Plusy i minusy po meczu z Górnikiem
W niedzielny wieczór Legia Warszawa przegrała w Zabrzu 1-3 z liderem tabeli, Górnikiem. Legioniści nie potrafili poukładać swojej gry, znaleźć pomysłu na pokonanie szczelnej obrony gospodarzy, a dodatkowo popełniali proste błędy, które pozwalały zabrzanom z łatwością przejąć kontrolę nad meczem. Rotacje trenera Edwarda Iordanescu nie przyniosły żadnych korzyści, a rumuński szkoleniowiec tylko podważył swoją wiarygodność. Zapraszamy na oceny, jakie przyznaliśmy jego podopiecznym za występ na Górnym Śląsku.
Damian Szymański - Jedyny zawodnik z wyjściowego składu, którego nie można mocno zrugać za ten mecz. Nie był to jednak tak aktywny występ w jego wykonaniu, jak zazwyczaj. Ze swoich zadań wywiazywał się dość dobrze - starał się zabezpieczać środek pola, jednak przy opieszałości reszty zawodników, licznych strat, było to naprawdę ciężkim zadaniem. Ogółem jednak zanotował stuprocentową skuteczność w pojedynkach z rywalami i popisał się kilkoma ważnymi przechwytami i odbiorami piłki w środku pola. Szymański zabierał się za rozegranie piłki, lecz robił to znacznie rzadziej niż w poprzednich spotkaniach. Robił to również głównie na własnej połowie, bardzo rzadko można było zobaczyć go wyżej niż okolice linii środkowej boiska. Kilka razy próbował dograć górne podanie za linię obrony, zanotował w tym dość dobrą skuteczność - 9 z 12 jego wysokich podań okazało się celne. Momentami brakowało jego asekuracji środkowych obrońców, szczególnie widoczne było to przy golu otwierającym dla gospodarzy, choć generalnie jego pomoc we własnym polu karnym była zdecydowanie mniejsza. Jeśli jednak każdy z zawodników Legii zagrałby przynajmniej na poziomie Szymańskiego, spotkanie mogłoby potoczyć się całkowicie inaczej.
Arkadiusz Reca - To był po prostu fatalny występ lewego obrońcy. Większość groźnych ataków Górnika, a na pewno wszystkie akcje bramkowe gospodarzy szły jego flanką, a szczególnie przy pierwszych dwóch Reca popełnił fatalne błędy. Przy pierwszym trafieniu boczny defensor kompletnie odpuścił krycie Ousmane Sowa, zamiast zaatakować skrzydłowego, cofał się, dając mu mnóstwo wolnej przestrzeni i swobodę do dośrodkowania. Druga bramka dla Górnika to kolejny pokaz braku koncentracji byłego reprezentanta Polski. Najpierw przy wyprowadzeniu akcji dał się z łatwością ograć i wyprzedzić Lukášowi Ambrosowi, który poprowadził akcję do środka pola i wyprowadził Jarosława Kubickiego do strzału. Gdy Kacper Tobiasz odbił wspomniane uderzenie w kierunku lewego obrońcy, ten zamiast podbiec do piłki i jak najszybciej się jej pozbyć, czekał aż ta trafi pod jego nogi, co wykorzystał Sow, wyprzedził zdziwionego Recę i wpakował piłkę do siatki. Pośrednio popełnił błąd również przy trzecim golu gospodarzy - zamiast odbudować pozycję i wrócić do defensywy, Reca wyszedł za linię boczną po piłkę, myśląc, że sędzia odgwiżdże faul na Kacprze Urbańskim, jednak arbiter nie użył gwizdka, a letni nabytek Legii zostawił mnóstwo wolnej przestrzeni na prawej flance. Generalnie Reca kompletnie nie radził sobie z szybkimi skrzydłowymi Górnika i nie potrafił powstrzymać ich kontrataków. Wygrał tylko 1 z 8 pojedynków z rywalami. Owe kontry zresztą sam licznie prowokował fatalnymi próbami zagrań na pole karne i słabą jakością prostopadłych podań. Reca tym występem pokazał, że jego forma nie jest stabilna, a pozycja lewego obrońcy w Legii nadal nie jest dobrze zabezpieczona.
