Iordanescu: Klub jest zawsze na pierwszym miejscu
- To nie jest dla mnie łatwy moment, ale chcę być szczery i mówić jasno, bo uważam, że kibice i wszyscy ludzie wokół Legii zasługują na pełne wyjaśnienie. Nie lubię zbyt wiele mówić o sobie – to nie jest coś, w czym czuję się komfortowo. Ale czasem trener musi to zrobić. Jestem szkoleniowcem, który zna smak sukcesu – zarówno w klubach, jak i w reprezentacji. Ciężko pracowałem na każdy z tych momentów. Kilka razy byłem wybierany w Rumunii trenerem roku przez kibiców, dziennikarzy, piłkarzy. To były dla mnie powody do dumy. Walczyłem o trofea, zdobywałem trofea, zdobywałem mistrzostwo kraju. Wiem, jak wygląda budowanie zwycięskiej drużyny i jak wielka presja towarzyszy takim projektom. Zarówno praca w reprezentacji, jak i w dużych klubach, zawsze oznaczała presję. Dziś też tej presji doświadczam, bo nie jesteśmy w miejscu, w którym wszyscy chcielibyśmy być. Nie mamy wyników, które dają poczucie sukcesu. Ale jestem na tyle dojrzały i odpowiedzialny, by zawsze na pierwszym miejscu stawiać klub i drużynę. Tak po prostu powinno być.
Kontrakt nie jest problemem
- Chciałbym też, żeby wszyscy zrozumieli jedną ważną rzecz związaną z moim kontraktem i współpracą z Legią. Nie mogę wchodzić w szczegóły, ale Michał Żewłakow powiedział niedawno prawdę – z finansowego punktu widzenia rozmowy ze mną były najprostsze. Przyszedłem tutaj nie dla pieniędzy, tylko dla wyzwania, by walczyć o trofea. Nie prowadziłem żadnych negocjacji dotyczących wynagrodzenia, bo nie to było dla mnie motywacją. Miałem oferty, w których mógłbym zarabiać dziesięć razy więcej niż w Legii. Ale to nie był dla mnie argument. Prawda jest taka – przyjąłem to wyzwanie, bo chciałem coś tu zbudować.
- Mój kontrakt jest profesjonalny i dość złożony, ale nigdy nie chciałem, żeby jego zapisy blokowały klub w podejmowaniu decyzji. Jeśli ktoś uzna, że zmiana trenera to najlepsze rozwiązanie dla Legii – jestem na to otwarty. Od początku naszej współpracy starałem się być szczery i transparentny. Tak było, gdy tu przychodziłem, i tak będzie do ostatniego dnia mojej pracy. Nie ukrywam, że to nie jest łatwe. Wciąż jestem stosunkowo młodym trenerem, mam przed sobą przyszłość i ambicje. Ale interes klubu zawsze musi być najważniejszy.
- Skoro jestem tutaj dziś, to znaczy, że decyzja o moim pozostaniu była decyzją klubu. Więcej informacji w tej sprawie powinna przekazać Legia – to jej decyzja. Ja mogę jedynie podsumować to, co się wydarzyło do tej pory.
Analiza trwającego sezonu
- Sezon zaczęliśmy bardzo dobrze, w trudnym kontekście, po wielu zmianach. Wygraliśmy trofeum, rywalizowaliśmy z najlepszymi drużynami w Polsce, walczyliśmy o tytuł i nie przegraliśmy żadnego meczu. Awansowaliśmy do europejskich pucharów. A potem dwa spotkania wystarczyły, by wszystko się zmieniło – by stracić zaufanie części kibiców i by pojawił się sceptycyzm wobec przyszłości.
- Uważam jednak, że w lidze mogliśmy mieć spokojnie 5–6 punktów więcej. W wielu meczach kontrolowaliśmy sytuację – w Płocku zabrakło skuteczności, w Krakowie przegraliśmy po jednym celnym strzale i jednym rogu. Z Rakowem, przy pełnym szacunku dla rywala, byliśmy drużyną lepszą i zasłużyliśmy na zwycięstwo. Podobnie z Jagiellonią, podobnie z Arką, gdzie mieliśmy duże okazje, ale nie potrafiliśmy ich wykorzystać.
