Nasze oceny
Plusy i minusy po meczu z Jagiellonią
W niedzielę Legia Warszawa zaliczyła swoją ósmą ligową porażkę w tym sezonie, ulegając Jagiellonii Białystok 0-1. Legioniści nie zagrali szczególnie słabego meczu, kreowali sobie sytuacje i generalnie kontrolowali grę, ale brakowało im skuteczności i popełniali zbyt proste błędy, również przy straconej bramce. Zapraszamy na oceny, jakie wystawiliśmy zawodnikom za ten mecz.
Jan Ziółkowski - To był wręcz perfekcyjny mecz w wykonaniu młodego defensora. Grał z niezwykłą pewnością, bez żadnych kompleksów i bojaźliwości. Praktycznie nie popełniał błędów, a co więcej, naprawiał wiele z groźnych akcji sprokurowanych przez jego kolegów z drużyny. Po raz kolejny w meczu przeciwko Jagiellonii był skupiony na bliskim kryciu Afimico Pululu i podobnie jak w spotkaniu Pucharu Polski, nie pozwolił napastnikowi na wiele. Pululu wyglądał przy nim na bezradnego i przez pełne 90 minut udało mu się oddać zaledwie jeden strzał. Ziółkowski wykonał kilka świetnych odbiorów, grał silnie, przy czym z bardzo dużą precyzją. Wielokrotnie zachował zimną krew, jak i również, mówiąc wprost, opierniczał i motywował innych zawodników. Dwukrotnie błysnął również w ofensywie. Na samym początku meczu wyskoczył najwyżej na środku pola karnego, jednak uderzył głową minimalnie ponad bramką, a na starcie drugiej części skutecznie zgrał głową piłkę wyrzuconą z autu do Ilji Szkurina, który zdobył anulowanego gola. Przez cały mecz był pewny i odważny, starając się o jak najlepszy wynik dla zespołu.
Maximillian Oyedele - Młody pomocnik dzielił i rządził w środku pola. Był chyba najbardziej zaangażowanym zawodnikiem stołecznej drużyny w tym meczu. Szczególnie aspektach defensywnych był nieustępliwy, w każdej sytuacji wracał za przeciwnikami, starał się odebrać im piłkę za wszelką cenę, a w niskiej obronie bardzo skutecznie się ustawiał, przewidywał zagrania przeciwnika i neutralizował je w zarodku. Wykazał się wieloma skutecznymi odbiorami i przechwytami, a w pojedynkach był praktycznie bezbłędny. Przez większość meczu błyszczał również w rozegraniu, wiele razy po odbiorach momentalnie przyspieszał ataki zespołu podaniami między kilkoma zawodnikami przeciwnika, a także potrafił zrobić różnicę górnymi piłkami, chociaż w końcówce meczu jego gra w elemencie podań zaczynała kuleć, a Oyedele był już mniej dokładny. Robił różnicę swoim balansem ciała i utrzymaniem z piłką przy nodze, którą potrafił holować przez sporą część boiska. Zaliczył również dwie próby strzałów i choć obie były niecelne, to ta z 88. minuty naprawdę minimalnie minęła się z bramką rywala. Po dobrym meczu z Chelsea, Oyedele swoim świetnym występem przeciwko Jagiellonii udowodnił, że nie stawianie na niego w ostatnim czasie było sporym błędem.
Ilja Szkurin - Białorusina naprawdę można pochwalić za ten mecz i poniekąd współczuć mu. Od początku był aktywny, schodził często nisko poza pole karne przeciwnika i pokazywał się do podań. Dobrze radził sobie w grze tyłem do bramki, z przeciwnikiem na plecach. Kilkukrotnie pokazał się również w "szesnastce" rywali, dochodząc do sytuacji bramkowych. Dwukrotnie udało mu się wywalczyć swoje miejsce, wyskoczyć najwyżej i celnymi główkami pokonać bramkarza, jednak, przez niedopilnowania i błędy jego kolegów z drużyny, obie bramki napastnika musiały zostać anulowane. Widać było, że Szkurin był zły na te sytuacje, czym pokazał duży głód goli. W kilku innych sytuacjach albo jego uderzenia na bramkę były za słabe, albo był w ostatnich momentach blokowany przez rywali. Niekiedy musieli oni powstrzymywać go przed strzałem nieprzepisowo, ciągnąć za koszulkę w polu karnym, co umknęło sędziemu, a co gorsza, nawet arbitrom znajdującym się w wozie VAR. W przeciwieństwie do prowadzących to spotkanie, dla napastnika był to pozytywny występ.
Kacper Tobiasz - Golkiper miał w tym spotkaniu bardzo mało do roboty. Na jego bramkę oddane zostały tylko dwa uderzenia. Niestety, już pierwsze z nich wpadło do siatki, jednak Tobiasz nie popełnił przy nim żadnego błędu. Był gotowy do interwencji przy pierwszym strzale z dystansu, ale na jego linii stanął Steve Kapuadi i uniemożliwił mu ją, a później do dobitki nie miał już szans zebrać się skutecznie, bramkarz po prostu nie zdążył podnieść się po pierwszym rzucie. Drugi strzał był dość ciężki do interwencji dla Tobiasza. Afimico Pululu uderzał z dużej odległości, ale mocno, a piłka odbiła się tuż przed bramkarzem, który mimo trudności, skutecznie sparował ją do boku. Poza tym nie był zbytnio aktywny ani na przedpolu, ani w kwestii rozegrania. Zwyczajnie neutralny występ bramkarza z jedną dobrą interwencją.
