Radość Lecha na Łazienkowskiej
Porażka w finale Pucharu Polski na pewno nie należy do najprzyjemniejszych. Na wstępie należy pogratulować drużynie z Poznania twardej walki i w rezultacie wywalczenia krajowego Pucharu. Nie jest to oczywiście tragedia, biorąc pod uwagę fakt, że owe trofeum nic by nam nie dało (poza prestiżem). W dzisiejszym meczu na Łazienkowskiej w zespole Legii zabrakło jedynie Marka Jóźwiaka. Pozostali gracze „wojskowych” byli w pełni sił. Z kolei w drużynie Lecha nie było praktycznie żadnych ubytków. W ostatniej chwili odwieszony został Piotr Świerczewski, tak więc „Kolejorz” mógł przystąpić do meczu rewanżowego w podstawowym zestawieniu. Jak zawsze, spotkania Legii z Lechem to mecze podwyższonego ryzyka. Nie inaczej było i tym razem. Ci, którzy liczyli na poprawę stosunków między kibicami tych dwóch najbardziej się nienawidzących grup, pomylili się. O mały włos nie doszło dzisiaj do zamieszek! Chuligani z Poznania (nakręcani przez bezsensownie energicznie reagującego trenera gości) pokazali swoją prawdziwą twarz, rzucali racami w sektory zajmowane przez prawdziwych kibiców Legii. Na szczęście fani obu drużyn w miarę szybko się opanowali. Sam mecz był niezwykle interesujący, choć bezpośrednich zagrożeń zarówno jednej, jak i drugiej bramki, było niewiele. Wprawdzie przewagę miała Legia, ale niedokładne podania i niepotrzebna nerwowość zrobiły swoje. Marek Saganowski potykał się o piłkę, Vuković (wygwizdany przed meczem...) więcej razy wykopywał piłkę w trybuny niż podawał do partnerów, zaś Tomasz Sokołowski II po raz kolejny udowodnił, że Legia to chyba jednak dla niego za wysokie progi... Już w 1. minucie Legia wywalczyła rzut rożny. Zapowiadało to ciekawą rywalizację i tak w rzeczywistości było. W 4. minucie Saganowski przewrócił się o piłkę przed polem karnym, marnując wyśmienitą okazję. W 13. minucie wywiązała się niesamowita walka w środku pola. Około czterech graczy Legii oraz czterech z Poznania toczyło między sobą bój o piłkę w promieniu...1 metra! Wyglądało to dość niecodziennie, ale wzbudziło ogromny aplauz publiczności. W 17. minucie z ostrego kąta uderzał „Włodar”, ale ta próba się nie powiodła. Skończyło się tylko na rzucie rożnym. Około 20 minuty piłkę głową przedłużył Włodarczyk do „Sagana”, jednak ten nie potrafił odpowiednio złożyć się do strzału. W 30. minucie Piotrek Włodarczyk (rozgrywający dobry mecz) uderzył bardzo mocno w spojenie słupka z poprzeczką. Niewiele brakowało... Na 5 minut przed końcem szczęścia próbował uderzeniem z przewrotki Dickson Choto. Samo uderzenie nie było może najwyższych lotów, ale kibicom się podobało. Tuż przed gwizdkiem kończącym pierwszą połowę „Sagan” w świetnej okazji uderzył głową obok słupka bramki lechitów. Druga połowa była jeszcze żywsza, ale co ciekawe, nie stworzono prawie żadnej dogodnej okazji do zdobycia gola! Dopiero w ostatnich kilku minutach Legia przycisnęła podmęczonego Lecha. Wcześniej Piotr Reiss miał wyborną sytuację wykorzystując gapiostwo obrońców Legii. Jednak mimo faktu, iż był sam przed Borucem, nie potrafił z tej okazji skorzystać. Próbował nabrać sędziego na rzut karny. W 68. minucie padł wreszcie gol! Radek Wróblewski wywalczył rzut karny po dotknięciu piłki ręką przez jednego z rywali. Jedenastkę pewnie wykorzystał Włodarczyk! Było 1:0 i zostało jeszcze ok. 20 minut gry. W 78. minucie Tomek Jarzębowski miał wyborną okazję by przymierzyć zza pola karnego. Uderzył jednak ponad bramką... W 82. minucie Manuel Garcia znalazł się właściwie sam przed bramką! Bramkarz stał w takim miejscu, że bramka była prawie pusta! A jednak... Manuel strzelił dokładnie w ten punkt, gdzie strzelać nie należało - w nogi Piątka. Moim zdaniem w tej sytuacji najbardziej winny jest jednak.. trener Kubicki! Tak to jest, gdy nie pozwala się rezerwowym przez cały sezon grać, a potem wymaga się od nich cudu. Jeszcze na 2 minuty przed końcem Saganowski leżąc już na ziemi chciał pokonać bramkarza Lecha. Bezskutecznie... Lech Poznań jest tegorocznym zdobywcą Pucharu Polski i należy to uszanować. Legia przegrała to trofeum na własne życzenie.
Autor: Szmiciu