Nasze oceny
Plusy i minusy po meczu z Lechem
W niedzielny wieczór Legia Warszawa przegrała z Lechem Poznań 0-1 i zanotowała 9. ligową porażkę w tym sezonie. Legioniści przez dłuższy czas kontrolowali wydarzenia boiskowe i kreowali okazje do wyjścia na prowadzenie, ale razili ogromną nieskutecznością. Lech natomiast potrzebował tylko jednego celnego strzału, by wpakować piłkę do siatki "Wojskowych" i zdobyć trzy punkty. Ten wynik oznacza, że podopieczni trenera Goncalo Feio skończą sezonew poza podium i bez zwycięstwa z ligową czołówką. Zapraszamy na nasze oceny graczy warszawskiego klubu za ten mecz.
Jan Ziółkowski - Młody defensor po raz kolejny pokazał, że nie pęka na robocie w pojedynkach z mocnymi rywalami. Od pierwszych minut w jego poczynaniach widać było dużą pewność i gotowość do gry. Głównie zajmował się indywidualnym kryciem Mikaela Ishaka, często wychodził wysoko poza pole karne za napastnikiem szukającym gry, bo Ziółkowski całkowicie mu ją ograniczał. Polak zawsze był blisko Szweda, grał agresywnie, non stop go naciskał, przy czym był niezwykle skuteczny. Wygrał znaczną część pojedynków zarówno z napastnikiem, jak i innymi zawodnikami Lecha, łącznie zanotował 6 wygranych pojedynków i 3 skuteczne odbiory. Świetnie czytał intencje rywali, dobrze ustawiał się w "szesnastce" i wykazał się 5 udanymi wybiciami i zablokował aż 4 strzały przeciwników. Błysnął także w polu karnym przeciwnika. W 69. minucie świetnie zbiegł na bliższy słupek, wyskoczył najwyżej i uderzył mocno, ale dobrym refleksem wykazał się w bramce Bartosz Mrozek. Był zdecydowanie najbardziej charakternym i walczącym do końca zawodnikiem Legii w tym spotkaniu.
Steve Kapuadi - Wraz ze swoim młodszym kolegą z duetu stoperów tworzył solidny monolit, którego gracze Lecha przez długi czas nie potrafili przebić. Sam fakt oddania przez nich tylko jednego celnego strzału i to spoza pola karnego pokazuje, że poznaniacy nie potrafili przebić się bliżej bramki "Wojskowych", co w sporej mierze było zasługą Kapuadiego. Imponował spokojem, odpowiedzialnością i skutecznością w interwencjach, a łatwego zadania nie miał, bo musiał ubezpieczać przeciekającą przez Rubena Vinagre lewą stronę. W zasadzie poza jedną obcinką, kiedy nie wyczuł toru lotu piłki i przepuścił ją do niepilnowanego w polu karnym Mikaela Ishaka, był to występ pozbawiony błędów, a pełny dobrej asekuracji i skutecznych interwencji. W ostatnim kwadransie często znajdował się w polu karnym Lecha, próbował zrobić różnicę i pozwolić drużynie odrobić straty. Pracował dobrze, walczył o wolne pozycje, jednak żadne z dośrodkowań jego kolegów z zespołu nie docierało do celu.
Paweł Wszołek - Szczególnie w pierwszej połowie obrońca był praktycznie nie do pokonania. Bardzo dobrze zabezpieczał prawą flankę defensywy, znajdujący się na lewym skrzydle Lecha Daniel Hakans kompletnie nie mógł się odnaleźć. Fin przegrywał znaczną większość pojedynków z legionistą, zarówno tych szybkościowych, jak i przede wszystkim fizycznych. W defensywie pojawiły się u niego spore problemy po zmianie stron i wejściu na murawę Patrika Walemarka. Wielokrotnie podłączał się do ofensywy i kilkukrotnie przez głupie straty brakowało go w obronie, lecz w przeciwieństwie do jego odpowiednika z lewej strony, wracał do niej ile sił i starał się naprawić swoje błędy. W ataku niestety nie udało mu się stworzyć większego zagrożenia. Momentami zbyt dużo kombinował, przetrzymywał piłkę za długo przy nogach. Był niedokładny, zanotował tylko 1 celne dośrodkowanie z 9, choć akurat przyczyniło się ono do groźnej okazji. W 66. minucie celnie dośrodkował na 7. metr do Luquinhasa, którego groźny strzał nożycami ostatecznie po rykoszecie powędrował obok słupka.
