Nasze oceny
Plusy i minusy po meczu z Cracovią
W ostatnim wyjazdowym meczu sezonu 2024/25 Legia Warszawa przegrała z Cracovią 1-3. Legionistom od początku meczu nie układała się gra, dali się zdominować rywalom, a dodatkowo popełniali dziecinne błędy, które gracze z Krakowa skrupulatnie wykorzystywali. Zapraszamy na oceny, jakie przyznaliśmy podopiecznym trenera Goncalo Feio za to spotkanie.
Kacper Tobiasz - Jedyny pozytyw niedzielnego spotkania. Tobiasz dwoił się i troił, by zatrzymać rywali. Kilkukrotnie ratował zespół swoimi interwencjami, których łącznie zanotował cztery. Musiał zachować czujność od samego początku meczu, bo już w 6. minucie potrzebował refleksu, by wybronić strzał z dystansu Amira Al-Ammariego. Jego główną interwencją było jednak wybronienie w 35. minucie rzutu karnego wykonywanego przez Benjamina Kallmana. Golkiper Legii świetnie wyczuł intencje Fina, wyciągnął się w lewą stronę i odbił piłkę lecącą na dobrej wysokości do obrony. Przy żadnej z trzech strzelonych przez Cracovię bramek nie miał nic więcej do powiedzenia. Warto zaznaczyć, że przy pierwszym golu Filipa Rózgi golkiper miał piłkę na ręku, ale prześlizgnęła mu się ona przez palce.
Radovan Pankov - Serb powrócił do pierwszego składu i był najpewniejszym z trio defensywnego. Nie ustrzegł się drobnych błędów, przede wszystkim mógł zachować się lepiej przy drugiej straconej bramce, kiedy zbyt pasywnie zaatakował w środku pola wyprowadzającego atak Ajdina Hasicia, ale w porównaniu do partnerów z linii obrony, prezentował się najbardziej stabilnie. Często dobrze ustawiony, skutecznie przeciął kilka groźnych podań i nie bał się fizycznej walki z rywalami. Poza tym dawał od siebie sporo w ofensywie, zaskakująco, był wręcz najaktywniejszym ofensywnie zawodnikiem Legii. Często brał się za rozprowadzanie ataków, starał się ciągnąć do przodu, choć bez konkretów. Został zmieniony w 85. minucie.
Marc Gual - Hiszpan zagrał w tym meczu ustawiony teoretycznie bliżej bocznej strefy boiska. Wizualnie był jednak wszędzie, a zarazem nigdzie. Szczególnie w pierwszej połowie był rzadko widoczny, a jak już, to bliżej własnej połowy niż pola karnego rywali. W drugiej części brał nieco więcej ciężaru gry na siebie, co nie znaczy, że przyniosło to drużynie jakąkolwiek korzyść. Gual w każdym meczu traci piłki w sposób banalny, ale tyle razy, ile mu się to zdarzyło w Krakowie, chyba jeszcze w tym sezonie nie miało miejsca. Każda piłka, która w atakach trafiała do napastnika, chwilę później padała łupem któregoś z rywali. Łącznie stracił piłkę aż 18 razy i zanotował 22-procentową skuteczność w pojedynkach z przeciwnikami. Mam podejrzenia, że przed każdym kolejnym meczem Hiszpan otwiera komorę losującą i losuje czy zagra dobry, czy słaby mecz. W Krakowie musiał chyba wyciągnąć minimum dwie karteczki z napisem słabo, bo zaprezentował się nadzwyczaj fatalnie. To, że przebywał na boisku do samego końca, jest co najmniej zaskakujące.
