Liga polska
20. kolejka
150 (90 fanów Legii)
Warszawa
10.03.2012
17:30
MKS Ochota
Legia Warszawa
MKS Ochota
62-64
Legia Warszawa
6. Muszyński 11 (2)
9. Dobrowolski 9
13. Grabowski 9 (1)
17. Kowalski 9
10. Kopczyński (k) 8 (2)
16. Cechniak 8
18. Hentka 8
5. Sokołowski 0
7. Wołyniec -
trener: Piotr Łukawski, as. Paweł Malinowski
10. Zajączkowski 13 (3)
14. Nawrot (k) 10
7. Podobas 9 (1)
5. Jaremkiewicz 8 (1)
11. Błaszczyk 8
18. Świderski 6
17. Rudko 4
4. Piesio 4
16. Nogajski 2
12. Chojecki 0
13. Kawczyński -
15. Staszewski -
trener: Robert Chabelski, as. Piotr Lewandowski
Sędzia główny Marcin Poławski, Paulina Gajdosz
Relacja

Napędzili stracha

Zaledwie dwoma punktami wygrali koszykarze Legii Warszawa z zespołem MKS Ochota. Po pierwszej kwarcie prowadzili gospodarze, druga zakończyła się remisem 34-34. W trzeciej części gry przewagę osiągnęli legioniści, ale ta została zniwelowana w czwartej kwarcie. Ostatecznie nasi zawodnicy zachowali komplet zwycięstw. Więcej informacji wkrótce.

Koszykarze Legii po raz drugi w tym sezonie znaleźli się w poważnych tarapatach. Co prawda mecz z MKS-em Ochota nie miał znaczenia na miejsce naszej drużyny na koniec sezonu zasadniczego, ale i tak Legia walczyła o zwycięstwo. Dla MKS-u był to mecz o być albo nie być - wygrana zapewniała im praktycznie awans do rozgrywek ogólnopolskich o II ligę, porażka przekreślała szanse. Gospodarze wyszli więc podwójnie zmotywowani.
Szkoda, że podobnego podejścia nie było widać wśród legionistów, którzy - szczególnie w pierwszej połowie - grali fatalnie.

Legia po wyjściu na prowadzenie 2-0, oddała pole rywalowi, który szybko wyszedł na prowadzenie 12-4. Legioniści raz za razem mylili się pod koszem przeciwnika. Za komentarz tej części gry niech świadczy fakt aż 16 strat w pierwszej połowie! Tyle strat nie powinno przydarzyć się Legii w całym meczu... Na dodatek skuteczność pod koszem przeciwnika była fatalna. W pierwszych dwóch kwartach nasi zawodnicy ani razu nie trafili za 3 punkty.

Dopiero w 17 minucie spotkania legioniści ponownie wyszli na prowadzenie. I pewnie udałoby się je dowieźć do końca pierwszej części gry, gdyby nie głupia strata Piesia na własnej połowie. Inna sprawa, że w tej sytuacji sędziowie powinni odgwizdać przewinienie MKS-u, ale sędziowanie pozostawiało wiele do życzenia. Żeby nie było - arbitrzy, a szczególnie pani z gwizdkiem, mylili się w dwie strony.

W drugiej połowie Legia grała trochę lepiej. Na tyle, że w pewnym momencie wydawało się, że rozwinie skrzydła i pokona rywala jak należy - różnicą przynajmniej 20 punktów. Zamiast tego była bardzo nerwowa końcówka. Wcześniej w końcu z dystansu zaczął trafiać Łukasz Zajączkowski. Nastąpiło to w bardzo ważnym momencie - kiedy koledzy z drużyny nie radzili sobie z dystansu, "Zając", który w poprzednich spotkaniach unikał rzutów z dalszej odległości, tym razem w końcówce trafił 3 z 4 rzutów za 3 pkt.!