- Oczywiście, popełnialiśmy błędy – bywała w nas naiwność – ale też nie mieliśmy szczęścia. I to także część prawdy o tym sezonie. To najpewniej najbardziej pechowy okres w całej mojej karierze trenerskiej. W ostatnim meczu kontrolowaliśmy grę, najpierw w jedenastu na jedenastu, później nawet w dziesięciu na jedenastu. Dwa momenty wystarczyły, by wszystko się posypało – najpierw gol, potem rzut karny i czerwona kartka. Czasem w takich sytuacjach nawet nie da się zareagować. Mimo to zdobyliśmy bramkę, mieliśmy ogromną szansę na 2-2 grając w osłabieniu, a zamiast tego skończyło się wynikiem 1-3.
Jak odmienić Legię?
- To jest proces – on się jeszcze nie zakończył. Wciąż potrzebujemy wielu korekt i poprawek. Ale jestem przekonany, że prawdziwe oblicze Legii to te dobre mecze z czołowymi drużynami, o których mówiłem wcześniej, a nie te dwa ostatnie spotkania. Niestety, dwa mecze wystarczyły, by niemal wszystko zostało zburzone.
- Wiem, że wszyscy pytają o pomysł na wyjście z kryzysu. Ale przecież ten sam człowiek, który siedzi teraz przed wami, przygotowywał mecze z Lechem Poznań, Rakowem czy Jagiellonią. Razem ze sztabem wkładamy w to całą wiedzę, pasję i energię – analizujemy rywali, przygotowujemy plan, dbamy o każdy detal, by drużyna była gotowa na każde wyzwanie.
- Przychodziliśmy na mecz z Górnikiem po serii pięciu bardzo solidnych spotkań i – powiem to wprost – popełniliśmy ogromny błąd, myśląc, że samo wyjście na boisko wystarczy, żeby wygrać. Od tamtego momentu weszliśmy na ścieżkę, na którą nie powinniśmy byli wchodzić. Zaczęliśmy czuć presję, tracić pewność siebie, zadawać sobie coraz więcej pytań.
- Teraz potrzebujemy przede wszystkim dobrego wyniku, który pozwoli odzyskać wiarę i charakter. Musimy być mężczyznami zanim będziemy piłkarzami – potrzebujemy pewności siebie i osobowości. Trzeba dalej pracować, bo z zaangażowania zawodników w treningach jestem naprawdę zadowolony. Mamy jednak duży, bardzo duży problem w ostatniej strefie boiska. Tworzymy mnóstwo sytuacji, ale kończymy zbyt mało akcji i strzelamy za mało goli. Można mieć 70% posiadania piłki – a często tak właśnie jest w naszych meczach – ale to nie wystarczy, żeby wygrywać. Z tej przewagi trzeba umieć wyciągnąć konkretny efekt.
- Czasem trzeba zagrać bardziej bezpośrednio, prostopadłymi piłkami, wykorzystać szybkie przejścia, kontrataki, stałe fragmenty. Coraz więcej zespołów pozwala nam rozgrywać, a potem tylko czeka na nasze błędy i przestrzeń za linią obrony. Jeśli nie kończymy akcji, jeśli nie pokazujemy większej pewności w pojedynkach jeden na jeden, jesteśmy narażeni na kontry – i właśnie to widzieliśmy w ostatnich meczach.
Silny przeciwnik
- Jutro gramy z Szachtarem – to bardzo ważne spotkanie i bardzo silny rywal. Zespół o dużej jakości indywidualnej – połowa zawodników to piłkarze z Ameryki Południowej, głównie Brazylijczycy, którzy wnoszą kreatywność i technikę. Druga połowa to Ukraińcy – solidni, dobrze zorganizowani taktycznie. Szachtar to bardzo konkurencyjny zespół, w pewnym sensie podobny do nas: chce dominować, mieć piłkę, kontrolować przebieg gry.
- To drużyna, która często ma ponad 60% posiadania i blisko 90% celnych podań. Bardzo ofensywna, bardzo dobrze zorganizowana. Ale warto pamiętać, że dwa mecze przed startem ligi przegrali u siebie 1:4 – po czterech kontratakach. To pokazuje, że takie rzeczy mogą się przydarzyć każdemu.
- Wierzę w mój zespół. Jutro czeka nas bardzo trudne spotkanie, ale kluczowe będzie, żebyśmy zagrali jako drużyna – bardzo solidnie, z pełnym zaangażowaniem każdego zawodnika. Potrzebujemy determinacji, pracy, wysiłku, ale też osobowości. Musimy mieć odwagę grać, utrzymywać się przy piłce, tworzyć sytuacje i je wykorzystywać.
