Co wy robicie?!
Legia Warszawa skompromitowała się w niedzielnym meczu, przegrywając na własnym stadionie z Radomiakiem Radom aż 0-3. Była to doskonała okazja, aby podgonić czołówkę w tabeli, która straciła w tej kolejce punkty, ale koncertowo zmarnowana przez "Wojskowych". Fatalnej postawy Legii na boisku nie może tłumaczyć nawet fakt, że od siódmej minuty grali w osłabieniu po czerwonej kartce Bartosza Kapustki.
Od początku meczu Legia mocno ruszyła do ataku. W 4. minucie zza pola karnego mocno strzelił Josue, ale Filip Majchrowicz dobrze interweniował. Za chwilę miała miejsce kontrowersyjna, ale kluczowa sytuacja. Bartosz Kapustka starł się w środku pola z Christosem Donisem, a arbiter po wideoweryfikacji VAR zdecydował się pokazać legioniście czerwoną kartkę. Powtórki pokazały jednak, że to zdarzenie nie było jednoznaczne. Goście poczuli się na murawie nieco pewniej i w niedługim czasie kilkukrotnie oddali mocne, lecz niecelne uderzenia zza szesnastki. Szczególnie aktywny na skrzydle był Lisandro Semedo, który wygrywał pojedynki biegowe z Patrykiem Kunem.
Potem tempo gry nieco spadło. W 34. minucie nie po raz pierwszy tego wieczoru z dobrej strony pokazał się Marc Gual. Hiszpan zakręcił obrońcami, ale jego strzał trafił tylko w boczną siatkę. Za moment odpowiedzieli przyjezdni. Z dystansu techniczne strzelił Lisandro Semedo. Dominik Hładun był czujny i dobrze sparował piłkę do boku. W jednej z ostatnich akcji pierwszej połowy przebudzili się "Wojskowi". Paweł Wszołek pobiegł skrzydłem, wpadł w szesnastkę, jednak niepotrzebnie szukał dryblingu i finalnie dał się ograć defensorowi z Radomia.
fot. Mishka / Legionisci.com
Na drugą połowę Legia wyszła bez zmian w składzie. Pierwsze dziesięć minut nie przyniosło jednak zmiany obrazu gry, dlatego po tym czasie trener Goncalo Feio zdecydował się na prowadzenie Jurgena Celhaki kosztem Steve'a Kapuadiego. W 57. minucie dobre uderzenie głową Guala. Hiszpan wygrał walkę o pozycję po dośrodkowaniu z lewej strony, ale niestety nieznacznie chybił. Czas uciekał, a na boisku nie działo się zbyt wiele ciekawego. Legia powinna wprawdzie atakować ze zdecydowanie większą pasją, jednak wychodziło jej to wyjątkowo nieporadnie. W 67. minucie na Łazienkowskiej zapanowała konsternacja. Wówczas niespodziewanie to Radomiak wyszedł na prowadzenie po bardzo ładnej akcji wyróżniającego się tego wieczoru Semedo. Reprezentant Republiki Zielonego Przylądka przedarł się środkiem pola, a po chwili płaskim strzałem pokonał Hładuna.
Strata gola nieco obudziła "Wojskowych". Ich ataki dalej były jednak niemrawe. Gospodarze musieli jednak zagrać bardziej ofensywnie, a na przeprowadzenie zabójczej kontry liczyli gracze Macieja Kędziorka. Niestety, swój plan zrealizowanie wprost perfekcyjnie. W 73. minucie Vagner Dias sfinalizował szybką akcję prawą stroną z najbliższej odległości pokonując bramkarza stołecznego klubu. W tym momencie stało się jasne, że Legia po raz kolejny zaprzepaściła okazję na poprawienie swojej pozycji w tabeli. Niebawem kolejny cios zadany przez Radomiaka... Luka Vusković zszedł do środka pola, mocno kopnął piłkę, czym zaskoczył golkipera Legii. Do końca spotkania obydwie drużyny nie pokazały już nic ciekawego. Jedynym wartym odnotowania jest wprowadzenie w końcówce trójki młodych: Jana Ziółkowskiego, Wojciecha Urbańskiego oraz Filipa Rejczyka.
Po końcowym gwizdku piłkarzy Legii żegnały gwizdy i niewybredne okrzyki, a jeszcze w trakcie spotkania spora część kibiców opuściła trybuny... Szanse na puchary pozostają, ostatni pociąg z marzeniami o mistrzostwie właśnie odjechał.