Pycha została ukarana
Takimi właśnie słowami Jacek Gembal zakończył dzisiejszą konferencję prasową. Eugeniusz Kijewski mówił w gazetach, że jego zespół awansuje do półfinału już po trzech meczach. Legia wczoraj i dziś przytarła nosa zbyt pewnym siebie sopocianom. Decydujące spotkanie zostanie rozegrane w środę w Sopocie.
Legioniści przystąpili do dzisiejszego w identycznym składzie jak wczoraj. Nadal na grę nie może liczyć kontuzjowany Łukasz Kwiatkowski. Ponownie zabrakło na ławce Wojtka Królika, a jego miejsce zajął Piotr Paprocki. Goście zagrali bez Ansleya i Joe McNaulla.
Pierwsze punkty w dzisiejszym spotkaniu zdobył Wojciech Żurawski. Chwilę później odpowiedział Jankowski. Goście wyszli na prowadzenie 2-4, jednak szybko wyrównał Majchrzak. Legia prowadziła jeszcze po rzucie Sinielnikowa 6-5. Po 3,5 minutach gry, goście wyszli na prowadzenie 6-8. Sopocianie zaczęli grać pewniej, niedopuszczając Legii do rzutów z czystych pozycji. Po trafieniu Wilsona Prokom prowadził już 11-17. W 7 minucie spotkania goście prowadzili już ośmioma punktami. To niestety nie był koniec słabszej dyspozycji "wojskowych"... Szybko kolejne punkty zdobywali goście i w ósmej minucie było już 11-25. Kosz Prokomu odczarował Żurawski. Było 13-27. Po wybronieniu ataku rywali, Legia miała 4 sekundy na akcję...i na rzut z ponad połowy boiska zdecydował się Marcus Williams. Piłka odbiła się od tablicy i zatrzepotała w siatce. Kibice ze zdziwienia przecierali oczy i gromkimi oklaskami nagrodzili czarnoskórego zawodnika. Po 10 minutach Legia przegrywała 16-27.
Trafienie Williamsa podbudowało jego kolegów i przystąpili oni do zmniejszania dystansu do rywali. Po trafieniu Wilsona i akcji 2+1 w wykonaniu Williamsa, Legia traciła już tylko 8 punktów (21-29). Skuteczne ataki Sinielnikowa również były skuteczne. Po jego dwóch akcjach z rzędu "wojskowi" przegrywali 27-33. Legia grała bardzo mądrze w obronie i nawet wysocy gracze z Sopotu sobie nie radzili pod naszym koszem. Legia dalej atakowała i zmniejszała przewagę Prokomu. Wilson bardzo często udzielał się w ataku i mogliśmy zobaczyć tego wymierne efekty. To po jego trafieniu było 31-33. Jedenastopunktowa przewaga sopocian po pierwszej kwarcie została odbobiona po rzucie Cielebąka. To jednak gospodarzy nie satysfakcjonowało. Szybko wyszli na prowadzenie i powiększali przewagę. Prokom natomiast nie zdobył już żadnych punktów w tej kwarcie! Bardzo ładną akcję ujrzeliśmy w 18 minucie spotkania, a wykończył ją efektownym wsadem Lee Wilson (41-35). Jacek Gembal wpuścił na boisko Piotra Paprockiego w miejsce Sinielnikowa. Młody koszykarz na parkiecie przebywał tylko minutę, ale zdążył zanotować asystę. Po jego pięknym podaniu Wilson po raz kolejnym zapakował piłkę do kosza. Był to koniec I połowy spotkania, po której Legia prowadziła 46-35.
Większość kibiców nie mogła w to uwierzyć. Trzeba przyznać, że fani bardzo się starali, aby doping prowadziła cała hala. Na Bemowie pojawili się także goście z Sopotu. Było ich około 25 i każdy(!) z nich miał ze sobą bęben i "pułapki na myszy" na rękach. Dzięki temu robili wrażenie głośnej ekipy, jednak wcale głośno nie śpiewali. W połowie II kwarty fanom Legii udało się namówić do dopingu całą halę i po okolicy niosło się "Legia Legia Warszawa".
Pierwsze punkty po przerwie zdobyli goście. Jednak Legia wcale nie zamierzała się poddać. Udane akcje Williamsa pozwalały utrzymać 11-to punktową przewagę (51-40). Po raz pierwszy za 3 punkty dla Legii trafił Wojtek Majchrzak. Akurat rzuty zza linii 6,25 m nie były dziś najlepszą bronią gospodarzy (2/13 w całym spotkaniu). Chwilę później właśnie z dystansu próbował trafić Williams. Nie udało mu się, ale wspaniałą dobitką popisał się Wilson. Na tablicy widniał wynik 56-43, najwyższe prowadzenie Legii. W 26 minucie spotkania Alexander trafił tylko jeden z dwóch wolnych. Minutę później trafił już z akcji i przewaga naszych koszykarzy stopniała do 9 punktów. Gościom udało się dojść nawet do wyniku 62-56. III kwartę zakończył 1 celny rzut wolny Williamsa. Po 30 minutach spotkania Legia prowadziła 63-56 i zwycięstwo było coraz bliżej.
Kibice ani na moment nie wątpili w zwycięstwo swoich ulubieńców i wspierali ich głośnym dopingiem. IV kwarta to popis nieskuteczności obu drużyn. Była ona jednak spowodowana bardzo uważną grą w obronie. Pierwsze punkty padły po minucie za sprawą Wilsona. Następnie goście trafili 2 razy z rzędu. Na tablicy widniał wynik 65-60. Utrzymywał się on przez parę minut, a żadna z drużyn nie potrafiła zdobyć punktów. Legia zazwyczaj decydowała się na rzut w ostatniej sekundzie. Dwa razy popełnili błąd 24 sekund. Szybciej z niemocy strzeleckiej wyszli "wojskowi". Po trafieniu Majchrzaka w 38 minucie było 67-60. Na 39 sekund do końca Legia prowadziła 67-63 (goście trafiali z wolnych). Prokom nie wykorzystał akcji, a blokiem popisał się Żurawski. Po szybkim kontrataku i rzucie Majchrzaka było 69-63. Do końca spotkania pozostało jeszcze 25 sekund, a brzydkim faulem na Majchrzaku "popisał się" Tomasz Jankowski. "Maja" z pomocą kolegów podniósł się i usiadł na ławce. Od kibiców otrzymał gromkie oklaski. Legia zatrzymała akcję gości faulem. Podobnie zrobili sopocianie na koniec meczu. Oba zespoły wykorzystały po 2 przysługujące im rzuty. W ten sposób wynik meczu został ustalony 15 sekund przed końcową syreną. W ostatniej akcji meczu, Wilsonowi nie udało się efektowne zagranie, jednak nikt już o tym nie pamięta. Legia wygrała 71-65, a rozradowani fani wbiegli na parkiet, aby razem z koszykarzami cieszyć się ze zwycięstwa. Koszykarze zatańczyli w kółeczku, a z głośników leciało znane "We are the champions...". Fanatycy skandowali "Mistrz, mistrz - Legia - mistrz". Cały czas mamy na to szansę...a byłoby bardzo miło świętować mistrzostwo zarówno w piłkę, jak i w kosza;)
Decydujące o awansie do półfinału play-off spotkanie, Legia rozegra w środę w Sopocie. Wiadomo, że faworytem jest Prokom, jednak Legia nie raz już nas zadziwiała w tym sezonie. Liczymy na równie ambitną postawę jak w dzisiejszym meczu.
Autor: Bodziach