REKLAMA

Legijny optymizm

Tomek Laskus - Wiadomość archiwalna

Legia jak walec miażdży kolejnych rywali, Roger obrońcom zawiązuje nogi na supeł, Włodar lobuje bramkarza (co musicie przyznać, jest zjawiskiem niespotykanym), a Janczyk strzela skuteczniej, niż prewencja z "gładkolufówek"! Dla kibiców brakuje biletów, atmosfera wokół klubu jest wspaniała! Najwięksi sceptycy przyznać muszą, że protestowa posucha zostaje nam właśnie wynagradzana.



Oczywiście mój optymizm można uznać ze niepoprawny, gdyż: a) jeszcze za wcześnie na jakiekolwiek podsumowania. b) Legia nie grała dotąd z przeciwnikiem z czołówki (zdziesiątkowaną Cracovię takowym nazwać nie można, a Groclin jest w tabeli 13.) c) bardzo możliwe, że wielka forma szybciej zniknie, niż się pojawiła. Uwagi to konkretne, mające realną rację bytu. Umiarkowane spojrzenie potrzebne jest w każdym środowisku, a tonowanie emocji najlepiej robi z reguły tym najbardziej "krewkim", stąd chłodne stwierdzenia, iż jeszcze wszystko przed nami, będą się pojawiać, mniemam, że coraz częściej. Jednak kto z nas nie jest myślami już na mistrzowskiej fecie?



Optymizmowi i fali nadziei, która zalała w ostatnim czasie Łazienkowską, dziwić się w żadnym razie nie należy. I nie należy też przed nią przestrzegać! Dlaczego? Bo ta nadzieja jest niezwykle potrzebna! Wszystkim- trenerom, piłkarzom, i nam kibicom. Wszyscy pamiętamy, jak jeszcze nie tak dawno istnienie klubu było zagrożone, bo pan Walter chciał zabierać manatki (swoje ITI) ze stolicy. Kibice się podzielili, doszło do pobicia ludzi spod tego samego "Świętego Znaku"... Woń apokalipsy kaleczyła nam nozdrza, a zamiast nadziei i pozytywów, kolejny już raz pusta "Żyleta" przygnębiała nawet tych, których dobry humor nie opuszczał dotąd nigdy. Teraz jesteśmy na drugim biegunie - dumni, szczęśliwi, i mimo wszystko, nieco zaskoczeni. Nadzieja odrodziła się w nas proporcjonalnie do niedawnych smutnych wydarzeń. Taki zastrzyk pozytywnej energii, spowodowany rozbijaniem przeciwników, sprawia, że nawet Champions League się przybliża. I pozostaje pytanie: co będzie, jeśli gdzieś w tym maratonie, noga się piłkarzom powinie? I coś nie wyjdzie tak, jak powinno?



Nie lada grosz wpadnie w ręce strażakom, którzy mogą mieć dużo pracy podczas ostatniego meczu z Wisłą. Rozczarowanie i gniew uderzy z siłą obecnego optymizmu, polecą zapewne głowy, rozpocznie się szukanie winnych i do nikąd nie prowadząca analiza sezonu, przygotowań czy poszczególnych meczów. Z mniejszym żalem pożegnamy piłkarzy, których odejście w przypadku każdego scenariusza wydaje się być prawdopodobne. Wiele osób będzie miało sobie dużo do powiedzenia. Marzenia o wielkiej Legii prysną, i mogą oddalić się na lata kolejne. Bo Legia jest teraz tak blisko sukcesu, że w sytuacji, gdy wymknie się on warszawiakom z rąk, bardzo trudnym zadaniem stanie się wskrzeszenie ducha drużyny, która zawiodła wszystkich...



Rachunek prawdopodobieństwa jest gratką dla matematyków naprawdę dobrych, do których broń Boże się nie zaliczam. I nie wyliczę, jakie szanse Legia ma na szczyt. Jednak zwyczajnie analizując, powołując się na fakty, niesiony kibicowskim optymizmem, głęboko wierzę (i widzę ku temu realne podstawy), że na koniec sezonu nasz hymn nabierze wymiaru dosłownego, nie zaś (jak niestety do tej pory) pozostawi pole do popisu interpretacji! No i Liga Mistrzów... Który legionista o niej nie marzy? Kto już powoli nie zaczyna kalkulować, na jakich potencjalnie rywali możemy trafić w eliminacjach?



Optymizm to może niepoprawny, ale jakże potrzebny na Łazienkowskiej... Bez nadziei nie dojdziemy nigdzie! Przecież możemy trafić na przeciwnika, który będzie w naszym zasięgu, piłkarze mogą rozegrać dwa bardzo dobre mecze i wywalczyć awans! To wcale nie jest niemożliwe! Tak nam wszystkim nakazuje myśleć kibicowskie serce...

REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.