Seria trwa
Legia wygrała piąty mecz z rzędu na własnym stadionie i awansowała na pierwsze miejsce w ligowej tabeli. W sobotę zawodnicy Aleksandara Vukovicia pokonali u siebie Wisłę Płock 3-1, a na listę strzelców wpisali się Jose Kante oraz dwukrotnie Jarosław Niezgoda. Legioniści byli zdecydowanie lepsi od piłkarzy Radosława Sobolewskiego i zasłużenie dopisali na swoje konto trzy punkty.
W mecz bardzo dobrze weszła Legia, która od razu ruszyła do zdecydowanych ataków. Bramkarz Wisły po raz pierwszy wykazać się musiał już w 5. minucie, kiedy Jose Kante mocno strzelił zza pola karnego, ale golkiper Wisły z dużym trudem zdołał odbić piłkę poza linię końcową. "Wojskowi" cały czas nacierali i długimi fragmentami zamykali wiślaków na ich połowie. Gospodarze często atakowali skrzydłami, skąd starali się dośrodkować do dobrze grających głową Jarosława Niezgody lub Jose Kante. W 22. minucie ten pierwszy wpisał się wreszcie na listę strzelców. Najlepszy strzelec Legii wykończył koronkową akcję całego zespołu i mocnym strzałem po ziemi nie dał żadnych szans Thomasowi Dahne. Dosłownie za kilka chwil mogliśmy cieszyć się z drugiego trafienia. Niezgoda dostał świetnie podanie od Domagoja Antolicia, ale wpadając w pole karne został dogoniony przez defensorów. Na szczęście w porę wypatrzył Kante, do którego podał, a ten doskonale wiedział, co zrobić z toczącą się futbolówką. Mocnym uderzeniem po raz drugi wpakował ją do siatki.
Wisła nie miała nic do powiedzenia, ale jak to czasami bywa ich pierwsza groźna akcja skończyła się dla nich... golem. W 32. minucie Domagoj Antolić przypadkowo nadepnął we własnej szesnastce Merebaszwilego i arbiter po skorzystaniu z VAR-u wskazał na jedenasty metr. Do piłki podszedł Dominik Furman i pewnie pokonał Radosława Majeckiego. Legia nie załamała się jednak i jeszcze przed przerwą dwie okazje miał Luquinhas. Brazylijczyk najpierw huknął z półwoleja wysoko nad poprzeczką, a za moment w zamieszaniu w polu karnym w ostatnim momencie jego próba została zablokowana.
Niedługo po zmianie stron znów szansa Luquinhasa. Pomocnik musnął głową skierowaną do niego piłkę, a ta wylądowała wprost w rękach bramkarza. Za moment bliźniaczą akcją odpowiedzieli przyjezdni. Wrzutka z lewej strony i strzał jeden z gości wprost w dobrze ustawionego Majeckiego. Po godzinie gry Thomasa Dahne postraszył Michał Karbownik. Młody zawodnik Legii przymierzył zza pola karnego, a odbitka od jednego z rywali piłka minimalnie przeleciała ponad poprzeczką.
W 64. minucie znów błysnął Kante. Napastnik wyprzedził Alana Urygę szczupakiem oddał uderzenie na bramkę Wisły i tym razem fantastycznie na linii zachował się Dahne. Potem nieco szczęścia zabrakło Niezgodzie, który trafił w słupek w doskonałej sytuacji. Dosłownie za kilka minut dopiął już jednak swego i po raz drugi wpisał się na listę strzelców. Z lewej strony celnie dośrodkował Antolić, a najlepszy strzelec stołecznej drużyny pięknie złożył się do główki i nieco ekwilibrystycznym strzałem pokonał bramkarza Wisły. 9 minut przed końcem regulaminowego czasu gry wiślacy byli bliscy strzelenia kontaktowego gola. Z rzutu wolnego zacentrował Dominik Furman, a bardzo bliski szczęścia był główkujący minimalnie niedokładnie Piotr Tomasik.
W samej końcówce z dystansu huknął Paweł Wszołek, ale na szczęście gości piłka nie zmierzała w światło bramki. Niebawem jeszcze raz pokazał się Luquinhas, który celował w okolice okienka, lecz zabrakło mu precyzji.