Ilja Szkurin - Zaczynając od pozytywów - w 20. minucie Białorusin dał nadzieję, że Legii uda się osiągnąć w tym spotkaniu dobry wynik. Sam sposób zdobycia tej bramki pokazał jednak, jak tak naprawdę wyglądał występ napastnika. Do wykończenia przyczepić się nie można - było idealne - ale ile szczęścia potrzebował Szkurin, by piłka trafiła do niego, bo sam nie umiał przyjąć skutecznie piłki na klatkę piersiową. To nie była jedyna taka sytuacja w tym meczu w wykonaniu legionisty. W wywiadzie udzielanym dla Canal+ Sport w przerwie meczu Szkurin oburzył się, że dziennikarz śmiał stwierdzić, że piłka mu odskakuje, ale nie miał do tego żadnych podstaw, bo tak rzeczywiście było. Białorusin nie potrafił skutecznie opanować futbolówki, co, mimo niewielkiej liczby kontaktów z piłką, przyniosło aż 15 strat piłki. Poza tym Szkurinowi jeszcze w pierwszej połowie udało się dojść do sytuacji bramkowej, w której po dośrodkowaniu Rubena Vinagre z trudem opanował futbolówkę, jednak później w ładnym stylu przełożył obrońcę, choć tu akurat do wykończenia można mieć sporo zarzutów. Brakowało mu nie tylko technicznej jakości, ale i pewności siebie, bo wyglądał na boisku na piłkarza zagubionego, a zdobyty przez niego gol nie przykryje ogólnie bardzo przeciętnego występu.
Juergen Elitim - Kolumbijczyk na stadionie w Krakowie był jak widmo. Właściwie pokazał się tylko w dwóch momentach. W 19. minucie robił coś, co takiemu zawodnikowi nie przystoi. Pomocnik naciskany wcale nie mocnym pressingiem kompletnie spanikował, miał wiele możliwości wyboru, ale zdecydował obrócić się i niedokładnie wybić piłkę, wprost pod nogi Filipa Rózgi, który zanotował pierwszej trafienie w tym meczu. Elitim próbował jeszcze naprawić swój błąd i wrócić za skrzydłowym Cracovii, jednak jego napór nie przyniósł już żadnego efektu. Pod koniec pierwszej połowy Kolumbijczyk miał szansę na zdobycie gola - zebrał odbitą przez bramkarza piłkę po strzale Ilji Szkurina, dobrze wypracował sobie miejsce w polu karnym i uderzył nisko nad ziemią na dalszy słupek, ale jeden z defensorów Cracovii zdołał wybić ten strzał z linii bramkowej. Zdecydowanie brakowało w tym meczu jego odpowiedzialności, spokoju i skutecznej decyzyjności. Przede wszystkim też mało było jego zaangażowania i nieprzewidywalności, bo tym razem wybierał głównie najprostsze rozwiązania. Zszedł z boiska w 70. minucie.
Steve Kapuadi - Beznadziejny mecz w wykonaniu Francuza. Od początku grał zbyt zachowawczo, zostawiał rywalom zbyt dużo przestrzeni. Brak zdecydowania i odwagi w pojedynkach sprawiały, że ofensywni zawodnicy Cracovii z łatwością wykorzystywali jego pasywną postawę. Kapuadi często spóźniał się z interwencjami, nie nadążał za dynamicznymi atakami gospodarzy i wyglądał na zdezorientowanego. Przez cały mecz zresztą nie udało mu się wykonać choćby jednego udanego odbioru czy przechwytu. Swój słaby występ skwitował fatalnym błędem przy drugiej zdobytej przez Cracovię bramce. Wydawało się, że stoper przejmie i opanuje prostopadłe podanie Ajdina Hasicia w kierunku Benjamina Kallmana, jednak defensor jakość dziwnie zebrał się do tej interwencji i ostatecznie tylko lekko odbił piłkę przed siebie, co wyprowadziło fińskiego napastnika na pozycję sam na sam z Kacprem Tobiaszem. Był to występ pełen chaosu i niepewności.
Jan Ziółkowski - Młodemu, jeszcze niedoświadczonemu obrońcy w końcu musiał przydarzyć się taki występ. Ziółkowski grał nieco lepiej niż Steve Kapuadi, kilka razy wykazał się skutecznymi interwencjami, jednak popełnił zbyt dużo błędów, które mogły lub były kosztowne. W 33. minucie, mimo nieznacznie lepszego ustawienia, przegrał pojedynek szybkościowy z Filipem Rózgą, dał się wyprzedzić skrzydłowemu tuż przed polem karnym i ofiarnym wślizgiem faulował rywala już w "szesnastce", prokurując tym samym rzut karny. Choć opinie są podzielone, niektórzy twierdzą, że sędzia Damian Sylwestrzak popełnił w tej sytuacji błąd odgwizdując "jedenastkę", to jednak fakt jest faktem - rzut karny był wykonywany. Stoper mógł się zachować znacznie lepiej także przy trzecim trafieniu gospodarzy. To legionista był odpowiedzialny za krycie Gustava Henrikssona, który zbiegł na bliższy słupek, a defensor Legii jakby nie był tym początkowo zainteresowany. Gdy zauważył, że piłka z rzutu rożnego zmierza w kierunku tego zawodnika, było już za późno, by naprawić krycie. Oby te błędy były dla Ziółkowskiego lekcją, z której wyciągnie wnioski i zaowocują one na przyszłość.
