Lekcja pokory przyszła szybko
Niedzielny wieczór przy Łazienkowskiej był piękny pod względem obchodów rocznicy wybuchu Powstania Warszawskiego, lecz piłkarsko zawiódł. Legia Warszawa przegrała z Piastem Gliwice 1-2, a zmorą warszawiaków były dalekie wrzuty z autu, po których stracili obie bramki. Autorem jedynego trafienia dla "Wojskowych" był Blaz Kramer. Legioniści więc, już w 3. kolejce, stracili pierwsze punkty w walce o mistrzostwo.
Dzisiejszy mecz miał specjalną oprawę. Spotkanie, w związku z 80. rocznicą wybuchu Powstania Warszawskiego i w ramach podziękowania poległym podczas walki o wolną Polskę oraz obecnym na stadionie powstańcom, poprzedzone zostało minutą ciszy. Wcześniej odśpiewany został również "Mazurek Dąbrowskiego", powstańcza pieśń "Warszawskie Dzieci", a z trybun niosło się głośne "Cześć i Chwała Bohaterom". Natomiast na "Żylecie" zaprezentowana została efektowna oprawa przedstawiająca małego powstańca z podpisem - "Dziś idę walczyć, Mamo...", a w tle słychać było imitację strzałów.
Trener Goncalo Feio zdecydował się posłać do boju od pierwszych minut dokładnie taką samą "jedenastkę", jak przed tygodniem w Kielcach. Początek należał jednak do gości i już w 4. minucie zrobiło się gorąco pod polem karnym legionistów. Błąd Radovana Pankova wykorzystał Grzegorz Tomasiewicz, który zagrał prostopadle na "szesnastkę", ale strzał Damiana Kądziora ofiarnie zablokował Steve Kapuadi. Po chwili jedna z centr gliwiczan niebezpiecznie zmierzała w światło bramki, na szczęście, ostatecznie minęła jej obramowanie. "Wojskowi" do głosu doszli po niecałym kwadransie gry. Po dośrodkowaniu z rzutu rożnego Rubena Vinagre najwyżej w polu karnym wyskoczył Kapuadi, jednak strzał Francuza powędrował w "Żyletę". Cztery minuty później to Piast cieszył się z prowadzenia. Daleki wrzut z autu, choć wydawało się nie groźny, głową zgrał Jakub Czerwiński, piłka leciała wprost pod nogi Pawła Wszołka, jednak wahadłowy zawahał się z jej wybiciem, dał się wyprzedzić Michałowi Chrapkowi, a pomocnik pewnym strzałem między defensorami strzelił Legii bramkę jako pierwszy w tym sezonie.
Od razu po stracie cała "jedenastka" podbiegła do ławki rezerwowych, by zebrać uwagi od trenera Feio. Te podziałać mogły dość szybko. W 24. minucie świetnym zagraniem za linie obrony z prawej flanki popisał się Marc Gual, wystawioną idealnie piłkę wślizgiem uderzył Blaz Kramer, Słoweniec trafił prosto w interweniującego Frantiska Placha, futbolówka odbiła się jeszcze od poprzeczki, ale arbiter oznajmił, że nie przeszła całym obwodem linii bramkowej. Napastnik próbował jeszcze dobijać głową, lecz przytomny w interwencji był Ariel Mosór. Poirytowani całą sytuacją legioniści, którzy nie radzili sobie z szybkim rozgrywaniem piłki przez gości, zdecydowanie zaostrzyli grę. W 34. minucie ostrzejsze podejście do rywala przyniosło korzyść Gualowi. Hiszpan odebrał piłkę na połowie Piasta, pomknął w kierunku pola karnego, jednak ze spuszczoną głową, udało mu się wywalczyć tylko rzut rożny i nie zagrozić bramce strzeżonej przez Placha. Przez ostatnie 10 minut gra w większości toczyła się pod dyktando Piasta, choć w samej końcówce legioniści przycisnęli. W 44. minucie po wybiciu dośrodkowania z kornera, strzałem z woleja zaskoczył Wszołek, golkiper myślący że piłka nie zmierza w światło bramki interweniował z opóźnieniem, ale skutecznie. "Wojskowym" udało się wywalczyć jeszcze jeden stały fragment gry, do piłki podszedł Bartosz Kapustka, zacentrował płasko na bliższy słupek i po celnym uderzeniu głową Kramera, który wcześniej fenomenalnie wywalczył sobie miejsce, na przerwę Legia schodziła z cennym wyrównaniem.
Po przerwie początkowo było nieco chaotycznie. "Piastunki" miały nieudaną próbę wymuszenia rzutu karnego, a legioniści próbowali im zagrozić dośrodkowując z boku boiska. W 55. minucie na murawie pojawił się debiutujący w barwach Legii Migouel Alfarela, który, tak jak zapowiadał trener Feio, próbowany był na pozycji nr. 8. Pięć minut później na dobrą pozycję po górnym podaniu za linie obrony doszedł Michael Ameyaw, ale pod presją Pankova i z dużego kąta, trafił tylko w boczną siatkę. Piast był aktywniejszy, a na niecałe pół godziny przed końcem rywalizacji, wzmocnić jego poczynania miał powracający na Łazienkowską w barwach innego klubu Maciej Rosołek. W 65. minucie znów zrobiło się gorąco w "szesnastce" Legii pod kątem możliwego rzutu karnego, gliwiczanie ostro protestowali manifestując zagranie ręką, ale sędzia Łukasz Kuźma nie dopatrzył się przewinienia w zagraniu Kapuadiego.
Z upływem czasu na boisku coraz więcej działo się w środku pola, a nie pod bramkami obu drużyn. Było dużo walki, ale także niedokładności, przez co brakowało konkretów. Dopiero w 81. minucie rozpaczliwego strzału z dystansu spróbował Ameyaw, jednak świetnie, wślizgiem, powstrzymał go Jan Ziółkowski. W 85. minucie legioniści znów zaspali po wrzucie z autu, który głową zgrał Rosołek, walkę o piłkę z Pankovem wygrał Czerwiński, wystawił ją idealnie do niepilnowanego Tihomira Kostadinova, który bez skrupułów wykorzystał tę sytuację. Chwilę później legioniści mieli szansę na szybką odpowiedź. Tuż przed polem karnym faulowany był Tomas Pekhart, do stojącej piłki podszedł Pankov, uderzył ile sił, ale prosto w mur. W 90. minucie sam Czech mógł zagrozić bramce gości, jednak zdecydowanie spóźnił się do zagrania Guala i nie zdołał dojść do piłki. Mimo doliczonych ośmiu minut, podopieczni trenera Aleksandara Vukovicia byli skoncentrowani do końca i to oni wracają do Gliwic z tarczą, a sam serbski szkoleniowiec w końcu może cieszyć się ze znalezienia patentu na Legię, którą zdołał pokonać po raz pierwszy. Dla "Wojskowych" natomiast nie jest to dobry prognostyk przed dwumeczem z Brøndby IF.