Pierwsza porażka...
Derby Mazowsza - takim mianem określano mecz Wisły z Legią. Na sobotnie spotkanie do Płocka wybrało się ponad dwa i pół tysiąca fanów z Warszawy. Umożliwił im to prezes Wisły, który nie przyznał żadnego limitu miejsc i wszyscy którzy chcieli zasiedli na sekotrze. Dariusz Kubicki nie mógł skorzystać z Jacka Zielińskiego i Tomasza Sokołowskiego I. Ich miejsce zajęli Jóźwiak i Sokołowski II.
Początek spotkania należał do Legii. Już w piątej minucie wywalczyliśmy rzut rożny. Jednak pierwszą groźną sytuację stworzyli gospodarze. W 8. minucie środkiem boiska przedarł się Peszko, podał do Kobylańskiego, który ograł Szalę i mocno uderzył pod poprzeczkę, ale na posterunku był Boruc. Chwilę później mieliśmy kopię tej sytuacji i znowu Artur zapobiegł utracie bramki. Następnie inicjatywę przejęła Legia. Na bramkę Wierzchowskiego szarżował Saganowski - ciągle bez efektu. Nie zniechęcali się fani Legii, którzy całe 90 minut głośno dopingowali swoich pupili. Po 30 minutach nadal na tablicy wyników widniał rezultat bezbramkowy. W 35. minucie z dystansu pięknie uderzył Jeleń, piłka przeszła po rękach Boruca i uderzyła w poprzeczkę. Pięć minut później Legia w końcu zadała skuteczny cios. Lewą stroną przedarł się Kiełbowicz, uderzył z dystansu tak, że Wierzchowski odbił piłkę, a w polu karnym czekał tylko na to Stanko Svitlica i bez problemu dobił strzał kolegi. 1-0! Szał radości na trybunie gości :-). Legia ruszyła jeszcze bardziej do ataku, chcąc dobić rywala, ale przed przerwą to się nie udało.
Na drugą połowę legioniści wyszli bez zmian w składzie. Początek był trochę senny, na bramkę Wierzchowskiego uderzał Svitlica. Dopiero od 55. minuty zaczęło się robić ciekawiej. Legioniści nie wykorzystali rzutu wolnego w okolicach pola karnego Wisły, a następnie groźną kontrę przeprowadzili płocczanie. Dobrą okazję miał Matusiak, który pojawił się w 55. minucie na boisku, ale Boruc nie dał się pokonać. W 57. minucie Jacek Magiera mógł podwyższyć, jednak golkiper gospodarzy był w tej sytuacji na posterunku. W 65. minucie groźną akcję Wisły zainicjował Jeleń. Wbiegł w pole karne i został sfaulowany przez Dicksona Choto. Jedenastkę na bramkę pewnie zamienił Kobylański. Od tej pory było już tylko gorzej. Mimo że legioniści starali się, nacierali na bramkę "Nafciarzy", nie potrafili zdobyć gola. Próbowali Sokołowski, Magiera, Saganowski robił sporo zamieszania... a gola na wagę trzech punktów zdobyli gospodarze. W 81. minucie Matusiak z boku podał na 4 metr do Gęsiora i ten bez problemów umieścił piłkę w siatce. 2-1 dla Wisły. Natychmiastowa reakcja Kubickiego, który w miejsce Vukovica i Sokołowskiego wprowadził Wróblewskiego i Garcię. Koniec meczu zbliżał się nieubłaganie. Wisła umiejętnie się broniła i po dwóch doliczonych minutach sędzia Kasperkowicz gwizdnął po raz ostatni.
To było zasłużone zwycięstwo Wisły. Po raz n-ty potwierdziło się zdanie, że Legia potrafi grać z "najmocniejszymi", a męczy się z "najsłabszymi". Cóż nam ze zwycięstw z Wisłą Kraków, Lechem, Polonią, Amicą, gdy na koniec sezonu wszyscy jednogłośnie stwierdzą, że znowu zabrakło punktów z niżej notowanymi rywalami takimi jak Odra, Polkowice, Płock... Do zobaczenia na następnym meczu na Łazienkowskiej!
Autor: Woytek