Relacja z trybun: Jędza - dziękujemy!
Raptem trzy dni po wyjazdowym meczu z Chelsea wspieraliśmy piłkarzy Legii na domowym meczu z Lechią Gdańsk. Mecz odbywał się w ciepły i słoneczny Lany Poniedziałek, więc część kibiców w drodze na stadion uskuteczniała stare tradycje śmigusa dyngusa, polegające na polewaniu się wodą. Frekwencja tego dnia była nieco niższa niż na ostatnich meczach, na co z pewnością miał wpływ świąteczny termin. Blisko 22 tys. kibiców to jednak wynik jak najbardziej przyzwoity, choć oczywiście nie idealny.
Przed meczem kilkusetosobowa grupa legionistów z prawej strony miasta, zorganizowała wspólny przemarsz na Łazienkowską spod Stadionu Narodowego, z transparentem "Z prawego brzegu stolicy - Legii fanatycy". Przemarsz odbył się w sporej obstawie policyjnych kabaryn.
Przy bramach wejściowych Nieznani Sprawcy prowadzili zbiórkę na oprawy finałowego meczu Pucharu Polski, który czeka nas 2 maja na Stadionie Narodowym. Kilkanaście minut przed pierwszym gwizdkiem sędziego miała miejsce miła uroczystość, mianowicie uhonorowanie Artura Jędrzejczyka za 400. występ w barwach Legii, który miał miejsce w czwartek na Stamford Bridge. Na Żylecie z tej okazji wywieszony został transparent "Jędza dziękujemy!", a kibice skandowali: "Artur Jędrzejczyk", "Dziękujemy!" oraz "Hej Artur, jazda z k...mi!". W tej chwili Artur jest trzecim zawodnikiem pod względem największej liczby występów z eLką na piersi, a niebawem może awansować w tej klasyfikacji na miejsce drugie, za śp. legendą Legii, Lucjanem Brychczym.
Lechiści przyjechali do Warszawy pociągiem specjalnym (ten jechał 3h), ruszając po godzinie 11 z Trójmiasta, a dokładniej ze stacji znajdującej się przy ich stadionie, co logistycznie wydaje się najlepszym rozwiązaniem. Na dworcu w Gdańsku biało-zieloni urządzili sobie solidne polewanie z okazji lanego poniedziałku. W sektorze gości stawili się z odpowiednim wyprzedzeniem - było ich 547, w tym GKM Grudziądz (7), Raków (4), Stomil (2) i Śląsk (1). Przed meczem wywiesili transparent "Urfer, Chodorowski, Paracki - łapy precz od Lechii" z trzema niechcianymi przez nich w klubie postaciami. Później w jego miejscu wywiesili flagę "Lechia Forever", a w klatce wisiało jeszcze niewielkie płótno "ULG".
Spotkanie poprzedziła minuta ciszy ku pamięci zmarłego tego samego dnia papieża Franciszka. Później zaś rozpoczęliśmy doping, którym kierował Kamil. Nie raz i nie dwa, leciały z naszej strony "pozdrowienia" dla lechistów. Jako, że gościliśmy na trybunach całkiem pokaźną delegację naszych przyjaciół z Elbląga (na Żylecie wisiała także ich flaga), dla których jak wiadomo Lechia jest wrogiem numer jeden, nie mogło zabraknąć głośnych pozdrowień dla Olimpii Elbląg, a także pieśni "Legia i Olimpia, Olimpia i Legia...". W I połowie bardzo fajnie wychodziła nam pieśń "Od kołyski aż po grób...". Chociaż to legioniści cały czas atakowali, wystarczyła głupia strata Kuna, by goście wywalczyli rzut wolny tuż za polem karnym, który zamienili na bramkę. Oczywiście wywołało to radość w klatce. Na szczęście z naszej strony nie było chwili załamania - i cały czas bez względu na wynik robiliśmy swoje, co zostało nagrodzone w ostatniej akcji pierwszej części spotkania, kiedy legioniści doprowadzili do wyrównania. Warto dodać, że w pierwszej połowie na Żylecie wywieszone zostały transparenty: "Rafałek kazał zdejmować krzyże, teraz udaje katolika. Czy znacie bardziej fałszywego polityka?" (nawiązujący oczywiście do kandydata na prezydenta RP) oraz "Jagielska = Mengele" (nawiązujący do zabiegu przerwania ciąży w 37. tygodniu przez ginekolog i wicedyrektor szpitala w Oleśnicy).
