Awans wywalczony w ogromnych męczarniach
Legia Warszawa w rewanżowym spotkaniu 3. rundy eliminacji Ligi Konferencji zremisowała z Brøndby IF 1-1, tym samym wywalczając awans do następnego etapu tych rozgrywek! Przyszedł on jednak w ogromnych męczarniach, ponieważ legioniści grali bardzo słabo i popełniali masę błędów, a Duńczycy do końca walczyli o odrobienie strat. Najważniejsze jest jednak to, że stołeczna drużyna utrzymała przewagę z pierwszego meczu i melduje się w fazie play-off.
Dzień przed spotkaniem trener Goncalo Feio chciał zawrzeć umowę ze szkoleniowcem Brøndby IF, by poinformować się nawzajem o składach, jakie zamierzają puścić do boju. Jesper Sørensen nie przystał na tę propozycję i spodziewał się wielu roszad w ekipie "Wojskowych". Tych jednak aż tak dużo się nie pojawiło, portugalski trener Legii zdecydował się tylko na dwie zmiany względem pierwszego spotkania w Danii. Podobną decyzję podjął trener Brøndby, który także dokonał dwóch zmian personalnych.
Spotkanie od początku było otwarte z obu stron. Drużyny wymieniały się atakami pozycyjnymi i starały się szybko otworzyć wynik. W 6. minucie Duńczycy po raz pierwszy zagrozili bramce Legii, a dokładnie Yuito Suzuki, który uderzył bardzo mocno z prawej strony, ale fenomenalną interwencją popisał się Kacper Tobiasz. Po tej szansie goście przejęli inicjatywę i zmusili legionistów do głębokiego wycofania się w szyki obronne. W 12. minucie niebezpieczną stratę w kolejnym meczu z rzędu zaliczył Claude Goncalves, prostopadłe podanie na pole karne otrzymał Mathias Kvistgaarden, na szczęście przytomnie i w czas z bramki wyszedł Tobiasz i przejął piłkę tuż przed napastnikiem. Chwilę później Suzuki znów próbował zaskoczyć młodego golkipera z dystansu, ten odbił piłkę przed siebie, ale na tym zagrożenie się skończyło. Minęło parę minut i znów w posiadaniu piłki był Japończyk, wbiegając w pole karne upadł przy kontakcie z Sergio Barcią, lecz gwizdek arbitra milczał zarówno w tamtym momencie, jak i po krótkiej interwencji VAR.
Po krótkim okresie spokoju znów do głosu doszło Brøndby IF. Kolejną fatalną stratę zaliczył Goncalves, piłka powędrowała na prawą stronę pola karnego do Suzuki, napastnik przełożył futbolówkę na lewą stopę, ta przeszła między nogami Barcii, ale odbiła się jeszcze od nich, po czym przeleciała minimalnie obok słupka. Duńczycy non stop naciskali, legioniści ratowali się tylko wślizgami, które niejednokrotnie kończyły się przewinieniami. Po jednym z nich Luquinhasa tuż przy własnym polu karnym, z rzutu wolnego uderzył na bramkę Daniel Wass, lecz nadal nie udało się Brøndby przełamać skutecznego dziś Tobiasza. W 31. minucie ogromne zamieszanie w "szesnastce" legionistów mógł wykorzystać Kvistgaarden, ale niepilnowany napastnik okropnie przestrzelił. Dwie minuty później Duńczyk znów znalazł się w polu karnym, uderzył ile sił, lecz po raz kolejny górą z tej sytuacji wyszedł Tobiasz, którego nazwisko było skandowane z trybun.
