Śląsk rozbili po golach Gwilii
Po dwóch bramkach Waleriana Gwilii Legia pokonała na własnym stadionie Śląsk Wrocław. Wobec sobotniej porażki Piasta Gliwice, stołeczny zespół do dziesięciu punktów powiększył przewagę nad aktualnym wiceliderem tabeli. Ponadto "Wojskowi" udanie zrehabilitowali się za ostatnią przegraną w Zabrzu.
Legia po raz pierwszy zagroziła przeciwnikowi w 7. minucie gry. Jose Kante doszedł do prostopadłego podania ze środka pola, ale z jego strzałem z ostrego kąta poradził sobie bramkarz Śląska. Niedługo potem gospodarze po raz kolejny mogli wyjść na prowadzenie. Kante tym razem dokładnie zgrał piłkę do Luquinhasa, którego próba przeleciała ponad poprzeczką. Gracze Aleksandara Vukovicia z biegiem czasu zdobywali coraz większą przewagę. Kwadrans po pierwszym gwizdku zmarnowali dotychczas najlepszą okazję do wyjścia na prowadzenie. Walerian Gwilia dostał dobre podanie z prawej strony, lecz wydawał się być nieco zaskoczony tym zagraniem i ostatecznie oddał lekkie uderzenie w kierunku Matusa Putnockiego. W 23. minucie Legia ruszyła z szybką kontrą, która powinna zakończyć się golem. Domagoj Antolić zwiódł prostym zwodem jednego z rywali, przełożył sobie piłkę na prawą nogę, ale fatalnie chybił będąc w niemal stuprocentowej sytuacji.
Potem gospodarze zostali zmuszeni do przeprowadzenia pierwszej zmiany. Z boiska zszedł kontuzjowany Kante, którego zmienił Tomas Pekhart. Wydawało się, że strata najlepszego strzelca będzie dla Legii bolesna, jednak niedługo później otworzyła wynik. Wszystko zaczęło się od dośrodkowania Pawła Wszołka, które zostało niefortunnie wybite przez Israela Puerto. Obrońca Śląska zagrał bowiem wprost do Gwilii, a ten z najbliższej odległości zmusił Putnockiego do kapitulacji. Potem tempo gry spadło. Brakowało ofensywnych akcji po jednej i drugiej stronie boiska. Kilka minut przed przerwą drugi z piłkarzy Legii doznał kontuzji i musiał opuścić boisko. Tym razem urazu nabawił się Marko Vesović.
W 54. minucie Legia podwyższyła prowadzenie. Pomimo tego, że przewaga gospodarzy nie była aż tak przygniatająca, to byli oni tego wieczoru wreszcie skuteczni. Sama akcja bramkowa była podobna do tej z pierwszej połowy. Piłkę dośrodkował Wszołek, przytomnie do Gwilii zgrał ją Pekhart, a Gruzin mocnym wolejem po raz drugi pokonał Putnockiego. Drugie trafienie pozwoliło Legii nieco cofnąć się na swoją połowę, co wobec słabej grze gości w ataku sprawiło, że mecz stał się mało atrakcyjny. Kwadrans przed końcem sędzia ukarał drugą żółtą kartką Diego Żivulicia, więc w konsekwencji Śląsk musiał kończyć spotkanie w dziesiątkę.
Minuty mijały, a Śląsk miał kłopoty z oddaniem choćby jednego celnego uderzenia. Legia spokojnie kontrolowała mecz i ani przez moment jej zwycięstwo nie wydawało się być zagrożone.