Bez fajerwerków
Legia Warszawa nie bez problemów pokonała w niedzielę Zagłębie Sosnowiec. Pierwszego gola dla mistrzów Polski zdobył Artur Jędrzejczyk, który wpisał się na listę strzelców w swoim drugim meczu z rzędu. W drugiej połowie przyjezdni doprowadzili do remisu, ale ostatecznie trzy punkty Legii zagwarantował Carlitos. Podczas spotkania usłyszeć można było wiele głosów negatywnych skierowanych do obecnego zarządu. Pojawił się m.in. transparent: "Mioduski, jedyny list jaki powinieneś napisać, to list pożegnalny".
Od początku meczu widać było, że Legia wyraźnie przeważa w posiadaniu piłki, ale nie powodowało to żadnego zagrożenia pod bramką Dawida Kudły. Dopiero w 12. minucie po raz pierwszy było blisko objęcia prowadzenia przez gospodarzy. Z rzutu wolnego przymierzył Carlitos, ale Hiszpan był minimalnie niedokładny. Niebawem najlepszy strzelec ekstraklasy poprzedniego sezonu ponownie pokazał się z dobrej strony. Tym razem spróbował strzału z dystansu i futbolówka odbiła się tylko od poprzeczki. Legioniści mieli przewagę, a sosnowiczanie starali się grać głównie z kontry. W 22. minucie znów zagroził Carlitos, ale Kudła był niezwykle pewny na linii i nie dał się zaskoczyć. Trybuny skwitowały jego próbę okrzykiem "było strzelać w Luksemburgu!".
Pięć minut przed końcem mocny strzał z dystansu Michała Kucharczyka, który z problemami sparował Kudła. Mistrzowie Polski zyskali rzut rożny, który udało im się zamienić na gola. Po wrzutce z rzutu rożnego najwyżej w polu karnym wyskoczył Artur Jędrzejczyk, który głową pokonał bramkarza Zagłębia. Do końca pierwszej połowy nie oglądaliśmy już żadnej ciekawej akcji. Dużo ciekawiej było na trybunach, gdzie pojawiły się m.in. transparenty: "Mioduski, jedyny list jaki powinieneś napisać, to list pożegnalny", "Miś Kazek na prezesa" oraz "K€pcija i Zahor$ki won!".
Przed rozpoczęciem drugiej połowy Zagłębie zrobiło dwie zmiany w składzie. Ligowy beniaminkiem wiedział, że może w Warszawie powalczyć o punkty, ponieważ po raz kolejny w tym sezonie legioniści nie prezentowali się na boisku najlepiej (to oczywiście mało powiedziane). W 55. minucie sosnowiczanie doprowadzili do remisu. Konrad Wrzesiński przedarł się w pole karne gospodarzy i kompletnie nieatakowany przez nikogo huknął lewą nogą w kierunku bliższego słupka. Arkadiusz Malarz po chwili zmuszony był do wyciągnięcia piłki z siatki. Trafienie przyjezdnych wywołało sporą radość na stadionie, większą nawet od tej po golu strzelonym przez Jędrzejczyka.
W 77. minucie legioniści wyszli na prowadzenie. Domagoj Antolić świetnym podaniem uruchomił Carlitosa, a ten w sytuacji sam na sam na raty pokonał Kudłę. Jego pierwszy strzał trafił co prawda w słupek, ale nie miał już żadnych problemów z dobitką do pustej bramki. Na ławce rezerwowych "Wojskowych" zapanowała euforia. Szczególnie eksplozywną radością popisał się Ricardo Sa Pinto, który tego dnia walczył o pierwszą wygraną jako szkoleniowiec warszawskiego zespołu.