Po chwili sędzia wstrzymał grę i podbiegł do monitora, by obejrzeć jakąś sytuację. Wydawało się, że chodzi o faul Pawła Wszołka, jednak jak się okazało, w tej samej akcji w polu karnym ręką zagrał Barcia i nie było innej możliwości, jak podyktowanie rzutu karnego, którego pewnym strzałem w środek bramki wykorzystał Wass. Po bramce to nadal duńska drużyna była stroną dominującą, wydawało się, że "Wojskowi" zaliczą kolejną fatalną pierwszą połowę w tym sezonie, jednak uśmiechnęło się do nich szczęście. W doliczonym czasie gry faulowany z prawej strony boiska był Wszołek, centrę ze stojącej piłki na pole karne posłał Ruben Vinagre, na bliższym słupku znalazł się i wywalczył pozycję Radovan Pankov, który skutecznym uderzeniem tyłem głowy przełamał dłonie golkipera i zapewnił Legii odrobienie strat jeszcze przed przerwą.
Na drugą część drużyny wyszły bez żadnych roszad w składach, lecz spodziewaliśmy się zdecydowanej poprawy w poczynaniach legionistów. Z początku rzeczywiście tak to wyglądało, jednak z czasem było niestety coraz gorzej. Gracze stołecznej drużyny grali nieco bardziej intensywnie, próbowali naciskać rywala, ale nadal popełniali drużą liczbę błędów i nie potrafili długo utrzymać się przy piłce. W 54. minucie serce kibiców Legii po raz kolejny zadrżało. Suzuki padł w polu karnym po kontakcie z Goncalvesem i choć arbiter na początku machnął na to ręką, to po konsultacji z wozem VAR zdecydował się samodzielnie obejrzeć tę sytuację. Trwało to dość długo, napięcie rosło, jednak sędzia wrócił na murawę i jasno zakomunikował, że o faulu nie było mowy.
Niecałe dziesięć minut później legionistom udało się w końcu wyjść ze skuteczną kontrą. Barcia uruchomił Marca Guala, Hiszpan odegrał prostopadle z pierwszej piłki do Luquinhasa, Brazylijczyk zdecydował się uderzyć z dystansu, ale został zablokowany. Ta sytuacja jakby nieco ożywiła legionistów. Nie minęła chwila, a znów pokusili się o groźny kontratak, który jednak zakończył się kolejną blokadą strzału, tym razem Guala. W 67. minucie z dużego dystansu Tobiasza próbował zaskoczyć Wass, piłka leciała kąśliwie, z dużą mocą, ale nieznacznie nad poprzeczką. Po dwóch minutach znów indywidualnie wyszedł Luquinhas, ograł z łatwością Seana Klaibera, upadł w polu karnym, lecz sędzia odgwizdał... zagranie ręką pomocnika Legii.
W ostatnim kwadransie Duńczycy jakby nieco opadli z sił, nie przyspieszali już tak bardzo ataków i również zaczęli popełniać błędy. Legioniści jednak nadal nie potrafili tego wykorzystać, utrzymać się dłużej przy piłce, tracąc ją w głupi sposób. W 79. minucie po faulu Bartosza Kapustki, szansę na uderzenie z rzutu wolnego oddalonego około 25. metrów od bramki Legii miał Josip Radosević, jednak pomocnik Brøndby uderzył prosto w szczelny mur warszawiaków. Pięć minut później indywidualnie w pole karne wbiegł Noah Nartey, młody pomocnik uderzył ile sił, lecz fenomenalnie wyciągnął się Tobiasz, który był w tym meczu praktycznie bezbłędny. W 86. minucie przed "szesnastką" pozostawiony bez krycia został Filip Bundgaard, napastnik uderzył mocno w środek bramki i prosto w ręce golkipera Legii. W doliczonym czasie gry świetnym odbiorem na połowie rywala popisał się Ryoya Morishita, Japończyk jednak chciał zakończyć tę akcję indywidualnie i został powstrzymany wślizgiem przez jednego z defensorów.
Gościom już do końca nie udało się stworzyć niczego klarownego, większość piłek kierowanych na pole karne padało łupem przedłużającego grę Tobiasza, z czego niezwykle uradowani byli wszyscy zgromadzeni na trybunach przy Łazienkowskiej. Legioniści, mimo męczarni, postawili ogromny krok w kierunku fazy ligowej Ligi Konferencji i teraz czekają na rywala, z którym zmierzą się w ostatniej rundzie eliminacji.