Należało się
Koszykarze Legii wygrali kolejne spotkanie we własnej hali. Tym razem nie dali szans beniaminkowi, Startowi Lublin. W zespole gości zagrał nowy zawodnik, Amerykanin Earl Brown. Z pewnością nie zaliczy tego meczu do udanych.
Legioniści rozpoczęli od szybkich i skutecznych ataków. Piękne akcje prowadzone przez Sinielnikowa kończyły się punktami jego kolegów. On sam zaprezentował wspaniałą akcję przez całe boisko, mijając kilku przeciwników wbiegł pod kosz i zdobył punkty dla Legii. Bardzo szybko Legia wyszła na prowadzenie 14-2. Po chwili "wojskowi" zdobyli kolejne dwa punkty. Po sześciu minutach na tablicy widniał wynik 21-7. Legioniści "zacięli" się na chwilę i goście zmniejszyli straty do 23-16. W ósmej minucie przewaga Legii stopniała do 4 oczek. Bardzo ładną akcją popisał się Wojciech Żurawski - najpierw trafił z gry, a że był do tego faulowany, skutecznie egzekwował rzut osobisty. Po "trójce" Roba Hodgsona, Legia prowadziła ponownie dziesięcioma punktami. W zespole gości zagrał były Legionista, Piotr Miś. On właśnie zdobył ostatnie punkty dla gości w I kwarcie. Wynik pierwszej kwarty ustalił Żurawski, trafiając 2 rzuty wolne, na 30 sekund do końca pierwszej części gry.
Po wznowieniu gry Start zdobył 5 punktów z rzędu. Po chwili trafił Przewrocki i było 33-26. Goście po czterech minutach wyrównali. Na tablicy widniał wynik 33-33. Akcja Hodgsona (2+1), który rozegrał naprawdę niezły mecz, wyprowadziła ponownie Legię na prowadzenie. Skutecznie rzuty wolne wykonał Łukasz Kwiatkowski, a chwilę później trafił Marcin Stokłosa. Na minutę przed przerwą, Legia prowadziła 45-37. Koszykarze Startu dwa razy z rzędu popełnili błąd 24 sekund, Legioniści obie swoje akcje zakończyli niecelnymi rzutami i do przerwy wynik już się nie zmienił: 45-37.
Początek trzeciej kwarty był jeszcze lepszy niż początek meczu. Legioniści zdobyli aż 14 punktów z rzędu, wychodząc na prowadzenie 59-37. W tym momencie było już jasne, że spotkanie to zakończy się po myśli gospodarzy.
Nasi koszykarze grali konsekwentnie i nie pozwalali gościom na zmniejszenie dystansu. Po 30 minutach wynik brzmiał 70-49.
Czwartą kwartę punktami zaczął Andrzej Sinielnikow. Następnie trafił Tomasz Cielebąk. Na boisko wprowadzony został Kamil Sulima, który został ciepło przyjęty przez warszawską publiczność.
W czwartej kwarcie trwał nieustanny doping dla Legii. Fani mieli także balony oraz wywiesili jedną flagę. Na pięć minut do końca meczu, Legioniści dwukrotnie trafili zza linii 6,25m - najpierw Sinielnikow, a chwilę później drugi rozgrywający - Marcin Stokłosa. Pod koniec meczu swoje pierwsze i jedyne punkty w całym spotkaniu zdobył Olszewski. Legia prowadziła 85-59. Wynik ustalił celnym rzutem na trzy punkty - Kamil Sulima. Legia wygrała 90-70 i nadal jest niepokonana we własnej hali. Oby jak najdłużej. Kolejne spotkanie przed własną publicznością to mecz 9 listopada z Anwilem Włocławek (g.17).
Bardzo dobrze zaprezentował się w dzisiejszym meczu Rob Hodgson. Był skuteczny, zaliczył 6 zbiórek i dwie asysty. Poza tym wprowadził sporo spokoju w szeregach Legii. Miejmy nadzieje, że zostanie z nami co najmniej do końca sezonu.
Autor: Bodziach