Nie dowieźli...
Aż sześć goli zobaczyliśmy w niedzielę w Kielcach w meczu Korony z Legią. Niestety, po raz drugi z rzędu "Wojskowym" nie udało się w lidze wygrać z drużyną balansującą na granicy strefy spadkowej. Korona wydarła jeden punkt, strzelając gola w doliczonym czasie gry.
Mecz mógł znakomicie rozpocząć się dla Legii. Już w 5. minucie gry o krok od strzelenia gola był Patryk Kun, jednak z kilku metrów trafił tylko w poprzeczkę. Gracze Kosty Runjaicia od samego początku skupili się głównie na ataku. Widać było, że mocno zależy im na szybkim wyjściu na prowadzenie. To, co nie udało się Kunowi, udało się chwilę potem Blazowi Kramerowi. Słoweniec dostał dobre prostopadłe podanie od Bartosza Kapustki, wpadł w pole karne, gdzie mocnym płaskim strzałem pokonał Konrada Forenca. Szybko strzelony gol nieco uśpił nam spotkanie. Gospodarze wprawdzie starali się grać odważnie w ofensywie, jednak tak naprawdę nic z tego nie wynikało. Z kolei "Wojskowi" też wydawali się być usatysfakcjonowani rezultatem i czekali głównie na przeprowadzenie groźnej kontry.
W 30. minucie było już jednak 2-0 dla Legii! Kluczowe role odegrali Marc Gual i Kramer. Ten pierwszy wypuścił kolegę z drużyny świetnym prostopadłym podaniem, a Słoweniec sprytnym uderzeniem posłał piłkę obok bramkarza Korony. Wydawało się, że tego dnia niewiele może przeszkodzić legionistom w zdobyciu trzech punktów. Korona na murawie niemal nie istniała, a grający tym razem między słupkami Dominik Hładun nie miał zbyt wiele pracy. Jakby na zaprzeczenie tych słów nadszedł doliczony czas gry pierwszej połowy. Wówczas prosty błąd w wyprowadzeniu piłki popełnił Artur Jędrzejczyk, który stracił ją na rzecz jednego z przeciwników. Po chwili na odważny strzał z dystansu zdecydował się Martin Remacle, czym kompletnie zaskoczył bramkarza Legii. Wydawało się, że futbolówka leci wprost w Hładuna, jednak ten zaliczył wpadkę, przepuszczając ją pomiędzy rękawicami. Sędzia analizował jeszcze czy w tej sytuacji nie było faulu Jędrzejczyka, ale nie doszukano się tam żadnego przewinienia.
fot. Woytek / Legionisci.com
Zaraz po przerwie następna szansa dla Korony. Wprowadzony w przerwie Mariusz Fornalczyk przedarł się w pole karne Legii i na szczęście zabrakło mu sił, aby oddać mocny strzał. Ostatecznie piłka wylądowała w rękach dobrze ustawionego Hładuna. Za moment ponownie było bardzo groźnie... Tym razem po serii rykoszetów do doskonałej okazji doszedł Piotr Malarczyk i w ostatnim momencie został szczęśliwie zablokowany przez Kramera. Gracze Kosty Runjaicia zaczęli drugą połowę wyjątkowo niemrawo. W 51. minucie walkę o górną piłkę z Yurim Ribeiro wygrał Jewgienij Szykawka. Białorusinowi zabrakło jednak precyzji, aby głową skierować ją do siatki. To było jednak kolejne ostrzeżenie wysłane w kierunku defensywy gości. W 55. minucie kolejne niepewne zachowanie tego wieczoru Hładuna. Bramkarz "Wojskowych" zaliczył pusty przelot przy wyjściu do dośrodkowania z czego omal nie skorzystał Dominick Zator.
Pierwszy kwadrans drugiej połowy upłynął pod dyktando kielczan. Legioniści nie mogli poradzić sobie z ofensywnie przysposobionymi przeciwnikami. Mimo wszystko w 60. minucie to Legia ukąsiła po raz trzeci. Wszystkie niewykorzystane szanse Korony zemściły się na niej za sprawą Marca Guala. Hiszpan popisał się świetnym uderzeniem lewą nogą zza pola karnego, czym kompletnie zaskoczył Forenca. Widać jednak było, że gracze Kamila Kuzery szybko się nie poddadzą. Zaledwie dziewięć minut potem Korona znowu zbliżyła się do swoich rywali. Hładuna z bliskiej odległości pokonał Szykawka, wykorzystując dokładne zagranie ze skrzydła od Danny'ego Trejo. W tej sytuacji zdecydowanie nie popisał się Steve Kapuadi, który wszedł na boisko w przerwie, a tym razem fatalnie pokrył Białorusina.
Już w 72. minucie Legia ponownie trafiła do siatki, lecz arbiter dopatrzył się pozycji spalonej o Macieja Rosołka. Ostatnie kilkanaście minut to więc zdecydowane ataki Korony. "Wojskowi" musieli grać uważnie w obronie, aby na ostatniej prostej nie dać sobie wydrzeć trzech punktów. Kiedy wydawało się, że trzy punkty pojadą tego wieczoru do Warszawy, nadszedł doliczony czas gry. Kolejny zryw Korony dał jej upragniony remis. Do siatki Legii z bliskiej odległości piłkę wpakował Adrian Dalmau.