Dwa piwa i kamera
Legia przegrała w meczu z Unią Tarnów i cały czas traci do przedostatniego w tabeli Startu 2 punkty. Dzisiaj była szansa na zmniejszenie dystansu do miejsca gwarantującego utrzymanie...
Drużyna Unii Tarnów do hali na Bemowie przybyła 18 minut po godzinie 17 (o której miał się rozpocząć mecz). Tak więc, zgodnie z przepisami Legia powinna otrzymać punkty walkowerem. Jacek Gembal nie zamierzał zdobywać punktów bez walki, jednak goście nie wykazali się kulturą. Powinni bowiem zapytać, czy Legia zechce zagrać (lub ewentualnie po meczu podziękować Legii za to, że przystąpiła do meczu). Tego zabrakło i o to, oraz o niepowiadomienie o spóźnieniu, miał później pretensje szkoleniowiec Legii.
Spotkanie rozpoczęło się o 17:26 i prowadzenie objęli legioniści. Kamil Sulima rzutem za trzy punkty otworzył wynik spotkania. Goście w odpowiedzi wykorzystali jeden rzut wolny. Kolejny trzypunktowy rzut gospodarzy i na tablicy pojawił się wynik 6-1. Niestety w Legii nie wystąpił Andrzej Sinielnikow. Kapitan Legii usiadł na ławce, ale wczoraj skręcił nogę i jego występ był wykluczony. Nie zagrał też Grzegorz Malewski. Za rozgrywanie wziął się Dominik Czubek, który nieco zmienił fryzurę - ostrzygł się na łyso. Pierwsze 10 minut było raczej wyrównane, jednak to goście w ostatniej minucie tej kwarty wyszli na prowadzenie. Jeszcze po "trójce" Karola Dębskiego, Legia prowadziła 16-13, ale już minutę później było 16-19.
4 punkty Wojtka Leśniaka przy tylko jednym gości, spowodowały, że po raz czwarty na tablicy pojawił się wynik remisowy (20-20). Po serii "trójek" w wykonaniu Czubka i Sulimy, Legia wyszła nawet na czteropunktowe prowadzenie. Na przerwę gospodarze schodzili prowadząc 40-35. Wynik do przerwy ustalił Tomasz Lipiński po akcji 2+1.
Druga połowa rozpoczęła się od...samobójczego trafienia tarnowian. Początek tej części gry był obiecujący i "wojskowi" prowadzili już nawet 46-40 (najwyżej w całym spotkaniu). Niestety dalsza część III kwarty należała do "jaskółek". Po 30 minutach goście prowadzili 51-48.
Walczący legioniści nie zamierzali się przedwcześnie poddawać. Na początku ostatniej odsłony punkty dla nas zdobywali: Kuraś, Czubek i Sulima. To właśnie po trafieniu Kamila, Legia ponownie wyszła na prowadzenie, 57-56. Była to 32 minuta spotkania, a jak się okazało...ostatnie prowadzenie gospodarzy. W ciągu 60 sekund Unia odskoczyła na 7 punktów, zdobywając 8 "oczek" z rzędu! Niestety do końca spotkania nie dotrwali dziś Czubek i Leśniak, którzy za popełnienie 5 fauli, musieli przedwcześnie opuścić parkiet. Na 3 minuty przed końcem oba zespoły dzieliła różnica tylko dwóch punktów. Niestety ostatecznie goście wygrali 71-80. Rzut Kamila Sulimy równo z syreną nie znalazł drogi do kosza...ale o niczym już nie decydował...
Dzisiejsze spotkanie obserwowała grupka najwierniejszych kibiców. Wywiesili oni flagę i przez większość spotkania głośnym dopingiem (na miarę możliwości) zagrzewali legionistów do walki. Fani mieli kilkadziesiąt balonów, które posłużyły do przeszkadzania zawodnikom Unii. Gdy ci przygotowywali się do rzutu, balony z głośnym hukiem były dziurawione przez kibiców :-)
Na pomeczowej konferencji Jacek Gembal podkreślał, że goście najzwyczajniej w świecie zlekceważyli Legię spóźniając się na spotkanie. W odpowiedzi II trener gości tłumaczył, że jego zespół utknął w korku, z powodu robót ulicznych. Następnie zaczął się kłócić, że wraz z drużyną był gotowy do gry...o 17:15. Gdy dziennikarze zgodnie zaprzeczyli jego słowom, Krzysztof Kocoł krótko stwierdził: "i tak mi tego nie udowodnicie". Nie to chciał osiągnąć Jacek Gembal, który najzwyczajniej w świecie oczekiwał szacunku ze strony gości. Trener gości dowiedziawszy się, że spotkanie (jak i godzina jego rozpoczęcia) jest nagrane na kamerze, zaskoczył wszystkich propozycją "nie do odrzucenia": "to proszę wysłać kamerę do Tarnowa". Szkoleniowiec gości był bardzo zmieszany na konferencji i nie potrafił odpowiedzieć na większość pytań sensownie. W pewnym momencie zdenerwowany zwrócił uwagę jednemu z dziennikarzy: "Ale jak pan siedzi?! Noga na nogę? Przecież to nie pub...chyba, że pójdziemy zaraz po dwa piwa". Po piwa nikt nie poszedł, a konferencja została zakończona słowami Jacka Gembala: "Ja już nie mam nic więcej do powiedzenia". Na podsumowanie spotkania najlepiej pasują błagalne słowa II trenera Unii: "prosze mi nie mowić, że się kompromituję."
Autor: Bodziach