Maximillian Oyedele - Podobnie jak w przypadku Jana Ziółkowskiego, młodemu pomocnikowi, po świetnym okresie, w końcu mógł przydarzyć się słabszy występ. Wydaje mi się, że trochę brakowało mu w tym spotkaniu zaangażowania. Oyedele nie był tak agresywny, jak w poprzednich meczach, nie zawsze naciskał rywali, a momentami zbyt łatwo im odpuszczał. Przez to też zdecydowanie częściej i łatwiej udawało im się go pokonywać i generalnie zdominować środek pola. Samo to, że tylko 28% jego pojedynków było skutecznych pokazuje, że z jego motywacją i energią w tym meczu było coś nie tak, a przeciwnikom udało się przytłoczyć go fizycznością i determinacją. W kwestii rozegrania piłki również nie był tak zaangażowany jak zazwyczaj, brakowało jego wejść z futbolówką przez środek pola i połykania z nią przestrzeni. Został zmieniony w 57. minucie.
Paweł Wszołek - Mimo że był w tym spotkaniu ustawiony nieco wyżej, nie jako prawy obrońca a wahadłowy, to było go po prostu mało, głównie w ofensywie, ale także w defensywie. Sama statystyka zaledwie 14 wykonanych podań przez 90 minut gry pokazuje, że Wszołek wykazywał zdecydowanie zbyt mało aktywności. Zasadniczo ciężko jest przypomnieć sobie jakąkolwiek wypracowaną przez niego groźną akcję, bądź w której w ogóle uczestniczył. Trzeba napisać wprost, że kapitan drużyny zawiódł w tym meczu na całej linii, szczególnie że przy jego bardziej ofensywnym ustawieniu liczyliśmy, że będzie miał znacznie więcej okazji, by pokazać swoje walory ofensywne.
Ruben Vinagre - Podobnie jak Paweł Wszołek, nie wykazywał się w tym meczu szczególną aktywnością, choć w ofensywie brał nieco więcej odpowiedzialności za grę i nawet udało mu się coś wykreować. Generalnie był w tym meczu nieco bardziej dokładny niż w ostatnich pojedynkach. Szczególnie dwa dośrodkowania w kierunku Ilji Szkurina zapadły w pamięć, bo to po nich Legii udało się wykreować jedyne sytuacje bramkowe w tym meczu. Gdyby był skrzydłowym, być może nie zapracowałby na ocenę w pełni negatywną. Trzeba jednak pamiętać, że Vinagre jest bocznym obrońcą, ma również zadania defensywne, o których notorycznie zapomina. Przez wypady do przodu brakuje go z tyłu, a Portugalczyk ani myśli, by jak najszybciej wrócić na jego nominalną pozycję. Tak również było w Krakowie, gdzie na jego stronie dzielił i rządził Filip Rózga, a Vinagre brakowało, by pomóc w kryciu skrzydłowego, ale także innych ofensywnych zawodników Cracovii. Portugalczyk przez to nie tylko nie pomagał w kryciu, ale wręcz uniemożliwiał zespołowi skuteczne przesuwanie i zamykanie przestrzeni. Zszedł z boiska w 70. minucie. Vinagre z każdym meczem daje coraz więcej argumentów, by podważać jego przydatność jako bocznego obrońcy.
