Brawo!
A jednak! Ambicja i wola walki pozwoliły Legii bez czołowych zawodników pokonać AZS Politechnikę. W hali pojawili się trzej byli już legioniści - Exner, Podobas i Sulima, ale każdy z nich jedynie obserwował z boku spotkanie. "Ja nawet nie mam tu ubezpieczenia, więc gdybym złapał kontuzję, nikt by się mną nie zajął" - mówił przed meczem Sulima.
Tymczasem Sebastian Okoła poszukiał sznurowadła. "Macie może zapasową sznurówkę? Bo moja pękła" - mówił i szukał dalej. Na szczęście znalazł. Początek spotkania to przewaga Legii. Po dwóch minutach na trybunach uformował się młyn, który głośno wspierał legionistów. Nasi koszykarze grali zazwyczaj z jednym juniorem na boisku. Ci prezentowali się naprawdę nieźle. Niestety od stanu 19-11 zaczęliśmy słabiej bronić i mniej skutecznie atakować. W efekcie akademicy trafili 12 punktów z rzędu. Warto dodać, że w barwach Politechniki grali dwaj byli legioniści (Jaremkiewicz i Ancukiewicz) oraz trzej byli poloniści - ci wiedli prym na parkiecie.
W drugiej kwarcie na boisku trwała zacięta walka. Ciężar gry brał na siebie Łukasz Zajączkowski, który świetnie prowadził naszą grę. Często rzutów za 3 próbował Świech, parę razy Okoła. Na uwagę zasługuje również wspaniała kontra w wykonaniu Bartka Piotrowskiego, którą zakończył efektownym wsadem. Chwilę później faulem zatrzymał rywala rzucającego za 3 punkty. Trzeba przyznać, że mimo młodego wieku i braku ogrania, nie miał respektu dla rywala.
Najlepsza w naszym wykonaniu była trzecia kwarta, w której wyszliśmy ponownie na prowadzenie i osiągnęliśmy przewagę kilku punktów. Fantastyczna publiczność w hali na Bemowie zaczęła jeszcze bardziej wierzyć, że ten mecz można wygrać. Dopingowaliśmy jeszcze głośniej, a Legia robiła wszystko, by utrzymać prowadzenie. Były momenty zwątpienia - to wtedy, gdy Politechnika seryjnie trafiała trójki i odrabiała straty. Po chwili jednak mogliśmy liczyć na dynamiczne akcje "Zająca" i punkty któregoś z naszych graczy. Podopieczni Dariusza Sońty sami nie mogli uwierzyć, że przegrywają z mocno osłabioną Legią. Końcówca zdecydowanie należała do nas! Najpierw "Zając" trafił za trzy punkty, czym wywołał olbrzymią radość na trybunach. Niestety, chwilę później po raz piąty faulował i musiał opuścić parkiet. W jego miejsce wszedł Szymon Złomańczuk. Wznawianie gry przez Legię kończyło się szybkimi faulami Jaremkiewicza na Okole, który stawał na linii rzutów wolnych. Fani czarowali, a Sebek świetnie trafiał od tablicy. W ten sposób zdobyliśmy ostatnie 4 punkty w meczu. Kto wie, jak potoczyłoby się to spotkanie, gdyby przed meczem nie znalazł... zapasowego sznurowadła? :)
Najważniejsze, że po celnych osobistych Okoły, akcje Politechniki były nieskuteczne i w ostatnich sekundach, przejmując piłkę, nawet nie inicjowaliśmy ataku. Wygrana była już nasza. Za występ przeciwko Politechnice trzeba podziękować wszystkim walczącym na boisku - byliście świetni. Słowa uznania należą się też kibicom, którzy pokazali, że są z klubem na dobre i na złe. W środę Legia jedzie do Łodzi na mecz z ŁKS-em (w jego barwach zagra Michał Exner). Czy nasza odmłodzona drużyna będzie w stanie sprawić olbrzymią niespodziankę? Nasi zawodnicy w sobotę pokazali, że nie ma rzeczy niemożliwych.
Autor: Bodziach