Paweł Wszołek - Prawy obrońca wcale nie zagrał lepiej niż jego partner na drugiej flance. Choć nie popełnił tak dużej liczby błędów, jego ustawianie się i reakcje w defensywie nie były mniej chaotyczne. Momentami Wszołek wydawał się zagubiony na boisku, nie potrafił się odnaleźć i utrzymać pozycji. Jego starcia z Maksymem Chłaniem nie kończyły się dla niego pozytywne, a młody Ukrainiec z łatwością potrafił wykiwać doświadczonego reprezentanta Polski. Częściowo można przypisać mu winę przy pierwszym straconym golu, choć Wszołek nie znalazł się w łatwej sytuacji. Prawy obrońca zauważył przed sobą niekrytego zawodnika w polu karnym i przesunął pozycję, jednak wobec braku asekuracji, pozostawił kompletnie niepilnowanego Maksyma Chłania, który wykorzystał to i "otworzył" wynik. Oprócz braku stabilności w defensywie, był po prostu bezproduktywny w ofensywie. Wszołek nie brał udziału w akcjach własnej drużyny, nie próbował wziąć na siebie piłki, a przez cały swój występ oddał tylko jedną, nieudaną próbę dośrodkowania. Został zmieniony w 72. minucie. To był w zasadzie najgorszy występ prawego obrońcy od dawna, a jego forma w ostatnim czasie drastycznie spada w dół. Oby jak najszybciej powrócił do optymalnej dyspozycji.
Bartosz Kapustka - Jako kapitan i lider zespołu powinien w takich meczach świecić przykładem, przejąć inicjatywę, uspokoić grę i pociągnąć drużynę za sobą. Tymczasem po raz kolejny zabrakło od niego zarówno jakości piłkarskiej, jak i mentalnej. Kapustka był cieniem samego siebie – zamiast kierować poczynaniami Legii, dał się całkowicie zdominować przez rywali, którzy bez większego problemu przejmowali kontrolę nad środkiem pola. Zamiast być mózgiem zespołu, często biegał bez konkretnego celu, nie potrafiąc znaleźć odpowiedniego ustawienia. Gdy już miał piłkę przy nodze, brakowało mu zdecydowania i pomysłu. Grał zbyt wolno, przewidywalnie, nie potrafił przenieść piłki do przodu, wchodził w niepotrzebne pojedynki, co potęgowało straty i napędzało nie Legię, a gospodarzy. Zamiast przyspieszać ataki, spowalniał grę, holując piłkę w miejscach, gdzie potrzebna była szybka wymiana podań i otwierające zagranie. Był także bierny w defensywie, rzadko wspomagał swoich defensywnych partnerów, brakowało mu agresji i odwagi w podejmowaniu decyzji. Zszedł z boiska w 72. minucie, a jego występ jeszcze bardziej uwidocznił jego braki.
Juergen Elitim - Gra Kolumbijczyka przez większość meczu była chyba jeszcze większym zawodem niż występ Bartosza Kapustki. Pomocnik dał się ogrywać Patrikowi Hellebrandowi, który dzięki szczelnemu kryciu i konsekwentnej pracy w defensywie praktycznie wyeliminował go ze skutecznej gry. Elitim nie pomagał sobie powrócić do meczu – brakowało mu cierpliwości, dokładności i pomysłu. Przez niemal cały występ był do bólu nieskuteczny. Choć często schodził po piłkę i brał się za rozegranie, jego zagrania były przewidywalne i pozbawione dynamiki. Pokazywał się do podań na połowie Górnika, ale większość jego prób przyspieszenia gry czy minięcia rywala kończyło się stratą, których zanotował zresztą najwięcej z całego zespołu. Z każdą kolejną nieudaną akcją jego gra stawała się coraz bardziej chaotyczna i nerwowa. Zamiast kreować, wprowadzał w szeregi Legii jeszcze większy bałagan. Brakowało mu pewności siebie, precyzji w rozegraniu i odpowiedzialności w podejmowaniu decyzji. W efekcie, zamiast być łącznikiem między defensywą a atakiem, nie potrafił wnieść do gry zespołu świeżości i dynamiki. Dopiero po trzeciej bramce, gdy gracze Górnika nieco się rozprężyli, udało mu się zyskać więcej przestrzeni i rozwinąć skrzydła. To Elitim swoim dobrym, górnym podaniem odnalazł Kacpra Urbańskiego na skraju pola karnego, który zanotował asystę przy trafieniu Wahana Biczachczjana. Podanie Kolumbijczyka było kluczowe do zdobycia honorowego trafienia, lecz to zdecydowanie za mało, by uratować się przed negatywną oceną.