Ryoya Morishita - Był najaktywniejszym zawodnikiem "Wojskowych" w tym meczu, co niestety nie wyszło drużynie na dobre. Japończyk non stop brał na siebie grę, wręcz w każdej akcji prosił się o piłkę, jednak był nieefektywny w tym co robił. Praktycznie wszystkie jego próby dryblingów czy pojedynki z rywalami kończyły się na stratach, których przez cały występ Morishita zanotował aż 19. Jedna z nich była fatalna w skutkach, bo to właśnie po złym zachowaniu Japończyka, który mając wiele wolnej przestrzeni zdecydował się wbiec między dwóch zawodników Jagiellonii, poszła jedyna akcja bramkowa gości. Głównym mankamentem pomocnika w tym meczu była decyzyjność, która stała na bardzo niskim poziomie. Japończyk chwilami po prostu wyłączał myślenie, jego nogi nie łączyły się z głową, co jest niepokojące, bo wcześniej mu się to nie zdarzało. Morishita zresztą pokazywał wielokrotnie podczas tego spotkania, że nie potrafi się skoncentrować, często dyskutując i podważając decyzje sędziego, a napięta sytuacja eskalowała jeszcze tuż po zakończeniu meczu. Dla Japończyka lepsze będzie, jak skupi się na swojej grze i powrocie do formy.
Juergen Elitim - Kolumbijczyk niestety nie dojechał na ten mecz, a jego słaba dyspozycja pokazała, jak bardzo rozegranie akcji przez Legię jest zależne w obecnym momencie właśnie od niego. Było go w tym spotkaniu dużo mniej, niż zazwyczaj, a gdy już był przy piłce, to często grał niedokładnie i nierozważnie. Wiele z jego zagrań kończyło się na stratach, niektóre z nich były przyczynkami do szybkich kontrataków gości i tylko na jego szczęście, nie skończyły się niczym fatalnym. Co gorsza, to wcale nie były ryzykowne podania, bo tego dnia Elitim grał bardzo prosto, nie próbował zbytnio ryzykować, wybierał nic nie dające rozwiązania, a i tak popełniał mnóstwo błędów. To zdecydowanie nie był dzień pomocnika, który swój występ zakończył już w 65. minucie.
Kapcer Chodyna - Naprawdę coraz ciężej jest wypowiadać się o skrzydłowym w samych cenzuralnych słowach. Przez 76 minut swojego "występu" przeciwko Jagiellonii Chodyna dotknął piłki zaledwie 18 razy. Nie wykazał się ani jedną próbą dryblingu czy nawet wejściem w pojedynek z rywalem, nie mówiąc już o sprintach czy dośrodkowaniach. Gdy raz otrzymał wyśmienite podanie na pole karne, po którym wyszedł sam na sam z bramkarzem i miał okazję choć trochę naprawić swój występ, to trafił piłką wprost w bramkarza i tylko się pogrążył. W zasadzie po tym występie Chodyny wysuwają się na jego temat dwa pytania - czemu tak długo i czemu w Legii?
Steve Kapuadi - Francuz w tym meczu nie wyglądał wcale bardzo źle, ale popełnił pojedyncze małe błędy i jeden szczególnie kosztowny. W wielu interwencjach Kapuadi był pewny, szczególnie w pojedynkach z rywalami. Miał jednak pewne problemy, gdy grał dalej od przeciwnika, gdy musiał przesuwać się, popełniając przy tym proste błędy w ustawieniu. To właśnie złe przyjęcie pozycji i oszacowanie sytuacji w 41. minucie spowodowało, że w dużej mierze z jego winy Legia straciła jedyną w tym meczu bramkę. Defensor niepotrzebnie, przy niezbyt mocnym strzale z dystansu wszedł w jego linię tuż przed Kacprem Tobiaszem, który mógł spokojnie interweniować i całkowicie zapobiec zagrożeniu. Francuz jednak również mógł wybić tę piłkę i nie byłoby mowy o żadnym błędzie, jednak zamiast tego, interweniował w bardzo dziwny sposób, na spiętych nogach, jakby próbował przyjąć futbolówkę, co było bezpodstawne i spowodowało odbicie jej wprost pod nogi niepilnowanego w polu karnym rywala. Kolejny błąd Kapuadiego w rundzie wiosennej, który bardzo słono kosztuje.
