Ambicja + walka = sensacja!
Koszykarze Legii sprawili nie lada sensację, pokonując koszykarskiego mistrza Polski, Śląsk Wrocław 95-86! Legioniści zagrali bardzo ambitnie od początku meczu i to się opłaciło.
Przed spotkaniem niewiele osób stawiało na Legię, nawet mimo zwycięstwa sprzed tygodnia nad Pruszkowem. Legioniści przystąpili do meczu w pełnym składzie, już z Tomaszem Przewrockim. Na parkiecie ani minuty nie zagrał tylko Bartłomiej Błaszczyk.
Pierwsze punkty w meczu zdobył Andrzej Sinielnikow, który wybiegł dziś w pierwszej piątce. Zresztą 6 pierwszych punktów "wojskowi" zdobyli po rzutach osobistych. Po Sinielnikowie celnie trafiali także Żurawski i Wojciech Majchrzak. Tak więc po dwóch minutach było 6-0 dla Legii. Pierwsze punkty dla Śląska zdobył Maciej Zieliński. Legioniści jednak dalej "grali swoje". Sinielnikow wbiegł pod kosz, trafił i był przy tym faulowany. Dodatkowy rzut nie znalazł jednak drogi do kosza... Jeszcze po "trójce" Majchrzaka (kolejny wspaniały mecz), było 11-4. W czwartej minucie wrocławianie wyrównali, po zdobyciu kolejnych siedmiu punktów. Trafienia z wolnych "Maji" i Marcina Stokłosy (1/2) oraz skuteczna dobitka Kwiatkowskiego i ponowanie gospodarze prowadzili: 15-11. Do końca pierwszej kwarty wrocławianie nie zagrozili jakoś zdecydowanie Legii i nasi koszykarze po pierwszych 10 minutach prowadzili 29-22. Ostatnie 6 punktów dla Legii zdobył Hodgson (dwie akcje 2+1).
W drugiej kwarcie na boisku pojawił się Tomasz Przewrocki. Legioniści początkowo zdobywali punkty tylko po rzutach osobistych. W 15 minucie prowadzili już tylko jednym oczkiem: 35-34. W tym momencie na parkiet, za Przewrockiego wszedł Kamil Sulima. Legioniści trzymali dystans prawie do końca drugiej części gry. Dopiero na półtorej minuty przed przerwą, na pierwsze w meczu prowadzenie wyszli goście. Wszystko to za sprawą Macieja Zielińskiego. Jednak po trafieniu Tomasza Cielebąka, ponownie prowadziła Legia, 44-43. Następnie Jacek Gembal zarządził zmianę, w miejsce Żurawskiego na parkiet wszedł Hodgson. Śląsk przeważał, ale na szczęście nie zdobył zbyt dużej przewagi. Wojciech Żurawski wydawało się ustalił już wynik II kwarty na 48-49...jednak Śląsk zdążył zdobyć jeszcze punkty (Zieliński) i na przerwę Legia schodziła z trzema punktami "w plecy".
Na pewno nie martwiło to warszawskich kibiców, którzy byli pod wrażeniem ambitnej walki swoich ulubieńców. Fani Legii tego dnia nie ograniczyli się tylko do głośnego dopingu. Na początku meczu w górę poszły balony w barwach (balony były też w drugiej połowie), które po paru minutach z hukiem były przebijane przez kibiców. W drugiej połowie fani zaprezentowali natomiast 100 zimnych ogni. Do Warszawy wybrali się także kibice Śląska, w liczbie 20. Wywiesili flagę (barwówka) i w ciszy przesiedzieli cały mecz.
Druga połowa rozpoczęła się dosyć nietypowo...bowiem rzuty wolne, jeszcze przed rzutem sędziowskim wykonywał Dominik Tomczyk. Oba trafił i było 48-53. Kibice zastanawiali się natomiast...co się dzieje. Nie zdeprymowało to "wojskowych". Szybka akcja Sinielnikowa, zakończona punktami zmniejszyła straty. Na najwyższe tego dnia, 7-mio punktowe prowadzenie, Śląsk wyszedł po "trójce" Zielińskiego (52-59). Później warszawscy koszykarze zmniejszali już straty. W 25 minucie spotkania było już tylko 58-59. Dogonić wrocławian udało się dopiero pod koniec kwarty. Ambitna postawa całego zespołu musiała przynieść efekt. Na pewno głośne "Jesteśmy z Wami" z trybun także dodawało wiary naszym, niedocenianym, koszykarzom. Na 1,47 minuty do końca trzeciej kwarty, Wojciech Majchrzak celnie trafił zza linii 6,25m i na tablicy pojawił się wynik 70-68. Śląsk odpowiedział akcją za dwa punkty. Marcin Stokłosa wykonując rzuty osobiste (oba celne), pozostawił gościom tylko 4 sekundy na akcję. To im wystarczyło i równo z syreną, Śląsk wyrównał na 72-72. Zapowiadało się nerwowe, ostatnie 10 minut meczu...
