Quo vadis Legio?
Legia Warszawa po raz kolejny rozczarowała, przegrywając drugi mecz z rzędu. Tym razem lepszy od mistrzów Polski okazał się Lech Poznań, który wygrał na swoim stadionie 2-0. Gracze Ricardo Sa Pinto zaprezentowali się bardzo słabo. Wyglądali na boisku chyba nawet gorzej niż przed tygodniem z Cracovią. Strata do liderującej Lechii znowu nie została odrobiona. Chyba pora zapytać, czy leci z nami pilot?
Od początku spotkania na trybunach mieliśmy gorącą atmosferę. Zapoczątkowało ją racowisko w wykonaniu kibiców Legii. Niestety, nie przełożyło się to na sytuacje dla piłkarzy gości. Już w 8. minucie pierwszą groźną akcję stworzyli sobie gospodarze, która od razu zakończyła się golem. W zamieszaniu w polu karnym niefortunnie interweniował Marko Vesović, który skierował piłkę do własnej siatki po strzale Nikoli Vujadinovicia. Przez kolejne minuty obraz gry nie ulegał zmianie. Gracze Adama Nawałki grali lepiej, dokładniej i pewniej. Jedyna próba zagrożenia ze strony mistrzów Polski miała miejsce po dośrodkowaniach z bocznych stref boiska.
Trzeba jednak przyznać, że po wyjściu na prowadzenie lechici spuścili z tonu. Nie atakowali już tak dużą liczbą graczy, a raczej wyczekiwali na przeprowadzenie zabójczej kontry. Obrona Legii momentami grała bardzo wysoko, co mogło dać im nadzieje na szybkie jej sforsowanie. Do przerwy nic się jednak nie wydarzyło i piłkarze zeszli do szatni przy skromnym prowadzeniu gospodarzy.
Na drugą połowę Ricardo Sa Pinto postawił na tych samych zawodników. Była to dosyć ryzykowna decyzja, ponieważ zdecydowana większość graczy zawiodła w pierwszych 45 minutach. Niedługo po zmianie stron prowadzenie mógł podwyższyć Kamil Jóźwiak. Pomocnik przebiegł z piłą kilkadziesiąt metrów, ale z jego próba bardzo dobrze poradził sobie bramkarz Legii. W 62. minucie wreszcie do wysiłku został zmuszony Jasmin Burić, który pewnie złapał futbolówkę uderzoną głową przez Cafu.
Niebawem szansę miał Darko Jevtić, ale miał wyraźnie rozregulowany celownik i Majecki mógł spokojnie obserwować lot piłki. A z kolei Legia niezmiennie fatalnie wyglądała w ofensywie. Wyjątkowo słabo prezentował się Sebastian Szymański. Środkowy pomocnik nie dawał swojej drużynie zupełnie nic. W 79. minucie Nagy sfalował we własnym polu karnym Jóźwiaka i arbiter zdecydował się bez wahania wskazać na jedenasty metr. Do wykonania rzutu karnego podszedł Christian Gytkjaer i pewnym strzałem podwyższył prowadzenie Lecha. Usilne "ataki" Legii z końcówki starcia na niewiele się zdały. Legioniści wrócili z Poznania na tarczy.