Mateusz Szczepaniak - Skrzydłowy po raz pierwszy wystąpił w pierwszym składzie Legii Warszawa w rozgrywkach Ekstraklasy. Dla młodzieżowca była to niezwykła szansa, by pokazać swój talent i nabyte już umiejętności. Niestety, nie udało mu się jej w pełni wykorzystać. Nie można odmówić mu zaangażowania, bo starał się pokazywać do podań, nie unikał gry i próbował brać w niej czynny udział, a widać było również, że szczególnie w pierwszych minutach meczu, jego koledzy często grali na niego i dawali mu inicjatywę. Dało się jednak zauważyć, że fizycznie na razie nie dorasta do tego poziomu, szczególnie w pojedynkach z tak doświadczonym zawodnikiem, jakim jest Otar Kakabadze. Szczepaniak wielokrotnie odbijał się od rywali, nie potrafił ich pokonać, przez co zdecydowanie zbyt często tracił posiadanie. Straty i nieudane dryblingi sprawiły, że z czasem coraz mniej piłek kierowano na jego stronę, a on sam stopniowo znikał z gry. Opuścił murawę w 57. minucie. Trzeba jednak pamiętać, że cała drużyna nie dojechała na ten mecz, a Szczepaniak na pewno zasługuje, by dawać mu kolejne szanse.
Zmiennicy
Wojciech Urbański - Pojawił się na boisku w 70. minucie. Choć podczas ostatnich zmian nie prezentował się dobrze, to w Krakowie w końcu przełamał złą passę. Wniósł trochę ożywienia i jakości w ofensywie do gry podłamanego po stracie trzeciego gola zespołu. Pokazał się z dobrej strony z piłką przy nodze, potrafił z nią przyspieszyć i zwieść rywala. To w 77. minucie przełożyło się na wypracowanie sytuacji do strzału. Choć nie była ona łatwa, to z ostrego kąta Urbańskiemu udało się uderzyć celnie, a w tym meczu celności w wykonaniu Legii było jak na lekarstwo. Spróbował jeszcze strzału z dystansu w doliczonym czasie gry, ale został zablokowany. Naprawdę przyzwoita, dająca impuls zmiana w wykonaniu Urbańskiego.
Artur Jędrzejczyk - Defensor wszedł na murawę w 57. minucie. Generalnie prezentował się nie najgorzej - udało mu się kilka razy zażegnać zagrożenie ze strony rywala, wybić piłkę zagrywaną na pole karne Legii czy wygrać ważne pojedynki z przeciwnikami. Jak zawsze wykazywał się odpowiednią fizycznością i reakcjami. W 71. minucie popełnił dwa spore błędy - najpierw w złym wyprowadzeniu piłki na własnej połowie, co skończyło się stratą, którą później ratował faulem na ok. 25 metrze i doprowadził do groźnej okazji dla Cracovii ze stałego fragmentu gry. Ogólnie wniósł nieco pewności w poczynania obrony.
Pascal Mozie - W 70. minucie tego meczu zadebiutował w barwach Legii. 17-latek nie wyróżnił się niczym specjalnym, ale nie można powiedzieć, by był jakkolwiek przestraszony występem w pierwszej drużynie. Pomocnik pokazywał się w środku pola, starał się wspomagać drużynę w rozgrywaniu piłki i kilka razy skutecznie przyspieszył ataki podaniami do przodu. Zresztą przez te 20 minut gry zanotował tyle samo podań, co np. Paweł Wszołek, więc naprawdę starał się coś od siebie pokazać. W 77. minucie uderzył wybitą przed pole karne futbolówkę, jednak posłał ją wysoko w trybuny. Gratulujemy debiutu i czekamy na dalsze występy.
Rafał Augustyniak - Wszedł na boisko w 57. minucie. Zastąpił Maxiego Oyedele i miał za zadanie zabezpieczyć środek pola, w końcu zneutralizować ataki gospodarzy przeprowadzana tą tercją boiska. Doświadczonemu defensywnemu pomocnikowi nie udało się jednak tego wykonać. Często był pasywny, bierny, jakby wszedł na boisko bez przekonania, że może jeszcze coś zmienić. Zbyt często tylko asekurował z daleka, nie doskakiwał odpowiednio szybko do rywali i nie podejmował walki w środku pola, przez co nie był w stanie przejąć kontroli. Jego zmiana kompletnie nic nie wniosła i nie zmieniła poczynań drużyny.
Oliwier Olewiński - Pojawił się na boisku w 85. minucie. Grał zbyt krótko, by ocenić jego występ.