Lech znowu pokonany, show na trybunach!
Mecze Legii z Lechem od dawna należą do klasyków ligi polskiej. Dziś na Łazienkowskiej doszło właśnie do spotkania między tymi drużynami. Nie był to wprawdzie mecz o prymat w lidze, ale takie widowiska od zawsze elektryzowały kibiców w całej Polsce. Na stadion Wojska Polskiego przyszło ponad 12 tys. ludzi, by wspólnie dopingować gospodarzy. Towarzyszył temu ogłuszający śpiew i masa pokazów pirotechnicznych. Na "Żylecie" znalazło się dużo nowych transparentów, o które tak bardzo Was prosiliśmy przez ostatnie tygodnie. Trybuna otwarta prezentowała się rewelacyjnie. Z niemałym zaskoczeniem kibice przyjęli wiadomość o powrocie Wojtka Hadaja na stanowisko spikera.
Do meczu obie drużyny przstąpiły w najsilniejszych składach. Jedyną niespodzianką było pojawienie się Stanko Svitlicy w podstawowym składzie. Zagrał on w miejsce słabo spisującego się ostatnio Manuela Garcii. Największą gwiazdą w zespole gości był niewątpliwie wielokrotny reprezentant Polski Piotr Świerczewski. Rozpoczęcie meczu poprzedziła minuta ciszy dla legendy Legii Kazimierza Deyny. Kibice obu drużyn godnie uczcili pamięć "Kaki".
Od początku meczu przewagę miała Legia. W 4. minucie dośrodkowanie Sokołowskiego zostało wyłapane przez bramkrza gości. Był to pierwszy sygnał, że Legii zależy na szybkim objęciu prowadzenia. Następnie silny strzał Vukovica minimalnie minął prawy słupek bramki Lecha. W 18. minucie bardzo dobrze strzelał Tomasz Kiełbowicz, ale piłka trafiła w nogi obrońcy Lecha. Legioniści bezustannie próbowali atakowa bramkę Piątka, ale były to raczej mało szczęśliwe próby. Chwilę po wspomnianej akcji piłkę w polu karnym uderzył głową Choto i o mały włos nie zdobył pięknej bramki. Dickson Choto rozegrał bardzo dobre spotkanie, był zadziorny i skuteczny, ale przede wszystkim wprowadzał niesamowity spokój w poczynania obronne. W 27. minucie bardzo dobrze strzelał Sokołowski, ale i tym razem był to strzał niecelny. Chwilę potem mogło być... 1:0 dla Lecha! Piłkę głową uderzył Reiss, ale na szczeście niecelnie. W grze Legii pojawiła się nowa jakość. Gospodarze zaczęli grać z polotem i pomysłem. Brakowało tylko skuteczności.
Druga część meczu rozpoczęła się już od ataków Lecha. Kolejne strzały na bramkę Boruca oddawali Reiss i Madej. Nie zakończyły się one jednak golami. W 53. minucie żółtą kartką ukarany został Choto - był to bardzo ważny moment w tym spotkaniu, ponieważ już 5 minut później Dickson musiał opuścić plac gry. Było to efektem czerwonej kartki za wejście nakładką w nogi rywala. Należy dodać, że ten kartonik był całkowicie niezasłużony. Nie minęły 3 minuty, a Legia prowadziła już 1:0!!! Kapitalne podanie "w uliczkę" do Saganowskiego, a ten spokojnym lobem pokonał Piątka. Kibice nie zdążyli jeszcze spokojnie usiąść, a było już 2:0!!! Tym razem gola zdobył Kiełbowiczz bardzo ostrego kąta. Dwie przepiękne bramki w zaledwie 3 minuty! Grająca w dziesiątkę Legia dała szkołę Lechowi. Na 15 minut przed końcem fatalny błąd popełnił Artur Boruc, który... wpiąstkował piłkę do własnej bramki. Była to jedyna zła interwencja Artura w tym meczu. Niestety okazała się bardzo pechowa! Do końca meczu Legia starała się już kontrolować sytuację na boisku. Kubicki dokonał trzeciej zmiany, a czas powoli upływał. Mecz zakończył się wynikiem 2:1 dla Legii. Kibice mogli odetchnąć z ulgą.
Autor: Michał Szmitkowski