Steve Kapuadi - Dużo chaosu było w poczynaniach środkowego obrońcy. Reprezentant Demokratycznej Republiki Konga wielokrotnie gubił się w kryciu, reagował z opóźnieniem i gubił z radarów rywali, zostawiając im zbyt dużo przestrzeni. Jego gra sprawiała wrażenie nerwowej i pozbawionej pewności. Zamiast spokoju i asekuracji, Kapuadi często wprowadzał niepotrzebne zamieszanie w szeregi defensywne Legii. Skutkiem jego błędnych decyzji była m.in. pierwsza stracona bramka. Kapuadi przy tym ataku zdecydował się pójść za zawodnikiem, który mógł być pokryty przez innego z jego partnerów, a także nie stanowił żadnego zagrożenia, bo wybiegał z pola karnego. Ostatecznie zakończyło się na tym, że stoper nie pokrył nikogo, a cała linii obrony musiała się przesunąć i pozostawiła kompletnie niekrytego Maksyma Chłania. Decyzja Kapuadiego mogła być kluczowa przy tej akcji i zaburzyła działanie całej formacji obronnej. W dalszej części meczu obrońca nie potrafił się zbytnio uspokoić. Jego interwencje były chaotyczne, skuteczność w pojedynkach znikoma, a próby wyprowadzenia piłki kończyły się często stratami lub wybiciami na oślep. W ostatnim czasie można odnieść wrażenie, że Kapuadiego dopadła "klątwa Rubena Vinagre", gdyż po podpisaniu nowego kontraktu znacznie spuścił z tonu.
Radovan Pankov - Był najstabilniejszym z defensorów, jeśli chodzi o czytanie gry i ustawianie się, lecz również nie grzeszył skutecznością oraz pewnością w defensywie. Miał ogromne problemy, by poradzić sobie w tym meczu z napastnikiem gospodarzy, który z łatwością go pokonywał i wygrywał z nim większość pojedynków. Jedno z takich starć było kluczowe przy trzeciej straconej bramce. Choć Pankov dobiegł do Sondre Lisetha i dopadł do niego w polu karnym, to nie potrafił sobie z nim poradzić, dał mu się obrócić tyłem do bramki i odegrać piłkę do uderzającego Matusa Kmeta. Serb grał z dużą agresywnością, ale nie potrafił utrzymać granicy i często faulował - żółtą kartkę otrzymał już w pierwszej połowie, a w drugiej części, gdyby tylko Liseth mądrze to wykorzystał, był bliski przedwczesnego zakończenia meczu i jeszcze większego osłabienia zespołu. Na pozytywne wyróżnienie zasługuje jego zachowanie w polu karnym przeciwnika z 45. minuty, kiedy wykorzystał błąd bramkarza, zebrał odbitą przez niego piłkę i dobrze dośrodkował w głąb pola karnego, dając szansę Milecie Rajoviciowi na zdobycie kontaktowego gola.