Juergen Elitim - Podobnie jak Paweł Wszołek, pomocnik rozegrał dwie różne połowy. W pierwszej części był motorem napędowym Legii, głównym zawodnikiem w rozprowadzaniu ataków warszawskiej drużyny. Znajdował się przy piłce zdecydowanie najczęściej, nie bał się mieć jej przy nodze i próbował niekonwencjonalnych rozwiązań. Łącznie wykazał się zresztą 6 kluczowymi podaniami i większość z nich miała właśnie miejsce w pierwszych 45 minutach. Już w pierwszych sekundach meczu znalazł przed polem karnym kompletnie niepilnowanego Claude'a Goncalvesa, który po jego podaniu uderzył na bramkę. W ósmej doliczonej minucie to on, choć w pewnym momencie trochę się pogubił, wypracował atak, po którym również portugalski pomocnik strzelał głową, a Joel Pereira wybił piłkę z linii bramkowej. W drugiej połowie zdecydowanie zaczęło brakować mu dokładności. Znacznie spadła jego jakość i celność rozegrania, przez co utracił posiadanie piłki aż 22 razy. Spadek jego jakości obniżył również znacznie jakość całej drużyny. Trzeba jednak zaznaczyć, że Kolumbijczyk przez całe spotkanie niezwykle harował w defensywie, często wracał nisko we własne pole karne i wykazał się kilkoma niezwykle ważnymi odbiorami.
Claude Goncalves - Portugalczyk był w tym meczu dość skryty, ale kilka razy pokazał się w ofensywie i miał swoje szanse na zdobycz bramkową. Już w 1. minucie wykorzystał brak koncentracji zawodników Lecha, uderzył mocno tuż sprzed pola karnego, jednak przycelował zbyt blisko środka bramki i umożliwił tym samym skuteczną interwencję bramkarzowi poznańskiego zespołu. W doliczonym czasie pierwszej połowy, jako jeden z najniższych zawodników na boisku, uwolnił się od krycia i wyskoczył najwyżej, uderzając celnie głową na bramkę, a gdyby nie heroiczna interwencja Joela Pereiry, otworzyłby tym uderzeniem wynik spotkania. Choć, tak jak wspomniałem wcześniej, Goncalves nie był zbyt aktywny w rozegraniu, to starał się dobrze zabezpieczać w środek pola, nie bał się wchodzić w pojedynki z rywalami, w których jego skuteczność była jednak połowiczna. Został zmieniony w 77. minucie.
Rafał Augustyniak - Defensywny pomocnik musiał w tym spotkaniu zastąpić pauzującego, a znajdującego się w ostatnim czasie w rewelacyjnej formie, Maximilliana Oyedele. Nie udało mu się to w stu procentach, środek pola był gorzej zabezpieczony, choć trzeba pamiętać, że Lech jest jedną z najlepiej grających drużyn Ekstraklasy w tej części boiska. Miał swoje gorsze, ale i lepsze momenty. Kilkukrotnie zdarzyło mu się obciąć, zgubić pozycję i musiał być asekurowany przez kolegów z drużyny. Wykazał się jednak paroma skutecznymi, ważnymi interwencjami. Szczególnie w 56. minucie zapobiegł stracie bramki, kiedy w ostatnim momencie interweniował głową na linii bramkowej po strzale Wojciecha Mońki. Łącznie wykazał się aż 6 udanymi odbiorami i przechwytami. Porównując dalej do jego młodszego zamiennika, miał znacznie mniejszy wpływ niż on na rozegranie drużyny. Zdecydowanie rzadziej można było zobaczyć go z piłką przy nodze, a gdy już, to nie decydował się na żadne rajdy, większą niekonwencjonalność, co wynika z jego braków technicznych. Zszedł z boiska w 84. minucie.