Słabsza w pewnym momencie dyspozycja Legii sprawiła, że kilku punktowa przewaga stopniała i na 6 minut przed końcem spotkania na tablicy widniał wynik 52-55 na korzyść Legii. Po chwili goście doszli Legię na jeden punkt. W odpowiedzi Tomek Jaremkiewicz spudłował, podobnie zresztą jak w kolejnej akcji Ochota. W następnej akcji Podobas trafił na 54-57, ale po chwili MKS celną trójką Muszyńskiego doprowadził do stanu 57-57. Do końca meczu pozostało jeszcze 4:30.

Nie minęło wiele czasu i przy stanie 59-59 (najpierw dla Legii trafił Błaszczyk, potem dla gospodarzy Hentka), dwa rzuty wolne wykonywał Bartek Błaszczyk. Trafił tylko pierwszy z rzutów osobistych, natomiast goście wyprowadzili dobrą akcję za 3 punkty, zakończoną rzutem kapitana MKS-u, Kopczyńskiego. Gospodarze prowadzili w tym momencie 62-60. Do końca pozostało około półtorej minuty... Naprawdę robiło się niebezpiecznie. Tomek Jaremkiewicz wymusił faul rywali pod samym koszem, ale z linii rzutów osobistych trafił tylko raz. Przy drugim, co prawda piłkę zebrał Błaszczyk, ale z najbliższej odległości przestrzelił.

W rewanżu Ochota straciła piłkę pod koszem Legii, co sprawiło, że Legia miała jeszcze szanse rozstrzygnąć losy tego meczu na swoją stronę. W tym momencie bardzo ważny rzut za 3 punkty oddał Paweł Podobas. "Pepe" na Ochocie nie rozegrał najlepszych zawodów, ale ten celny rzut za trzy punkty de facto zapewnił punkty Legii. Możemy się więc cieszyć, że doszło do tego w decydującym momencie. Inna sprawa, że MKS miał szanse, by wygrać. Na przeprowadzenie ostatniej akcji gospodarze mieli dokładnie 22,1 sekundy. Oddali rzut, na szczęście piłka odbita od obręczy wypadła w pole, legionistom jakoś niemrawo wychodziło wyprowadzenie jej do przodu i w końcu Piotrek Nawrot musiał rzucać z połowy boiska. Na szczęście nie miało to już wpływu na końcowy wynik - Legia wygrała dwoma punktami.

Nerwowa końcówka z Ochotą - bez żadnego znieważania rywala - nie jest najlepszym świadectwem dla Legii. Bez dwóch zdań był to rywal, nawet grający na maksa, do spokojnego ogrania. Miejmy nadzieję, że legioniści wyciągną wnioski na przyszłość. Już za tydzień czeka nas mecz w Ostrowi Mazowieckiej, gdzie nerwowa końcówka może się powtórzyć. Warto, by przed decydującymi o awansie spotkaniami nasz zespół zagrał skoncentrowany od początku do końca.


