć do zera. Wcześniej jednak nie brakowało emocji i nerwów. Te były głównie dzięki...sędziom. Przy jednym z ataków Legii, pod koniec meczu, sędziowie przeszkodzili Legii w akcji. Jeden z sędziów przewrócił się na połowie AZSu przy szybkiej kontrze warszawian. Zrobił to tak niefortunnie, że uniemożliwił naszym graczom skuteczne dostanie się pod kosz rywala. Wydawało się, że akcję wznosi Legia z boku. O dziwo grę wznowili goście...czego nie mogli wybaczyć sędziom kibice. Teraz możemy tylko gdybać, czy ten błąd wpłynął na końcowy wynik spotkania. Gdy do końca regulaminowego czasu gry pozostało niespełna 5 sekund, Legia wznawiała grę ze środka boiska [wcześniej czas dla drużyny wziął Robert Chabelski]. Ostatnią akcję Legii rzutem za trzy punkty, z prawej strony boiska zakończył Piotrek Otto! Nastąpiła eksplozja radości, jakiej dawno nie doświadczyliśmy w tej hali! AZS spróbował jeszcze rzutu przez całe boisku, ale tym razem nie znalazł on drogi do kosza.
Czekało nas więc dodatkowych pięć minut gry. Niestety dogrywka to już wyraźna przewaga naszych rywali. Nasi zawodnicy zdobyli przez pięć minut zaledwie trzy punkty. Piotr Otto, tym razem chybił rzut za trzy punkty. Pod koszem z prostych pozycji nie trafiał Stasiak, a Kozłowski, który też nie wykorzystał wielu okazji, w końcu opuścił parkiet za popełnienie pięciu przewinień. "Drużyna gości była zrównoważona" - mówił po meczu Robert Chabelski. Nie będziemy polemizować z naszym trenerem, ale gdyby lublinianie nie trafiali "trójek", wykonywanych w ekwilibrystyczny sposób, może dogrywka potoczyłaby się zupełnie inaczej. Niestety wynik 3-13 w dogrywce i 75-85 w całym meczu, dał dwa punkty naszym przeciwnikom. Wobec tej porażki, nasze szanse na utrzymanie się w II lidze, bez konieczności grania barażów, wyraźnie zmalały.
W przyszłą niedzielę Legia zagra wyjazdowy mecz z MOSiRem Krosno. Kolejne spotkanie we własnej hali dopiero drugiego kwietnia z MKKSem Rybnik.
Autor: Bodziach