REKLAMA

Jan Krzysztof Bielecki: Legii brakuje warszawiaka!

źródło: Mazowiecki Sport Express - Wiadomość archiwalna

Jan Krzysztof Bielecki, jest stałym bywalcem stadionu przy Łazienkowskiej. Nie od dziś wiadomo, że były premier RP jest zagorzałym kibicem piłkarskim. Swego czasu był nawet wymieniany, jako kandydat na szefa PZPN. Dziś raczej mu to nie grozi, woli być zwykłym kibicem i... czynnym zawodnikiem Legii, oczywiście zespołu oldbojów.

- Pochodzę z Sopotu, ale od wielu lat mieszkam w Warszawie i związałem się z najbardziej zasłużonym klubem w mieście - opowiadał po meczu Legii z Górnikiem Zabrze premier Bielecki.
- To dziwne, że w warszawskim klubie nie ma ani jednego rodowitego warszawiaka. Długo przebywałem w Anglii i tam zauważyłem, że polityka klubów w tej sprawie jest klarowna. W każdej drużynie musi być tak zwany "swój człowiek", czyli zawodnik, z którym utożsamiają się kibice. Tak było w Manchesterze United i jego słynnymi dziećmi Busby'iego. W Barcelonie jest na przykład Puyol, a w Realu Raul. To tacy piłkarze-symbole. Brakuje mi kogoś takiego w Legii. Gdybym był trenerem warszawskiej drużyny, kazałbym poszukać zawodnika z Warszawy. W trudnych chwilach, jakie ostatnio przeżywała Legia, tacy gracze pełnią bardzo ważną rolę.

Legia zawsze miała z tym problemy. Przez wiele lat był to klub najemników.
- Ale proszę przypomnieć sobie, kim byli dla kibiców z Żylety Dariusz Dziekanowski, Roman Kosecki czy Wojciech Kowalczyk. Im zawsze szybciej wybaczano grzechy niż zawodnikom z innych miast. Kibice im ufali, bo zawodnicy ci wychowali się razem z nimi.

Jednak obok nich idolami byli przybysze z Polski, Kazimierz Deyna i Leszek Pisz.
- Ci gracze na lata związali się z warszawskim klubem. Nie mam nic przeciwko temu, że skandują teraz nazwiska Rogera i Edsona. Ale ci zawodnicy lada moment opuszczą Legię. Zagraniczni piłkarze szybko przychodzą, a jeszcze szybciej opuszczają klub. Nie można na nich budować drużyny. Chciałbym, by fanów przyciągał na stadion jeden czy drugi warszawiak. Piłkarz, który kilka lat wcześniej był na przykład szalikowcem na Żylecie.

Nie jest jednak tak źle. W szerokiej kadrze jest Jakub Polniak, a na ławce trenerskiej Dariusz Wdowczyk, rodowity warszawiak, a przede wszystkim były zawodnik stołecznego klubu.
- No i od razu widać jaką popularnością cieszy się Wdowczyk wśród kibiców. Drużyna przegrywała, ale nikt nie wznosił wrogich okrzyków na szkoleniowca Legii.

Jednak na boisku brakuje człowieka z warszawskim charakterem.
- Tak naprawdę, to w tej chwili nie ma żadnego zawodnika, który krzyknąłby na pozostałych i poustawiał na boisku. W takiej Chelsea, jak John Terry warknie, to wszyscy wiedzą, kto jest kapitanem zespołu. Mecz z Górnikiem Zabrze pokazał, że jedynym zawodnikiem, który nie boi się przejąć odpowiedzialności za grę, jest Roger. Być może lada moment Brazylijczyk stanie się liderem z prawdziwego zdarzenia.

Wszyscy chwalą Dicksona Choto, może on powinien zapanować nad tym bałaganem?
- Nie ma szans. To problem charakteru Choto. On jest za spokojny. Nie dyryguje zespołem tak, jak powinien. Z racji umiejętności i zajmowanej pozycji na boisku mógłby być liderem zespołu, ale ten piłkarz woli być w cieniu innych.

Legioniści wreszcie się przełamali. Spodziewał się pan, że tak łatwo będą strzelać gole rywalom z Zabrza?
- Czułem, że wygrają, ale nie sądziłem, że tak szybko otrząsną się po meczu z Szachtarem. Przecież minęło raptem dwa dni i znów musieli wyjść na boisko. Chwała im za to. Pokazali, że jednak mają charakter. Rozegrali świetną pierwszą połowę i na dobrą sprawę wynik nie odzwierciedla przebiegu meczu. Kibice znów mogli obejrzeć efektownie grającą Legię.

Rozmawiał Jarosław Czerniak

REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.