Druga połowa meczu przy Ł3 rozpoczęła się od szybkich ataków naszych piłkarzy, którzy chcieli wyjść na prowadzenie. Kilka minut po zmianie stron sędzia odgwizdał rzut karny dla Legii, ale zanim do tego doszło, nasłuchał się co nieco na swój temat. Dodajmy, że Gryckiewicz - arbiter z Torunia, choć był idealnie ustawiony przy faulu na Szkurinie, nie użył wówczas gwizdka, a decyzja zapadła dopiero po interwencji VAR-u. Radość po podyktowaniu karnego nie przerodziła się później na radość z bramki, bowiem Białorusin uderzył beznadziejnie i golkiper Lechii obronił jedenastkę.
Sporą część drugiej połowy Żyleta dopingowała bez koszulek. Mniej więcej od 60. minuty spotkania, gdy ruszyliśmy z pieśnią "Gdybym jeszcze raz...". Było także trochę okrzyków nawiązujących do tego, co działo się na boisku - jak np. okrzyków "Wstawaj, wstawaj, ch... nie udawaj", "Wstałeś, wstałeś, ch... udawałeś!", gdy pod naszą trybuną leżał jeden z grajków gości. W 80. minucie ryknęliśmy głośno (i śpiewaliśmy dość długo) "Nie poddawaj się...". I kiedy mało kto wierzył w pozytywne zakończenie spotkania z zespołem broniącym się przed spadkiem, w ostatniej akcji meczu Ziółkowski strzelił zwycięską bramkę! Nawet jeśli tego sezonu żadne wyniki ligowe już nie "uratują", to radość po takich trafieniach jest zawsze wielka i smakuje wyśmienicie. Pewnie, nie było to może trafienie na miarę wygranej z Chelsea, ale na pewno ten mecz zapadnie nam w pamięci właśnie głównie z tego powodu - zwycięskiej bramki strzelonej w ostatniej akcji meczu. Zdążyliśmy jeszcze odpowiedzieć na pytanie o nazwisko strzelca (warto zauważyć, że to pojawia się dopiero w momencie, gdy sędzia otrzymuje potwierdzenie prawidłowo zdobytej bramki), sami zadaliśmy pytanie dotyczące liczby bramek dla Legii i gości, a za moment mogliśmy odpowiedzieć na pytanie spikera - "Kto wygrał mecz?!".
Jako że nie dane nam będzie jechać w przyszły weekend do Katowic na nowy stadion GKS-u (ten został otwarty na razie bez sektora gości, bowiem trwają prace przy jednej z ulic dojazdowych do obiektu - świetny to pomysł na zamykanie "klatki"), a kolejnym meczem będzie już finał PP z Pogonią - po meczu zaśpiewaliśmy przyśpiewkę "Pogoń to faja, Widzewowi liże jaja". A po podziękowaniu piłkarzom za wygraną ("Hej Legio dzięki za walkę!"), przeszliśmy do motywacji przed finałowym spotkaniem. "W majówkę tylko zwycięstwo" oraz "Zero litości, połamcie tym k... kości" - niosło się z trybun. Później jeszcze celebrowaliśmy, jak przed meczem, czterechsetny występ "Jędzy" w naszym klubie. W stronę lechistów, którzy coś tam mruczeli po meczu, zaśpiewaliśmy na odchodne "Hej k..., śmiecie, w tym roku znowu spadniecie!". Miejmy nadzieję, że w takich humorach jak w niedzielę, będziemy po wspomnianym meczu z "Portowcami", który czeka nas w piątek, 2 maja...
P.S. Na Żylecie wywieszony został transparent "Greg Den Haag Stay Strong!".
Frekwencja: 21 841
Kibiców gości: 547
Flagi gości: 2
Autor: Bodziach