Nudno..., ale szczęśliwie!
Po raz pierwszy od zakończenia rozgrywek ligowych miał być rozegrany mecz z udziałem Legii Warszawa. Nowokreowany mistrz Polski przyjechał do Radomska w wyjątkowo osłabionym składzie. Powołania do kadry oraz liczne urazy wykluczyły z gry aż 10 zawodników! U gospodarzy największym nieobecnym okazał się Sławomir Wojciechowski. Poza tym jednym ubytkiem Radomsko wystąpiło w miarę optymalnym składzie.
Pierwsza część meczu rozpoczęła się w dość sennym tempie. Gospodarze próbowali wprawdzie zaskoczyć Legionistów, ale nie przynosiło to wymiernych skutków. Pierwsza groźna akcja w tym meczu miała miejsce dopiero w drugich dziesięciu minutach. Stanko Sviltlica będąc sam przed Borkowskim trafił piłką w słupek próbując przelobować bramkarza Radomska. Następnie groźnie z rzutu wolnego strzelał Moskalewicz, ale piłkę pewnie złapał Stanew. Żadna z drużyn nie wykazywała wyraźnej przewagi nad przeciwnikiem. Gospodarze mimo usilnych starań nie byli w stanie przeprowadzać w miarę dobrych akcji. Jedna z niewielu dobrych sytuacji miała miejsce, gdy Kalita podawał do Kowalczyka, ale strzał tego drugiego pewnie obronił Radostin Stanew. Końcówka pierwszej połowy należała już do legionistów. W 40. Minucie oglądaliśmy piękne podanie Vukovica do Yahai, ale piłkarz z Nigru łatwo stracił piłkę. Na tym właściwie skończyła się pierwsza część meczu. Widowisko, trzeba powiedzieć niezbyt interesujące i raczej smętne.
Na drugą połowę drużyny wyszły bez zmian. Już w pierwszej akcji po przerwie gorąco było pod bramką Stanewa. Kowalczyk zagrał w polu karnym do Folca, ale bramkarz Legii popisał się fantastyczną interwencją. Od tego momentu tempo znów spadło. Nie działo się nic ciekawego. Za Wróblewskiego na boisku pojawił się Łukasz Mierzejewski. Młody piłkarz próbował „ruszyć” grę Legii, ale nie za bardzo mu to wychodziło. Gdy już jednak udało się sklecić jakąś akcję to była ona natychmiast psuta przez Yahaye. Czarnoskóry napastnik Legii miał kapitalną okazję, gdy znalazł się sam przed Borkowskim, ale nie dość tego, że źle przyjął piłkę to na dodatek strzelił wprost w bramkarza. Mecz stawał się coraz nudniejszy a akcje legionistów coraz rzadsze. W końcu jednak udało się strzelić gola. Mierzejewski ładnie dograł w tempo do Vukovica, a ten zacentrował w pole karne. Bramkarz Radomska interweniował jednak na tyle nieporadnie, że wbił sobie piłkę do bramki. Osiem minut później (88 minuta) faulu w polu karnym dopuścił się Marek Jóźwiak (poszkodowanym był Pluta). Mimo wybornej okazji na doprowadzenie do remisu Bogdan Jóźwiak fatalnie spudłował z „jedenastki”. Jak pech to pech... Nie dość tego, że samobójczy gol to jeszcze niestrzelony karny... Sędzia przedłużył mecz jeszcze o minutę, aby za chwilę zagwizdać koniec meczu i oszczędzić kibicom tej piłkarskiej nudy...
Jak nie trudno wywnioskować z relacji mecz nie był najciekawszym widowiskiem. Oba zespoły prezentowały w miarę równy poziom. W Legii na wyróżnienia zasłużyli Vuković, Stanew i Kiełbowicz. Reszta piłkarzy nie pokazała nic bądź przeszkadzała partnerom... Jeszcze 300 lat temu za taką grę Yahaya zostałby wygnany z nie tylko ze swego miasta ale i kraju, a może nawet kontynentu... Nie chcę być złośliwy, nie jest to moją intencją, jednak ten „kopacz” nie nadaje się nawet do III ligi, co udowodnił w rezerwach...
Autor: Michał Szmitkowski