Vladan Kovacević - Postawienie na Bośniaka w tym meczu było dość dużym zaskoczeniem, bo raczej nikt nie spodziewał się zmiany między słupkami do zbliżającego się końca sezonu. Generalnie, nie miał on zbyt wielu okazji, by obronić tę decyzję, gdyż gracze Lecha oddali jeden celny strzał, który golkiper musiał wyciągać z siatki. Przy tym przebłysku geniuszu Aliego Gholizadeha bośniacki bramkarz nie miał jednak kompletnie nic do powiedzenia, nawet jeśli byłby ustawiony bliżej dalszego słupka. Poza tym czynnie uczestniczył w rozegraniu piłki od własnej bramki, choć to wychodziło mu różnie - od udanych dryblingów i krótkich podań, po niepotrzebne i nieudane dalekie wybicia.
Ruben Vinagre - Był zdecydowanie najsłabszym ogniwem zespołu w tak prestiżowym meczu. Jego aktywności w ofensywie nie można podważyć, bo mógł być jednym z legionistów, którzy znajdowali się przy piłce najczęściej. Nie dawał jednak żadnych konkretów, poza jednym celnym dośrodkowaniem z rzutu rożnego na głowę Jana Ziółkowskiego, a wręcz więcej zagrożenia dla własnej drużyny. Po wielokrotnych własnych stratach, nieodpowiedzialnie i opieszale wracał na pozycję, zostawiając ogromną lukę w obronie. To już nie pierwszy taki mecz, w którym zachowanie Portugalczyka w kwestiach defensywnych jest wręcz karygodne. Do tego wszystkiego dołożył jeszcze fatalny błąd w 77. minucie w rozegraniu od własnej bramki, podając wprost pod nogi jednego z lechitów, co ostatecznie zakończyło się stratą jedynego gola i porażką. Warto też zauważyć, jak po tej stracie Vinagre był zagubiony, chaotyczny i nie potrafił ustabilizować swojej pozycji. Miał dwie szanse na zdobycie gola i szczególnie ta z pierwszej połowy wręcz musiała zakończyć się w siatce bramki poznaniaków. W 40. minucie Vinagre kompletnie niepilnowany dopadł do bezpańskiej piłki na 12. metrze, miał dużo czasu do przygotowania się na uderzenie, jednak strzelił z pierwszej piłki wysoko nad bramką, wykańczając tę akcję w najgorszy możliwy sposób. W 68. minucie zachował się podobnie jak w finale Pucharu Polski, zwiódł rywala i przełożył futbolówkę na prawą nogę, jednak przy strzale odchylił się za bardzo i również posłał piłkę w trybuny. Portugalczyk jest całkowicie pod formą i jak po meczu słusznie zauważył dyrektor sportowy Michał Żewłakow, kwota, jaką Legia może przygarnąć latem na niego, może znacznie zmaleć.
Ryoya Morishita - Ewidentnie zeszłotygodniowy występ finałowy w wykonaniu Japończyka był tylko przebłyskiem, bo w rywalizacji z Lechem powrócił do swojej fatalnej formy z ostatniego czasu. Poza jednym rajdem z 40. minuty, kiedy wyłożył piłkę na pole karne do Rubena Vinagre, większość z nich była kompletnie nieudana, kończyły się niepowodzeniami i głupimi stratami, których łącznie zanotował 17. W wielu momentach wyglądał na zagubionego, brakowało mu pewności siebie i zdecydowania. Wielokrotnie potykał się o własne nogi i z łatwością przegrywał pojedynki z rywalami. Jakość jego dośrodkowań również nie była zadowalająca, tylko 1 z 6 było celne, choć akurat spowodowało ono groźny strzał Claude'a Goncalvesa w pierwszej połowie. Dwukrotnie miał szanse na uderzenie na bramkę, jednak oba strzały poleciały wysoko ponad poprzeczkę. Szczególnie to z 84. minuty, kiedy uderzał z ok. 14 metra, powinno zakończyć się minimum celnym strzałem. Bardzo brakowało sprawnych decyzji i przebojowości Morishity w tym meczu.