Kacper Tobiasz - Szczególnie przy jednej interwencji golkipera można było przypomnieć sobie poczynania starego, choćby niezbyt dobrze wspominanego Kacpra Tobiasza. Chodzi oczywiście o obronę strzału z dystansu Jarosława Kubickiego z 31. minuty. Może nie był on bardzo łatwy do interwencji, ale na pewno nie na tyle, by odbić piłkę wprost przed siebie i po części sprokurować drugie trafienie dla zabrzańskiego zespołu. Przy pierwszym trafieniu golkiper popełnił błąd w podjęciu decyzji - Tobiasz spodziewał się raczej strzału na dalszy słupek, co widać w jego ustawieniu, i tym samym zostawił sporo przestrzeni przy bliższym obramowaniu, którego nie był w stanie już zakryć dobrą interwencją. Wykazał się jednak również dwiema dobrymi interwencjami. Pierwszą zanotował w 4. minucie, kiedy odbił mocny strzał z prawej strony pola karnego Sondre Lisetha. Druga, znacznie lepsza robinsonada przyszła w 83. minucie - mimo że był zasłonięty, wyciągnął się i dobrze sparował na słupek strzał tuż nad ziemią Matusa Kmeta, co jednak na niewiele się zdało, bo na pustą bramkę dobił Ousmane Sow. Mimo tych dwóch obron, trzy stracone bramki i niezbyt dobre zachowanie przy dwóch z nich musi skończyć się negatywną oceną.
Mileta Rajović - Beznadziejny i bezproduktywny występ napastnika. Wiadomo, bez dobrego serwisu nie mógł zbyt wiele zrobić, jednak nie wykazał się zaangażowaniem, by pomóc zespołowi w wykreowaniu tych sytuacji. W zasadzie rzadko można było go ujrzeć poza polem karnym, choć drużyna ewidentnie tego potrzebowała. W "szesnastce" też był całkowicie bezzębny. Nawet gdy otrzymywał dobre dogranie, podejmował złe decyzje i nie potrafił go wykorzystać. Szczególnie dziwne było jego zachowanie z 45. minuty, gdy Radovan Pankov skutecznie posłał piłkę w jego kierunku, a napastnik mógł strzelić do pustej bramki, jednak w ostatnim momencie, zamiast atakować piłkę głową, odwrócił się tyłem do bramki. Choć futbolówka odbiła się od jego pleców i była blisko wpadnięcia do siatki, to sama reakcja atakującego budzi wątpliwości. Szanse na uderzenie miał również w 80. minucie po prostopadłym podaniu Kacpra Urbańskiego, lecz w dogodnej pozycji nie zdecydował się na strzał z prawej strony pola karnego, tylko odegrał piłkę do boku, całkowicie zaprzepaszczając szansę. Poza tym był bardzo nieskuteczny w pojedynkach z rywalami, a wiele wysokich piłek zagrywanych w jego kierunku po prostu kończyło się stratami.
Noah Wiesshaupt - Długimi momentami dało się zapomnieć, że Niemiec w ogóle znajduje się na boisku. W swoim 45-minutowym występie zaliczył zaledwie 15 kontaktów z piłką, co przy aż 7 stratach piłki jest fatalną statystyką. Wymieniał się pozycjami z Ermalem Krasniqim i kilka razy został wypuszczony przez partnerów, jednak jego rajdy i dogrania nie przynosiły żadnych korzyści, zarówno z jednej, jak i drugiej flanki. Zresztą żadne z jego 4 prób centr nie dotarło do celu i padało łupem przeciwników bądź lądowało w bocznej siatce. W 35. minucie zebrał wybite dośrodkowanie z rzutu rożnego i uderzył mocno z pierwszej piłki ze skraju pola karnego, lecz przestrzelił znacznie zarówno na wysokości, jak i szerokości bramki. Poza udanym meczem z Pogonią Szczecin, Weisshaupt nie wnosi do drużyny oczekiwanych korzyści.
Ermal Krasniqi - Kosowianin był zdecydowanie bardziej aktywnym zawodnikiem niż Noah Weisshaupt, jednak nic z tego nie wynikało. Swoimi beznadziejnymi rajdami, niepotrzebnymi pojedynkami z rywalami tworzył więcej korzyści i okazji do kontrataków dla Górnika niż własnego zespołu. Szczególnie zatrważająca była jednak jakość jego podań. Mimo że momentami próbował odkleić się od przeciwnika, znaleźć wolną pozycję, marnował to niecelnym zagraniem piłki, które tylko napędzało przeciwników. Ostatecznie zanotował 56-procentową skuteczność podań, co tylko podkreśla, jak słaby był w tym elemencie gry. Krasniqi był aktywny, szukał gry, ale robił to w sposób chaotyczny i nieprzemyślany. Brakowało mu konkretu, dokładności i współpracy z drużyną, a w efekcie jego występ okazał się jednym z najbardziej frustrujących z całego zespołu. Nie wybiegł na boisko po przerwie.