Autor: Bodziach

Pomeczowe wypowiedzi

Robert Chabelski (trener Legii): "Czy początek meczu był aż tak szokujący? Uważam, że wszystko wyglądało tak jak wyglądać powinno, tzn. że na parkiet wychodzi zespół rywali, stawia nam czoła i próbuje wygrać spotkanie. Drużyna Ochoty pokazała, że do ostatnich sekund walczyła o zwycięstwo.
My z kolei chcielibyśmy jak najszybciej zapomnieć o pierwszej połowie, a zwłaszcza wymazać z pamięci pierwszą kwartę. O ile w obronie prezentowaliśmy się jeszcze w miarę przyzwoicie, bo zatrzymaliśmy rywali na sześćdziesięciu punktach, o tyle atak cechowała chaotyczność. Zanotowaliśmy mnóstwo niewymuszonych strat. Razem z Piotrkiem je podliczaliśmy i wyszło nam, że do końca pierwszej części rywalizacji było ich aż szesnaście. Przeliczając je na hipotetyczny współczynnik punktowy, okazuje się, że powinniśmy byli mieć zdobytych co najmniej dziesięć oczek więcej.
Podejmowaliśmy złe decyzje i niepotrzebnie dopasowywaliśmy swoją grę do poziomu, jaki prezentowali zawodnicy z Ochoty. Gdy oni przeprowadzali akcje szybciej, to my staraliśmy się być jeszcze szybsi. W przerwie starałem się dawać praktyczne wskazówki taktyczne swoim koszykarzom, by ci zrobili z nich użytek na boisku. Przyniosło to jednak fragmentaryczny efekt, bo gdy zaczynaliśmy grać lepiej, wypracowując stopniowo przewagę nad rywalami, nagle coś zaczynało szwankować i przewaga zaczynała topnieć – zaczęliśmy wracać do 'obowiązującego' w tym meczu systemu, czyli królem jest ten, kto ma przy sobie piłkę. To postępowanie doprowadziło do nerwowej końcówki, która zakończyła się dla nas jednak happy-endem – udało nam się wygrać. Nie powiem, że w przekroju całej konfrontacji byliśmy zdecydowanie lepsi, ale powinniśmy byli zwyciężyć to spotkanie znacznie spokojniej.
Przyznam szczerze, iż szkoda, że takich meczów jak ten mamy w lidze tak mało. Inaczej się bowiem gra, gdy oponenci stawiają opór, a inaczej, gdy w łatwy sposób wygrywa się pięćdziesięcioma czy sześćdziesięcioma punktami. Mam nadzieję, że wyciągniemy wnioski z tego spotkania. W przyszłym tygodniu [rozmawialiśmy w sobotni wieczór – przyp. LL!] czekają nas dwie rywalizacje – z Mazowszem Grójec i Sokołem Ostrów Mazowiecka i z pewnością może być jedynie zdecydowanie lepiej. Gorzej już być nie może.
Ten mecz stanowi dla nas ostrzeżenie przed półfinałami, że musimy położyć większy nacisk na dyscyplinę taktyczną w zespole. W najbliższym czasie, już po zakończeniu ligowych rozgrywek, mamy zaplanowanych kilka gier kontrolnych."

Piotr Nawrot: "Nie zawsze gra się tak, jak by się tego chciało. W meczu przeciwko Ochocie w naszych szeregach zawiodło praktycznie wszystko. Dobrze, że udało nam się 'szarpnąć' obronie przeciwników kilka punktów. Nie było o nie jednak łatwo, zwłaszcza jeśli weźmie się pod uwagę przeprowadzane przez nas kontry. W ataku graliśmy bardzo wąsko, niedokładnie i przede wszystkim nie w tempo.
W pewnym momencie rywale stanęli strefą, z której szczęśliwie dla nas się wycofali po tym, jak wrzuciliśmy im kilka trójek. Te akcje 'trójkowe' niestety także nie były ani składne ani płynne.
W naszej grze brakuje konsekwencji, a do tego kuleje obrona zespołowa – nie ma pomocy, przesunięcia czy rotacji. Dobrze, że taki mecz przytrafił nam się teraz, a nie w momencie, gdy będziemy występować w półfinałach.
Wiemy, o co gramy i na tym staramy się skupiać. W końcówce spotkania przeciwko koszykarzom z Ochoty kilku zawodnikom puściły nerwy.
Popełniliśmy trochę błędów w obronie, głównie głupie, niepotrzebne faule, i co chwilę notowaliśmy straty, w wyniku czego rywale zdołali do nas 'doskoczyć'. Sam również rozegrałem bardzo słabe zawody. Zanotowałem bardzo dużo strat. Cóż... Musimy jak najszybciej wyciągnąć odpowiednie wnioski z tej konfrontacji, omówić na treningu popełnione błędy i skoncentrować się na tym, by taki mecz się nie powtórzył, a przynajmniej nie podczas turnieju półfinałowego. Ewentualne potknięcie na tym etapie rozgrywek z pewnością nie wróżyłoby nam bowiem sukcesu. Nie wierzę w to jednak. W trakcie sezonu każdemu zespołowi mogą przytrafić się dwa słabsze spotkania.
Z całą stanowczością należy pochwalić naszych przeciwników, którzy pokazali się z naprawdę bardzo dobrej strony. Dla nich był to mecz o wszystko. Grali o awans z drugiego miejsca do dalszego etapu rozgrywek, jednak porażka z nami chyba definitywnie przekreśliła ich szanse. Drużyna MKS to młody, 'wybiegany', agresywny zespół z kilkoma wysokimi zawodnikami, spośród których jeden przypomina naszego 'Sagana'. Nie bali się agresywnej, mocnej, męskiej koszykówki i trochę nas 'krzywdzili'.
Gdybyśmy zaprezentowali się tak jak zwykle, wówczas na pewno ta rywalizacja wyglądałaby zgoła inaczej i zwyciężylibyśmy dwudziestoma punktami. Tak się jednak nie stało.
Kibiców jak zawsze oceniam rewelacyjnie. Można by o nich napisać niejedną książkę. Cieszy to, że potrafią stworzyć wesołą, kulturalną atmosferę, w której dobrze się bawią. Jednocześnie należy docenić to, że wiedzą, co się dzieje na boisku, tzn. że dopingują na bieżąco."