Pierwsze punkty w IV kwarcie zdobył Łukasz Kwiatkowski (efektowny wsad). Po dwóch minutach wyrównał Zieliński. Ponownie Śląsk wyszedł na prowadzenie...ale każdy wierzył, że nasi koszykarze jeszcze nie spasowali. I mieli rację. Po rzucie za 3 punkty Cielebąka, Legia przegrywała już tylko jednym punktem. Później Śląsk odskoczył na 4 oczka. Dwa celne rzuty Marcina Stokłosy (oba za 3!) wyprowadziły ponowanie Legię na prowadzenie. W 36 minucie spotkania było 83-81. Podczas akcji gości sędziowie podjęli dosyć kontrowersyjną decyzję...uważali, że rzutający za 3, Maciej Zieliński był faulowany. Na szczęście reprezentant Polski trafił tylko jeden z trzech przysługujących mu rzutów. W odpowiedzi Tomasz Cielebąk wykorzystał również 1 rzut wolny, ale na 2 możliwe. Kolejne punkty dołożył Żurawski. Przy stanie 86-82, na 2 minuty do końca meczu, za 5 faul boisko musiał opuścić Marcin Stokłosa. Fani podziękowali mu głośnym "Dziękujemy!". Po chwili z tego samego powodu parkiet musiał opuścić Wojciech Żurawski. W jego miejsce wszedł Łukasz Kwiatkowski. Śląsk zdobył 2 punkty po rzutach osobitych. Na 1,42 minuty przed końcową syreną Legia nadal prowadziła (trzema punktami). Przy stanie 88-86 wspaniałym przechwytem popisał się Cielebąk, a za trzy punkty trafił Łukasz Kwiatkowski. Wszyscy w hali na stojąco obserwowali wydarzenia na boisku. Na 39 sekund do końca arbitrzy zarządzili rzut sędziowski. Wyżej od Cielebąka wyskoczył Aleksander Kul, ale jego kolega z zespołu popełnił błąd kroków. Śląsk szybko przerwał akcję Legii faulem. Było to jednak piąte przewinienie Zielińskiego i musiał on opuścić plan gry, a żegnały go słowa...których nie będziemy podawać. Na linii rzutów wolnych stanął Andrzej Sinielnikow. Po pierwszym celnym, w hali dało się słyszeć "Na kolana", w kierunku fanów i zawodników Śląska. Najszybciej zareagował na to...Tomasz Cielebąk, który prosił fanów by poczekali do końca meczu i nie zapeszali:-) Natomiast rozgrywający Legii, wykonujący osobiste, namawiał do głośnego dopingu. Drugi rzut również trafił i Legia prowadziła 93-86. Zwycięstwa nikt nie mógł nam już wydrzeć, bowiem do końca spotkania pozostało tylko 21 sekund. Wrocławianie źle wyprowadzili atak i ponownie musieli szybko faulować. Tym razem Kwiatkowskiego. Center Legii trafił oba rzuty osobiste, ustalając wynik meczu na 95-86! Sensacja stała się faktem! Niedoceniani koszykarze Legii pokonali mistrza Polski! Nic dziwnego, że na trybunach kibice skandowali "Mistrz mistrz - Legia mistrz". Wspólne dziękowanie sobie na linii koszykarze-kibice trochę się przeciągnęło ale trudno się dziwić. Nasi zawodnicy pokazali dziś co to znaczy mieć serce do gry! Dziękujemy im za to.
A już za tydzień formę Legii sprawdzi Prokom Trefl Sopot. Spotkanie odbędzie się trochę nietypowo, bo w piątek. Początek meczu o godzinie 18. Wszystkich kibiców serdecznie zapraszamy, na ostatni w tym roku kalendarzowym mecz Legii. Jacek Gembal na konferencji prasowej podkreślał, że faworytem tego pojedynku będzie Prokom...ale zarówno dziś, jak i przed tygodniem...Legia nie była faworytem.
Autor: Bodziach