Luquinhas - Właściwie jedyny pozytywem jego występu w tym meczu był jego udział w pressingu drużyny, który odpłacił się dobrym odbiorem w doliczonym czasie pierwszej połowy, po którym rozpoczęła się akcja zakończona główką Claude'a Goncalvesa. Poza tym Brazylijczyk nie zapewniał kompletnie żadnych konkretów. Luquinhas był zaskakująco pasywny, rzadko decydował się na drybling czy niekonwencjonalne zagranie, a jego obecność na boisku była momentami niemal niezauważalna, choć ze statystyk wynika, że w pojedynkach z rywalami radził sobie dość dobrze. Tym bardziej szkoda, że nie decydował się na nie znacznie częściej. Generalnie skrzydłowy unikał ryzyka, a jego podania były przewidywalne i najczęściej rozgrywane wszerz lub do tyłu, co nijak nie wpływało na przyspieszenie gry. Dwukrotnie decydował się na strzały, jednak jego intencje były czytane z łatwością i blokowane przez defensorów Lecha. Dodatkowo na jego karb i pasywność w defensywie po części można zrzucić stratę bramki. Luquinhasowi zabrakło agresji, bliższego podejścia do Aliego Gholizadeha, któremu zostawił zbyt dużo przestrzeni, a ten wykorzystał to, ogrywając go na zamach i oddając cudowny strzał.
Ilja Szkurin - Przebywał na boisku przez 57 minut. Właściwie przy opisie "gry" Białorusina w tym meczu można byłoby pozostawić tylko to zdanie. W ofensywie po prostu nie istniał. Często schodził nisko poza pole karne, by pomagać w rozegraniu piłki, w którym był kompletnie niedokładny, a przy tym brakowało go w miejscu, w którym napastnik powinien się znajdować. W pressingu także nie dawał żadnych korzyści, w większości wyższych ataków drużyny po prostu dreptał i nawet nie próbował agresywniej zaatakować rywali.
Zmiennicy
Kacper Chodyna - Wszedł na murawę w 77. minucie. W zasadzie nie wprowadził do gry drużyny żadnych konkretów. Parę razy próbował ruszyć prawą stroną, jednak w swoich rajdach nie potrafił wywalczyć choćby rzutu rożnego. Zmiana neutralna, mogłoby jej nie być. Chwilę po jego wejściu Legia straciła bramkę, ale to tylko przypadek.
Marc Gual - Dostał swoją szansę na grę od 57. minuty. W zasadzie dużo więcej od Ilji Szkurina Hiszpan od siebie nie dał. Był nieco aktywniejszy, trochę częściej można było go zobaczyć z piłką przy nodze, ale nie potrafił z nią zrobić żadnych korzyści, a nawet utrzymać się z nią na dłuższą chwilę. Był błyskawicznie neutralizowany przez obrońców Lecha, a jego gra tyłem do bramki była nieskuteczna. Przegrał dosłownie wszystkie pojedynki z rywalami i nie miał ani jednego udanego dryblingu, co przy specyfice jego gry, jest po prostu fatalnym wynikiem. Raz próbował zagrozić bramce Lecha, jednak jego proste uderzenie z dystansu poszybowało daleko obok bramki. Był to bardzo słaby występ w wykonaniu Guala, podobnie jak jego zachowanie na ławce rezerwowych, gdy podczas własnego meczu bardziej interesował się wynikiem innego spotkania.
Tomas Pekhart - Wszedł na boisko w 84. minucie. Grał zbyt krótko, by ocenić jego występ.