Wydaje się, że mecz przeciwko Ochocie można podsumować zdaniem: szokujący początek z mrożącym krew w żyłach happy-endem...
Łukasz Zajączkowski: To prawda, ale nie powinno było do tego dojść – ani na początku ani w końcówce spotkania. Zabrakło nam właściwej koncentracji i zdaje się, że poprzednie, łatwo wygrywane rywalizacje uśpiły naszą czujność.
Zarówno broniliśmy, jak i atakowaliśmy 'falami'. Zanotowaliśmy dużą liczbę strat – po pierwszej części meczu było ich aż szesnaście. To w dużej mierze ustawiło wynik pod względem psychicznym, bo przeciwnicy zaczęli wierzyć, iż mogą coś zdziałać, zwłaszcza że dla nich było to spotkanie ostatniej szansy, by móc awansować do dalszej części rozgrywek. Na szczęście wygraliśmy.

Nie obawialiście się na minutę przed końcem, że może dojść do niespodzianki?
- Nie. Byłem pewien i wierzyłem w to, że uda nam się odpowiednio skoncentrować pod koniec meczu i że zwyciężymy. Zawodnik w zasadzie nie jest w stanie przygotować się do takich końcówek jak ta przeciwko Ochocie. To po prostu chwila, którą trzeba właściwie wykorzystać. Należy wierzyć zarówno w siebie, jak i w kolegów. Udało się – wygraliśmy.

Przez zdecydowaną większość meczu przebywałeś na boisku. Udało Ci się trafić trzy 'trójki'. Wracasz do formy?
- Jeszcze ją buduję. Jestem na etapie, by właściwie przygotować się do końcowomarcowych pojedynków. W poprzednich spotkaniach nie zdobywałem zbyt wielu punktów. Starałem się rozgrywać. Obecnie dostosowuję się do tego, co dzieje się na parkiecie. Gdy trzeba rzucić, rzucam. Na szczęście jeszcze pamiętam, jak się trafia do kosza. [śmiech]

Przed wami jeszcze dwa mecze – z Mazowszem i Sokołem. Zamierzacie je odpuścić czy powalczycie do końca?
- Nikomu nie odpuszczamy. Nasz cel stanowi zwycięstwo w każdym meczu. Każde z rozgrywanych przez nas spotkań jest o tyle dobre, że przygotowuje nas do walki z trudniejszymi przeciwnikami, w których wygrana może być na styku, w których nie będzie można odpuszczać psychicznie. O kondycję się nie martwię, bo prezentujemy stały, niezmienny poziom.
W ten sposób psychicznie przygotujemy się na to, że w półfinałach mogą na nas czekać rywale, którzy postawią remisowe warunki konfrontacji. Wówczas trzeba będzie walczyć przez cały mecz, wliczając w to końcówkę. Nie możemy się przyzwyczajać do tego, że permanentnie wygrywamy różnicą 30-60 punktów, bo to skończy się po wyjściu z fazy grupowej.

