Nie muszę nic udowadniać
- Mecz z Lechem oczami Marcina Burkhardta.
Marcin Burkhardt: Sądzę, że przeważaliśmy od początku spotkania. Tak jak mówiłem przed meczem, że jeżeli uda nam się szybko strzelić pierwszą bramkę, to będziemy kontrolować grę i konsekwencją będą następne. Tak też się stało. Myślę, że znamy nasz zespół, nasze możliwości i możemy spodziewać się jak będzie się układać nasza gra.
- Natomiast czego konsekwencją była ta stracona bramka?
- To ja zapytam, jaki był wynik meczu? Wygraliśmy 3-1? Tak? Zgadza się, więc bez komentarza pozostawię tę kwestię.
- Zagrałeś dzisiaj zdecydowanie lepiej niż w poprzednich meczach.
- Na pewno, choć nie było to jeszcze moje optimum. Jestem jeszcze trochę przeziębiony od początku tygodnia, choć cały czas walczę z infekcją. Już przed meczem strasznie się pociłem. Tak czy inaczej, trener na mnie postawił i sądzę, że przez te 60 minut go nie zawiodłem. Natomiast teraz trzeba wyciągnąć wnioski, bo czeka nas mecz z Wisłą Płock.
- Zatem zmiana była spowodowana przeziębieniem?
- Na tablicy było 3-0, więc zszedłem. Tym bardziej, że Vuković jest naprawdę w dobrej formie i też powinien występować, więc różne są przyczyny tej roszady w składzie.
- Wreszcie zdobyliście bramkę z akcji. To dopiero pierwszy taki gol z ostatnich pięciu.
- To cieszy, że w ten sposób strzeliliśmy bramkę, ale nieważne jest w jaki sposób to robimy. Istotne jest to, że wygrywamy. Nieważne ile razy pokonujemy bramkarzy. Ważne, żeby punkty zostawały na Łazienkowskiej.
- Jak trener mobilizował Was przed pojedynkiem z Lechem?
- Nie mogę tego powiedzieć. Trzeba o to zapytać trenera Wdowczyka.
- Szkoleniowiec puszczał Wam piosenki śpiewane przez Lechitów?
- Nie. Nie było piosenek. Zresztą byliśmy odpowiednio zmotywowani, bo wiadomo, że przed takimi spotkaniami motywacja po prostu jest.
- Mieliście ochotę dobić Lecha w drugiej połowie?
- Na pewno chęć była. Osobiście też chciałem się zrewanżować po tym, jak przegraliśmy 0-1 jesienią w Poznaniu. Byliśmy bardzo zmobilizowani i powiem szczerze, że było to widać u nas już przed meczem. Wiadomo jakie są mecze z Lechem, więc tym bardziej się cieszymy, że wygraliśmy.
- Mówiłeś przed tym meczem, że musisz coś udowodnić. Udało się?
- Nic nie muszę nikomu udowadniać. Może to były po prostu słowa wyrwane z kontekstu lub też zostałem źle zrozumiany.
- Czego zabrakło do strzelenia bramki?
- Strzałów. Przede wszystkim strzałów (śmiech) Chciałem zdobyć dzisiaj gola, ale się nie udało. Jednak jak już mówiłem, ważne, że wygraliśmy.
- Lepiej się gra, jak tak wcześnie pada bramka?
- Mówiłem już o tym na jednej konferencji prasowej, że dużo łatwiej nam się gra na Legii, na dobrej murawie i właśnie kiedy szybko obejmujemy prowadzenie. Wówczas gra nam się lepiej układa.
- To trzecie trafienie dla Legii to było takie trochę przypadkowe kiedy strzelałeś…
- No nie wiem czy strzelałem (śmiech). Zresztą „Szałach” jest tak szybki, że dojdzie do każdej piłki. Tym razem też doszedł. To było uderzenie w światło bramki. Wiadomo, że albo ktoś takie zagranie może przeciąć albo piłka zatrzepocze w siatce. W tym wypadku Sebastian ładnie to przeciął i było 3-0 dla nas.
- Żałujesz, że nie bijesz tak rzutów wolnych jak Edson?
- Czy żałuję… Sądzę, że nie. Zresztą Edson ma ku temu wszystkie predyspozycje. Potrafi solidnie uderzyć, więc już ja nie podchodzę. Nie robi tego także Tomasz Kiełbowicz.
- Utrzymaliście przewagę nad Wisłą Kraków. Już tak pozostanie do końca?
- Do końca pozostało jeszcze sześć kolejek. Musimy się mocno spiąć na finiszu. Teraz czeka nas ciężkie spotkanie z Wisłą Płock. Co będzie, to zobaczymy, ale nie spodziewam się spacerku.
- Przyznasz, że takiej atmosfery na trybunach dawno nie było.
- Zdecydowanie tak. Było naprawdę super! Owszem, było także kilka niepotrzebnych wyzwisk, ale to nie mąci jak najbardziej pozytywnego wrażenia.
Wysłuchał Fumen