Zmiennicy
Wahan Biczachczjan - Ormianin pojawił się na murawie po przerwie. Trzeba mu oddać, że od początku wykazywał się aktywnością i starał się zmienić oblicze tego meczu. Początkowo jednak mało mu wychodziło - przegrywał większość pojedynków z rywalami, był nieskuteczny w dryblingach i wielokrotnie zbyt prosto pozbywał się piłki. Z minuty na minutę jednak rozkręcał się i próbował zrobić coś pozytywnego. Parokrotnie próbował strzelać z dystansu, próbując zaskoczyć gospodarzy. W 81. minucie po podaniu Petara Stojanovicia dobrze obrócił się z rywalem na plecach, wypracował wolną pozycję i uderzył sprzed pola karnego, lecz został zablokowany. Dziewięć minut później znów dobrze pokazał się przed "szesnastką", zebrał się i uderzył z pierwszej piłki po wyłożeniu jej przez Kacpra Urbańskiego i choć trafił zbyt blisko środka bramki, to na tyle mocno, by przełamać palce interweniującego bramkarza i zdobywając honorowego gola. Gdyby nie spora ilość niedokładności, nieudanych podań i dośrodkowań, można byłoby ocenić go pozytywnie.
Kacper Urbański - Również wszedł na boisko na drugie 45 minut. Początkowo wykazywał się całkowitą biernością, unikał gry i podobnie, jak w przypadku Noaha Weisshaupta, można było zapomnieć, że zmienił Niemca. Z czasem jednak zaczął coraz częściej brać na siebie ciężar gry, szukał możliwości przyspieszenia akcji, koronkowych odegrań z pierwszej piłki, co pozwoliło Legii na lepszą kreację ataków. W 80. minucie prostopadłym podaniem wypatrzył w polu karnym Miletę Rajovicia, wyprowadzając go na wolną pozycję, lecz Duńczyk tego nie wykorzystał. Dziesięć minut później dobrze pokazał się na skraju pola karnego do górnego podania od Juergena Elitima, z pierwszej piłki wystawił ją do niepilnowanego Wahana Biczachczjana i asystując, zanotował swoją pierwszą "liczbę" w barwach Legii. W doliczonym czasie gry posłał jeszcze celne dośrodkowanie z lewej strony na głowę Damiana Szymańskiego, lecz pomocnik trafił pod piłkę i nie wykorzystał tej okazji. Choć początek tego nie zwiastował, generalnie pokazał się z niezłej strony, lecz nie potrafił wpłynąć na grę i końcowy wynik.
Petar Stojanović - Wszedł na boisko w 72. minucie. Wykazywał się sporą aktywnością w środku pola, starał się przejmować piłkę i rozgrywać ją do przodu. Próbował przyspieszać ataki, jak m.in. w 80. minucie, kiedy między kilkoma zawodnikami Górnika dobrze wypatrzył Wahana Biczachczjana i prostopadłym podaniem pozwolił mu na oddanie strzału z dystansu. Niestety, był zamieszany także w stratę trzeciego gola - to Słoweniec był najbliżej Ousmane Sowa, lecz zamiast pokryć skrzydłowego, stał w polu karnym i dopuścił gracza gospodarzy do dobitki, a próba zablokowania strzału nie miała prawa powodzenia.
Antonio Čolak - Pojawił się na murawie w 72. minucie. To była kompletnie nietrafiona zmiana. Chorwat po prostu unikał gry, nie pokazywał się do podań i jedynie przebywał na boisku, nie będąc realnym wzmocnieniem. Wydawało się, że Čolak, po tym jak wystawił Górnika i poszedł do Legii, będzie miał jeszcze większą ochotę, by wejść i pokazać się z jak najlepszej strony, jednak nie wykazał się żadną aktywnością. W zasadzie mógłby od razu ponownie usiąść na ławce i nic by to nie zmieniło w przebiegu gry.