A staracie się analizować poczynania potencjalnych rywali, na których możecie trafić?
- Tak. Patrzymy jak grają, opierając się w dużej mierze na wynikach, jakie osiągają. Niestety, trzecia liga nie posiada żadnych zapisów wideo [wyjątek stanowi Legia Warszawa – humoryst. przyp. LL!], więc dokładnie nie wiemy, jak dany zespół prezentuje się na boisku. Staramy się po prostu przygotowywać do trudnych rywalizacji. Wiemy, że musimy po prostu konsekwentnie realizować to, czego nauczyliśmy się przez ostatnie pół roku i to musi zadziałać.

Z innej beczki. Jak podsumujesz doping kibiców, którzy zgromadzili się w hali przy Geodetów?
- Jak zawsze świetnie. Co więcej, ta hala jest o tyle specyficzna, że dawało się słyszeć 'tubalny' pogłos, przez co mieliśmy wrażenie, że znajduje się w niej więcej kibiców niż miało to miejsce w rzeczywistości. Doping fanów buduje nas do walki. Dzięki niemu wiemy, że gramy o coś dla kogoś, czyli dla Was – naszego szóstego zawodnika.


Autor: Hugollek

Dodatki
Zapowiedź

Dla gospodarzy to mecz o wszystko

Najbliższe spotkanie Legia zagra w najbliższą sobotę o godzinie 17:30 z MKS-em Ochota, w hali przy ulicy Geodetów 1. Wstęp wolny, serdecznie zapraszamy. MKS Ochota cały czas zachowuje teoretyczne szanse na awans do II ligi. Aby tego dokonać, podopieczni Piotra Łukawskiego musieliby wygrać w sobotę z Legią. Nie będzie to zadanie proste, bowiem legioniści są w formie, a w pierwszym meczu rozbili MKS różnicą 53 punktów. Ochota miała bardzo dobry początek sezonu, kiedy wygrała m.in. mecz z bezpośrednim rywalem do awansu, Sokołem Ostrów Maz., w dodatku na jego terenie: 76-64.

Zanim doszło do rewanżu, MKS przegrał na wyjazdach z Legią (101-48), Mon-Polem Płock (79-67) i Jagiellonką (91-90). W rewanżu z Sokołem, MKS doznał pierwszej w sezonie porażki we własnej hali (a czwartej w ogóle): 58-66. MKS ma lepszy bilans bezpośrednich meczów z Sokołem (+4), więc w przypadku równej liczby punktów, na koniec sezonu Ochota wyprzedzi ekipę z Ostrowi. Na razie jednak Sokół ma na swoim koncie tylko 3 porażki, podczas gdy Ochota - 4. W przypadku porażki MKS-u z Legią, zespół ten straci szanse na awans do turniejów półfinałowych. No chyba, że Sokół przegrałby oba ostatnie mecze - z AZS-em UW (w) i Legią (d). Wygrana natomiast sprawi, że Sokół mógłby awansować do półfinałów - zakładając wygrane Ochoty z Legionem (w) i Mon-Polem (d) - tylko w przypadku wygranej w ostatniej kolejce z Legią. W ostatniej kolejce MKS Ochota wygrał wyjazdowy mecz z AZS-em UW 80-75.

To jednak tylko teoria. W sobotę koszykarze Legii z pewnością zrobią wszystko, by jak najlepiej pokazać się w meczu przy Geodetów. Plan na trzy ostatnie kolejki to oczywiście trzy wygrane i awans do półfinałów z kompletem zwycięstw.


Autor: Bodziach

© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.