Radovan Pankov - Serb w tym meczu wystąpił na nietypowej dla siebie pozycji - jako prawy obrońca. Dodatkowo po raz pierwszy miał przywilej, by zagrać z opaską kapitana na ramieniu. Pankov jednak niezbyt poradził sobie z innymi zadaniami i chyba nieco przytłoczył go ciężar tego występu. Serb bardzo mało wnosił do ofensywy, praktycznie w ogóle nie można było go tam zobaczyć. W defensywie także miał sporo problemów - zostawiał wiele przestrzeni i nie radził sobie z szybkością skrzydłowych Jagiellonii, którzy z łatwością go mijali. Obrońca popełniał również wiele prostych, wręcz dziecinnych i niewymuszonych błędów, czy to przy wyprowadzeniu piłki, czy nawet przy wyrzucie z autu. Serb po prostu nie może gubić koncentracji przy takich sytuacjach, które doprowadzają do tego, że Legia traci gola przez tak głupi błąd. Szybko zaliczył żółtą kartkę, przez którą nie tylko musiał być uważny w tym meczu, ale również nie będzie mógł wspomóc zespołu w następnym spotkaniu. Został zmieniony w 65. minucie.
Ruben Vinagre - Podobnie jak Ryoya Morishita, Portugalczyk czynnie uczestniczył w tym meczu, jednak ponad 100 kontaktów z piłką nie wystarczy, by lewy obrońca wniósł coś do gry zespołu. Tak, jak Vinagre zanotował najwięcej dotknięć futbolówki, tak samo było w kwestii strat. Oprócz kilku sytuacji, Portugalczyk nie potrafił zrobić większej różnicy z piłką przy nodze. Gdy przychodziło do momentów decyzyjnych, w wielu momentach gubił się, zachowywał, jakby nie wiedział, co dalej zrobić z futbolówką. Podejmował złe decyzje, grał zbyt asekuracyjnie lub przeciwnie – forsował niepotrzebne dryblingi. Po raz kolejny brakowało mu spokoju i pewności siebie, które prezentował w poprzedniej rundzie, co szczególnie rzucało się w oczy przy próbach wyprowadzenia piłki spod pressingu. Choć nie można odmówić mu zaangażowania, to efektywność zagrań pozostawiała wiele do życzenia.
Luquinhas - Nie był aż tak schowany, jak Kacper Chodyna, ale również było go w tym meczu zdecydowanie za mało. Momentami wyglądał, jakby unikał odpowiedzialności za grę, chowając się za plecami rywali lub wybierając najprostsze rozwiązania. Brakowało mu odwagi w podejmowaniu ryzyka i inicjatywy w ofensywie, przez co jego obecność na boisku była mało odczuwalna. Zamiast stać się impulsem dla zespołu, jego działania często kończyły się stratą lub nie miały większego wpływu na przebieg akcji. Kilka razy próbował zaskoczyć rywala uderzeniami z dystansu, jednak albo były one blokowane, albo niecelne. Niestety, Brazylijczyk znów nie potrafił pomóc zespołowi i udowodnił swoją przeciętną dyspozycję. Zszedł z boiska w 76. minucie.
Zmiennicy
Claude Goncalves - Wszedł na murawę w 64. minucie. Trzeba przyznać, że Portugalczyk po raz kolejny swoim wejściem dał impuls i pokazał, że być może w końcu zaczął komponować się do zespołu. Był pod grą, widać było, że chce wnieść coś do poczynań drużyny, zmienić oblicze gry i odwrócić losy spotkania. Często pokazywał się do podań, szukał przestrzeni i starał się przyspieszać akcje, choć oczywiście nie ustrzegł się przy tym prostych błędów. W 86. minucie, nieco zaskakująco, bo Goncalves jest raczej nikłego wzrostu, wyskoczył najwyżej spośród wszystkich w polu karnym i skierował głową piłkę w kierunku bramki, jednak niestety trafił tylko w słupek. Goncalves ostatnimi wejściami zaczyna zasługiwać, by dać mu więcej szans.
Patryk Kun - Pojawił się na boisku w 65. minucie. Praktycznie każde jego dotknięcie piłki kończyło się fiaskiem. Boczny obrońca albo holował piłkę przez długi czas tylko po to, by potem oddać ją do najbliższego kolegi, często do tyłu, bądź by spróbować centr, które w większości lądowały za linią końcową lub boczną. Jego wejście na murawę nie przyniosło ożywienia – wręcz przeciwnie, sprawiał wrażenie zagubionego i niepewnego w swoich działaniach. Zamiast wprowadzić świeżość i ofensywny impuls, ograniczał się do bezpiecznych, przewidywalnych zagrań, które nie niosły żadnej wartości dodanej lub po prostu partaczył bardziej wyszukane zagrania. Niekiedy kończyło się to również stratami, po których Kun dość niechętnie cofał się do defensywy i musiał być asekurowany przez kolegów z drużyny. W spotkaniach z Jagiellonią i Chelsea defensor pokazał, że poprzednie, dość pozytywne zmiany, były tylko wypadkiem przy pracy.
Wojciech Urbański, Wahan Biczachczjan - Obaj pojawili się na murawie w 76. minucie. Nie zdołali odmienić obrazu gry, w zasadzie było ich pod nią mało. Łącznie zdołali przez kwadrans uzbierać więcej kontaktów z piłką niż Kacper Chodyna.